Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
3 października 2016 umarło moje serduszko :(
Dziś będzie bardzo smutno, smutno to nawet mało powiedziane.
Ledwo piszę, bo przeszkadzają mi kapiące łzy. Z szacunku dla Dotki proszę, przeczytajcie do końca... Pożegnałam kolejną część swojego serca. Straciłam ją bezpowrotnie razem z nią. Musiałam podjąć najcięższą z możliwych decyzji. Pomogłam Dotce przejść na drugą stronę. Pomogłam jej umrzeć. Dotka była kotem paliatywnym. Wiedziałam, że przyjdzie moment, kiedy odejdzie, albo kiedy będę musiała jej w tym pomóc.
Czy na to można się przygotować? Nie. Nie można. Nie da się. Dotka żyła bardzo krótko i bardzo długo zarazem. Krótko, bo 6 lat i 4 miesiące to bardzo, bardzo mało. Długo, bo dla kota z karłowatością przysadkową to piękny wiek, te koty nie żyją dłużej... Pustka jest ogromna.
Przyjechała do nas ze stajni jako dzikus. Prawie 2 lata trwało, zanim pozwoliła mi się pierwszy raz pogłaskać. Niedługo potem okazało się, że Dotka ma chore nerki, wymaga leczenia. PNN, diagnoza, której boi się każdy kociarz, spadła na nas z wielkim hukiem. Wkrotce okazało się, że chora jest również wątroba. Walczyliśmy o każdy dzień, cieszyliśmy się każdą wolną chwilą z naszą ukochaną kruszynką.
Ostatnie miesiące były bardzo ciężkie: pogarszające się wyniki badań, widoczne objawy choroby. Dotka nie traciła jednak rezonu, miała chęć do życia wyczuwalną w każdym jej ruchu. Tego sądnego dnia rano czuła się bardzo źle. Słaniała się na łapkach. Nerki przestały całkowicie pracować, podane leki nie przyniosły ukojenia. Dotka umierała w moich ramionach. Czułam dotyk śmierci, wiedziałam, że to już jest ten moment, że nie wygramy kolejnego dnia. O godzinie 16:00 pożegnałam się z Dotką na zawsze. Do końca byłam przy niej. Podjęłam tę decyzję, bo ona nie miała już sił. W jej oczach widziałam, że to rozumie, że bezgłośnie się ze mną żegna, że mówi "Kocham Cię, mamo", więc powiedziałam, że też ją kocham, że kochałam od zawsze i będę na zawsze kochać.
Jedynym pocieszeniem są dla mnie słowa piosenki Grzegorza Marchowskiego, której tekst wstawiam poniżej. Wierzę, że Dotka znalazła swoje ósme niebo. Wierzę, że ma tam swój własny, wiecznie ciepły kaloryfer, kilogramy kabanosów, bujany fotel, starą szafę i mnóstwo kocimiętki w sprayu. Kocham Cię, malutka. Złamałaś mi serce, ale też pokazałaś mi czym jest prawdziwa miłość. Kocham Cię. Żegnaj.
"Jest takie miejsce w niebie wysokim
Gdzie idą w końcu bezpańskie koty,
Gdy już pazurki o biedę zedrą,
Gdy już śmietniki wszystkie obejdą,
Kiedy pchły nawet je porzucają
I kiedy mruczeć nagle przestają.
Wtedy na łapkach zmęczonych drepczą
Hen w kocie niebo po dolę lepszą...
Tam w ósmym niebie każdego kota
Czeka co każdy najbardziej kocha:
Bujany fotel i stara szafa,
Którą to można do woli drapać
I miska mleka jest oczywiście,
Myszy są także i suche liście,
Które szeleszczą, gdy się je łapie,
Kłębuszki wełny mięciutkie takie,
Lusterka pełne srebrnych zajączków,
Frędzelki słońca na końcach wąsów...
I najważniejsze jest w ósmym niebie
Pan, co zapomni dać kocią biedę.
Czule wygłaszcze futerka wszystkie
I podaruje po siedem istnień
Każdemu kotu na drogę nową.
Jest kocie niebo
Jest, daję słowo."
Dotka umrze. Nie wiem, ile jej zostało dni, może tygodni, ale cieszę się każdym z nich. Moja ukochana kotka umrze i wie to każdy, kto ją poznaje, ale też każdy zauważa jej walkę i nie ma wątpliwości, że ona chce żyć i łapkami chwyta każdą chwilę.
W naszym domu schronienie znajdują nie tylko koty szukające domów, ale też te, które potrzebują miejsca, aby dożyć kresu swoich dni. Jednym z takich kotów jest Dotka. Trafiła do nas prawie 3 lata temu. Jest kotką karłowatą, a jak na karłowatego kota niestety już wiekową. Wysiadły jej nerki, wątroba, trzustka. Ma problem z dziąsłami, a w nosie jest polip, który powoduje stale lecącą z nosa ropę.
Ktoś mógłby powiedzieć, że nie opłaca się utrzymywać kota, który i tak umrze lub że powinniśmy skrócić jej cierpienie. A jednak to my z nią mieszkamy i widzimy wolę życia. Ona mimo wszystko chce żyć. Je, mruczy, mizia się, próbuje się myć, śpi z innymi kotami, czasem się nawet jeszcze pobawi i dostaje leki, dzięki którym nie cierpi. Chce żyć i choć nie wiemy czy został jej dzień, czy kilka miesięcy, chcemy, by cieszyła się życiem tak długo jak może.
Niestety utrzymanie Dotki to spory koszt. Ma opiekunkę wirtualną, która dba o pełne miseczki Dotki oraz pokrywa część kosztów zakupu leków, jednak jedna osoba nie jest w stanie udźwignąć całkowitych kosztów.
Dotka codziennie przyjmuje leki wspomagające działanie układu moczowego, wątroby, pomagające oddychać oraz zmniejszyć ilość wydzielin z noska. Wszystko znosi bardzo cierpliwie. Uwierzcie. Mizia się, chce być kochana... Dzienne leczenie Dotki kosztuje średnio 25 zł. To aż 750 zł w skali miesiąca, jednak ona na prawdę chce żyć i o to życie dla niej Was prosimy.
Ładuję...