Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Kochani, bezpośrednio od handlarza Lusia została w trybie pilnym przetransportowana do kliniki leczenia ochwatu, cały czas wykazywała bardzo dużą bólowość. Zostały wykonane zdjęcia RTG, na których widać jak poważne ma schorzenie. Podano jej leki przeciwbólowe oraz przeciwzapalne. Natomiast rokowania od początku były bardzo ostrożne i niestety do samego końca nie było wiadomo co przyniosą kolejne dni.
Dziś rano pożegnaliśmy Lusię, jej serduszko nie wytrzymało i poddało się mimo że walczyła do samego końca.
Wam z całego serca chciałam podziękować za pomoc i wsparcie dla tej biednej klaczy. Nie mogliśmy zrobić nic więcej, ale przynajmniej w tych ostatnich dniach nie musiała cierpieć w złych warunkach. Była otoczona opieką, lecz niestety czasem nie mamy wpływu na pewne wydarzenia i los. Do zobaczenia Lusiu, dziękuję Ci że byłaś.
Kochani, byłam u handlarza. Wracając do samochodu, za oborą, kątem oka zobaczyłam przerażoną Lusię! Stała tam, skulona, udając, że jej wcale nie ma. Pałąkowate, zdeformowane kopyta. Koślawe nogi. Odarta skóra na guzach biodrowych.
I cierpienie w oczach tak wielkie, że serce pęka. Gdy podeszłam bliżej, skuliła się jeszcze bardziej. Był upał, a ona cała drżała. Z napięcia. Z przerażenia. Z bólu i stresu. Nie chciała marchewki ani jabłka. Odwracała głowę, jakby się wstydziła tego, jak wygląda. Wiedziałam, że gdyby tylko mogła, uciekłaby jak najdalej, ale nie mogła, bo ból ochwaconych kopyt był zbyt wielki. Bujała się jak wahadło, ale nie była w stanie zrobić nawet jednego, małego kroku. Stała bezbronna na tej stercie śmieci, czekając na to, co zrobi z nią handlarz. Nie kładła się, choć bolały ją nogi. Ona się bała, że już nie wstanie.
Rzeźnicka lina luźno zwisała z jej głowy, handlarz śmiał się, że nie ma po co jej wiązać. Nigdzie nie pójdzie przecież. Na kopytach, które sprawiają, że każdy krok jest okupiony niewyobrażalnym cierpieniem, nie da się uciec nawet przed śmiercią.
Spytałam o Lusię, handlarz powiedział mi, że nie jest stara, że urodziła kilka źrebaków, ale zachorowała na ochwat. Powiedział, że on takich zdechlaków nie nabywa, ale ją kupił, bo musiał – była w pęczku z siostrą, a tamta ładna, tłusta, dobrze na niej zarobi. A ta? A ta to śmieć – mówił i dodał, że na fermę listów odwiezie, bo na karmę dla zwierząt wszystko wezmą i zapłacą do tego. Pytałam o czas, ale powiedział, że ani trzymać, ani tuczyć nie chce, bo był lekarz, podał leki, ale nie poprawia się. Lusia nadal nie może chodzić, więc on nie będzie ryzykował, że umrze.
Kochani, nie mogę jej tam zostawić. Ona tam stoi na tej stercie śmieci. Potraktowana jak śmieć! Nie mogłam patrzeć na to, jaka jest przestraszona, jaka bezsilna, jaka bezbronna.
Wiem, z całą pewnością wiem, że nikt jej nie kupi by żyła. Wiem, że jedyna szansa dla Lusi to my. Ona nie jest stara, po prostu zachorowała na straszną chorobę, a nikt nie chciał jej zapewnić leczenia, bo to duże koszty. Ochwat da się wyleczyć, Lusia nie musi umierać, ale by tak się stało, musimy pilnie jej pomóc. Ten handlarz nie będzie jej trzymał ani czekał tygodniami na zapłatę za bidulkę. Dziś muszę mu dać 1000 zł zaliczki. Tylko tak możemy zapobiec wywiezieniu jej na fermę lisów.
I nawet jeśli dziś wpłacimy zaliczkę, pilnie będzie trzeba dozbierać resztę pieniędzy na spłatę życia do końca, na weterynarza, na zdjęcia RTG, na transport, na kilka miesięcy leczenia i rehabilitacji.
Pomoc dla takiego konia to nie sam wykup, a kompleksowe działanie, które sprawi, że Lusia będzie mogła galopować po łąkach z innymi końmi. Sam wykup Lusi nie ratuje. Jeśli nie będzie środków na jej leczenie, nie będę jej mogła stamtąd zabrać… Jestem już po rozmowie ze specjalistą zajmującym się leczeniem takich koni jak Lusia. Jest dla niej miejsce w ośrodku rehabilitacyjnym, jest szansa na wyleczenie, teraz wszystko rozbija się o pieniądze. Błagam o ratunek.
Koszty wykupu, diagnostyki i leczenia będą bardzo duże, z całą pewnością przekroczą 10000 zł. Ale jaką wartość ma życie? Ile można zapłacić, za to by Lusia żyła, a ile to już za dużo?
Bardzo się boję czy zdołamy jej pomóc. Nie wiem, jak mam przekonać i Ciebie byś zechciał ją wesprzeć. Myślę o tym, jakimi słowami ocalić jej życie, bo mam tylko słowa. I tylko te kilka godzin, by ją ratować. Co sprawi, że zechcesz dołączyć do pomocy?
Że podarujesz jej kilka złotych, które wspólnie z innymi datkami od ludzi o dobrym sercu,
wystarczą na spłatę Lusi życia, pokrycie kosztów transportu, diagnostyki i leczenia. Sama nic nie dam rady zrobić, by jej pomóc, tu musimy zadziałać razem. I musimy zadziałać natychmiast, bo czasu na zwlekanie nie ma.
Proszę Cię w imieniu Lusi i swoim. Pomóż ocalić jej życie. Niech ona nie umiera.
Chętnie odpowiem na pytania:
Adopcje - 666 220 540
Ogólne - 570 666 540
fundacja@konikimoniki.org.pl
Dziękuję za pomoc.
Zbiórka obejmuje wykup, transport, koszt diagnostyki, leczenia, wizyty kowala oraz zakup paszy i suplementów.
Zobacz więcej na www.konikimoniki.org.pl
Laden...