Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Kochani! Jesteście niezastąpieni. Tylko dzięki Waszemu wsparciu i zaangażowaniu możemy potwierdzić - Wiesiek jest bezpieczny, a co więcej - został objęty pełną adopcją wirtualną.
Wiesio, dzięki Waszej pomocy, otrzymał najcenniejszy z podarków - życie.
Dziś jest już po kwarantannie i dołączył do stada uratowanych koni. Każdego dnia, jemu i pozostałym ocalonym przez Was zwierzakom, opowiadamy o tym jak ocaliliście ich życie. I każdego dnia jesteśmy Wam za to bardzo wdzięczni bo bez Waszej pomocy ratowanie nie byłoby możliwe.
Dalsze losy Wiesia można śledzić na jego stronie. Zapraszamy!
Wiesiek. Tak po wiejsku. W zasadzie kiedyś co drugi koń był Wieśkiem albo Baśką - zanim nastała era maszyn rolniczych. Ale my nie o Baśce tu będziemy prawić, a o życiu - bo wiadomo, życie toczy się raz na górze, raz na dole.
Wiesiek życie miał dobre. Niewiele robił. Trochę pracował w polu, trochę pomógł przy zrywce. I tu się kończyła jego przydatność. Był trzymany, bo gospodarz go lubił. A gospodarz był ubogim, ale zacnym człowiekiem i o swego konia dbał, bo choć ze wsi pochodzi tradycja oddawania koni na rzeź, to także na wsi o konia dba się tak po gospodarsku, jeśli tylko trafi się dobry gospodarz.
Mijamy drewnianą szopę, przy starych wrotach stoi pień z wbitą siekierą, wkoło drzazgi, zapach drewna, choć już od kilku tygodni nikt tej siekiery nie używa. Wbita po raz ostatni zastygła, jak całe gospodarstwo. Został koń Wiesiek i trochę kur, ale kury ma zabrać sąsiad. Gospodarz i gospodyni żyli na posesji wiele lat, już nikt nie pamięta, kiedy się tu osiedlili. Wszyscy mówią o nich, że to byli zwyczajni, dobrzy ludzie. Koń był u nich zawsze. Wiesio był ostatni, bo sił już im brakło.
Idziemy krętymi schodami na piętro, każdy stopień skrzypi inaczej, zakurzone poręcze wydają się należeć do innych czasów. Na ścianach przekręcona, stara fotografia, jeszcze ze ślubu gospodarzy. Nikt już nie poprawi, bo po co. Jeszcze tylko Wiesiek wyjedzie i wszystko zostanie zamknięte na cztery spusty, aż rodzina wróci z zagranicy. Na pogrzeb gospodarza nikt nie zdążył dojechać. Teraz już tylko chcą sprzedać konia na odległość. Na mięso ma iść Wiesiek, nikt tu nie ma czasu szukać klienta. Zresztą, kto kupi takiego olbrzyma?
Zlitował się nad koniem sąsiad. Zadzwonił do nas kilka dni temu. „Jak Pani zmarła, to sąsiad mój tylko do tego konia wstawał, do ostatniego dnia. Jak tak można, że na mięso jak to pamiątka taki koń, to nie można tak" - tłumaczył ów sąsiad, prosząc o pomoc.
Spod tkanego, kremowego obrusa pełnomocnik rodziny wyjął zadrukowaną kartkę. Umowa wstępna. Podpisaliśmy. Schodząc w dół mieliśmy wrażenie, że pachnie wspomnieniem polskiej wsi, takiej z filmów Kolskiego. Poszliśmy jeszcze zajrzeć do Wiesia, obiecać, że wrócimy po niego nim nadjedzie tir pełen tych, którym się nie powiodło.
Musimy do 30 sierpnia zebrać 8500 zł na wykup Wiesia, oraz 1600 zł na jego transport do nas. Tyle kosztuje bilet na nowe życie dla konia olbrzyma.
Ładuję...