Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Długo zbierałam się do podsumowania tej zbiórki, bo tak naprawdę nie wiem, jak mam Wam dziękować! Jestem ogromnie wdzięczna za taki odzew, za Wasze wsparcie, za zaufanie, za życzliwość. Dziękuję! Za wszystkie wpłaty i za każdą z osobna. Za wielką paczkę karmy, która trafiła do moich futrzaków po opublikowaniu tej zbiórki. I przyznaję, trochę się wzruszam, jak piszę to podziękowanie :)))) Jesteście naprawdę wspaniali!
Co słychać w moim dt? Adopcje idą powoli, ale w ciągu ostatnich miesięcy do domu pojechało kilka urwisów: Kitka, Misza, Kacper, Lucky. Do lecznic trafiły kolejne dzikuski potrzebujące opieki szpitalnej. Niestety, pożegnałam wolno żyjącą Fionę, która przegrała walkę z rakiem płuc.
Ciągle szukam domów dla trochę już zasiedziałej części ekipy. Na horyzoncie pojawiła się też kocia dama Klara - pieszczoch i miziak oraz młodziutka trikolorka, jeszcze bezimienna. Obu pannom wkrótce będę szukała nowych miejsc i ludzi.
Raz jeszcze z całego serca dziękuję Wam za pomoc. Na zdjęciu Lulek mój podoopieczny w zaprzyjaźnionym dt przybija Wam "piątkę" tylną łapką. :) Dziękuję za pozytywną energię i taką samą Wam przesyłam! Monika S.
8 lat temu zaczęła się moja przygoda z pomaganiem. Przygoda, która zmieniła się w ciężka pracę. Wolontariuszką jestem od początku 2011 roku, od tego czasu pomagam bezdomnym, porzuconym kotom i chorym dzikuskom.
Zaczęło się od jednego kota przyjętego "na tymczas", potem dwóch. Z czasem coraz więcej kotów trafiało pod moją opiekę. W najbardziej gorących okresach miałam pod opieką ponad 20 futrzaków. Od kilku lat praktycznie ciągle mam pod opieką kilkanaście zwierząt. W domu rodzinnym, w zewnętrznych dt, w lecznicach. Udało się znaleźć kilkadziesiąt domów, udało się wyleczyć wiele dzikusków. Jednak liczby mają tu najmniejsze znaczenie. Najważniejsze są te pojedyncze historie.
Historie miziaków i przylep. Minia przyniesiona do weterynarza z urwaną, martwą łapką, dziś szczęśliwa w nowym domu. Roman z gdyńskiego podwórka, nazywany przez mieszkańców „Zepsutym”. Umierający cichutko w kącie. Dziś lśniący, duży kocur, żyjący w ciepłym domu już 3 lata pomimo niewydolności nerek i fiv plus.
Daisy, która wypadła z balkonu, miała połamaną miednicę. Śmiga bezpieczna u nowych opiekunów od kilku lat. Portos z problemami oddechowymi, wiecznym charczeniem i zrostami w tylnej komorze nosa. Znalazł swoich ludzi i kolana do leżenia. Zaniedbana Buraska, która w związku z przeprowadzką miała zostać porzucona na ulicy. Miała w pyszczku kalafiory, niedługo umarłaby z głodu, bo przyjmowanie pokarmu nie byłoby możliwe. Dziś ma na imię Lola i cudowny dom.
Głuchy Białek porzucony przy ruchliwej ulicy, cudem uniknął śmierci pod kołami auta. Obecnie jest nakanapowym miśkiem i pościelowym śpiochem. Madzia przywieziona z głębokiej wsi, z miejsca, gdzie na koty zastawia się wnyki, teraz bezpiecznie harcuje w domu z troskliwą rodziną.
Cymek, którego „właściciel” próbował skopać nawet w klatce, dziś jest rozpieszczanym pączkiem i gwiazdą „internetów”. Potrącony przez auto Teoś, który wymagał poważnej operacji, ale wywalczył sobie życie. Dziś rozrabia i rządzi, jak na kota w domu przystało. Jednooki Sziro, zabrany z pustym oczodołem, dziś jest „kotem księżycowym” u najbardziej pozytywnie zakręconej kociej mamy, jaką znam. Niewidoma Tosia, którą na ulicy czekała pewna śmierć. Teraz ma kolana i bezpieczny dom. Fido, Micuś, Czarek, Puchatek, Misia, Szarusia, Zenek, Lenka, Kajka, Fredzio, Gabi, Inka... i inni.
Do tego dzikuski. Koty niczyje, o które nikt się nie upomni. Koty, które trafiają do mnie chore, a potem, po leczeniu wracają na swoje podwórka i wiodą spokojne, dobre życie. Łatka z komory tlenowej, Kamyk ze zrostami na oczach, Zuzia z zapaleniem nerek, kocur z ropniem na pół głowy, Czarny jednooczek, Plamek z problemami oddechowymi, anonimowe bezimienne burasy, pingwiny, krówki i rudzielce. Wyleczone katary, choroby skórne, zoperowane łapki. Udało się podarować podwórkowcom kilka dodatkowych lat życia.
Dziś, nie ma co ukrywać, jestem zmęczona. Od dawna przestała to być „zabawa w pomaganie”. Historie takie jak powyższe dają dużo energii, siły. Ładują akumulatory. Jednak jest druga strona „tego interesu”. Zarwane noce, nerwy, godziny spędzone w lecznicach, kolejkach, na zapleczach, w szpitalikach, przy klatkach. Godziny przy komputerze, ogłoszeniach, zbiórkach – by było za co pomagać. Adopcje – radość i dusza na ramieniu jednocześnie, czy wybór na pewno jest dobry. Pomimo starań - powroty z nowych domów, bo... kot podrapał kanapę. Decyzje najtrudniejsze – o eutanazji tych, którym pomoc już nie można. Płacz po tych, którym pomóc się nie uda. Są historie, które zostaną we mnie na zawsze.
Jaki jest bilans? Trudny. Jednak ciągle staram się iść do przodu. Chcę nadal pomagać. Kiedy w tym wszystkim dopadają mnie problemy finansowe, kończą się siły. Brakuje na żwir, karmę, leki. Brakuje na opłacenie obecnych faktur, te, które dopiero spłyną, już sprawiają, że jeży mi się włos na głowie. Grunt zaczyna usuwać się spod nóg. Odpowiadam za żywe stworzenia. Skrzywdzone, porzucone, chore. Odpowiadam za ich dziś i jutro. Za kilkanascie żyć. Konkretnych. Zośkę, Romka, Kitkę, Filusia, Plamkę i resztę kociej ekipy. 12 kotów. Chcę dla nich nowego, dobrego życia. Chcę pomagać następnym. Pojedyncze zbiórki nie pokrywają całości kosztów.
Mój dom tymczasowy - gromada zwierząt pod moją opieką - ma już wiecej wydatków niż środków. Co dalej? Choć niekoniecznie mi zręcznie - bardzo proszę o wsparcie. Za każdą wpłatę ogromnie dziękuję.
Monika S.
Ładuję...