Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Serdecznie dziękujemy za pomoc i wsparcie działań Fundacji Felineus. Szczególnie dziękujemy za pomoc okazaną Domisiowi.
Za zebrane pieniądze pokryliśmy koszty diagnostyki i leczenia kotka oraz jego pobyt w szpitalu. Niestety malec odszedł za tęczowy most. Do końca walczyliśmy o niego, niestety nie udało się.
DOMIŚ pod opiekę fundacji trafił początkiem lutego. Znaleziony został w ogrodzie jednego z domów tymczasowych. To młody kocurek, więc początkowo myśleliśmy, że się zgubił. Rozwiesiliśmy ogłoszenia w okolicy, na portalach internetowych, rozpytaliśmy w okolicy. Czas uciekał, a po kociaka nikt się nie zgłaszał.
Domiś od początku był kociakiem, po którym widać było, że "coś siedzi". Był smutny, wycofany, mało jadł, nie chciał się bawić. Już w czwartym dniu pobytu w domu tymczasowym pojawiły się pierwsze wrzody w jamie ustnej. Domiś zaczął gorączkować, przestał zupełnie jeść. Choroba postępowała coraz bardziej, wrzody pojawiały się już nie tylko w jamie ustnej, ale i na ciele kociaka. Jakby tego wszystkiego było mało, w szóstym dniu Domiś zaczął wymiotować, pojawiła się krwista, rzadka kupa. Diagnoza - kaliciwiroza połączona z panleukopenią. W zasadzie śmierć dla kota.
Żeby mieć pewność czy kociak ma jakiekolwiek szanse wykonano mu test FelV/FIV. Oba testy ujemne. Przez trzy dni trwała walka o jego życie. Maluch nie jadł, nie pił, cały czas miał odruchy wymiotne. Był bardzo słaby, mocno się ślinił. Czwartego dnia coś drgnęło - Domiś przyszedł do kuchni, żeby zobaczyć, co się dzieje. Wypił trochę wody z miseczki i nie zwymiotował. Nieco się ożywił - już nie siedzi ze spuszczoną głową wbitą w podłogę. Temperatura wróciła do normy, ustała biegunka. Jeśli nie nastąpi reemisja choroby, to kituś ma sznsę z tego wyjść.
W imieniu Domisia bardzo prosimy o pomoc w sfinansowaniu drogiego leczenia. Dziękujemy.
Ładuję...