Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Dzięki uzbieranej kwocie udało nam sie pokryć część kosztów za leczenie naszych podopiecznych.
Wszystkie doszły do siebie, część z nich poszła do swoich domów.
Przełom roku to czas podsumowań i rozliczeń – także z naszymi lecznicami. Prowadzę dom tymczasowy w Tczewie i w ramach działalności wolontariackiej staram się pomagać tutejszym kotom wolno żyjącym. Pomagam poprzez sterylizacje, leczenie, dokarmianie oraz przyjmując potrzebujące zwierzaki pod swój dach. Wszystko to wymaga dużych nakładów finansowych. W ubiegłym tygodniu odebrałam fakturę z lecznicy, kiedy ujrzałam kwotę, nogi się pode mną ugięły... 6634 zł - ogromna kwota, która przekracza nasze możliwości finansowe. Z drugiej strony: ile jest warte życie? Nie umiem odmawiać pomocy, przeliczając życie na złotówki, patrzeć jak te istotki umierają.
Jestem jedyną osobą w Tczewie, która umożliwia pomoc weterynaryjną kilkunastu najbardziej potrzebującym, bezdomnym kotom rocznie. W ramach walki z bezdomnością sterylizuję kocice i kastruję kocury ze środków finansowanych przez PKDT. Niestety tutejszy Urząd Miasta zapewnia tylko kilka zabiegów sterylizacji na rok (bez możliwości hotelowania). A co z kociakami, które się już urodzą i umierają gdzieś w krzakach? Zgłaszają się do mnie ludzie z całego Tczewa i okolic. Osoby, które natknęły się na bezdomne kocię w okropnym stanie, zabrały do domu, ale na tym ich możliwości się kończą...
Po przeliczeniu skarbonki w lecznicy udało się zmniejszyć dług o 772 zł, na tę chwilę zostało - 5861 zł do zapłaty. Pewnie wiele osób się zastanawia: za co? Skąd taka kwota? Otóż od lipca 2019 pomoc otrzymało: 27 kotów. Oprócz tymczasów, które mam u siebie w domu jest też spora gromada innych mruczastych będących pod opieką karmicieli/osób, które je znalazły, lub w zewnętrznych domach tymczasowych.
Drops i Dolka - dwójka rodzeństwa, znaleziona przez Olę podczas spaceru w lesie. Skąd dwa podrostki, same w głębi lasu oswojone z człowiekiem? Nie chcemy wiedzieć, kto je tam porzucił... Dzieciaki były w bardzo złym stanie, Drops miał podejrzenie Felv/Fiv, potrzebował konkretnych badań krwi, USG jamy brzusznej, cały czas ropiały mu oczka i miał wysięk z nosa. Jego siostra Dolka miała okropny koci katar.
Ruda - jeden z kotów od p. Wioletty prężnie działającej z kotami bezdomnymi w Różynach. Ruda miała okropne rany na łapach i ogonie, podejrzenie martwicy. Trzeba było szybko reagować i podać antybiotyk.
Rudy - kolejny podopieczny p. Wioli, którego wykastrowaliśmy.
Melisa - kotka znaleziona na klatce schodowej w domu tymczasowym u Roksany, oczywiście maluch w okropnym stanie, z kocim katarem, z okropnym stanem zapalnym w pyszczku...
Ogonek - kocurek znaleziony na ulicy, prawdopodobnie po wypadku. Z gnijącym ogonem, który okazał się złamany. Potrzebował amputacji.
Maniana - maluszek znaleziony na działkach, okropny koci katar, ropa okropnie klejąca oczy, że nic nie widziała, gdyby nie szybka reakcja nie przeżyłaby kolejnego dnia.
Max - kolejne kocie dziecko znalezione na ulicy z zapaleniem płuc, biegunką i ogromnym osłabieniem. Potrzebował kroplówek, żeby stanąć na łapki. Podejrzenie panleukopenii, musieliśmy robić rozszerzone badania.
Dzieciaki - trójka dzielnych maluszków: Krecik, Oczko i Tygrysek, które urodziły się w krzakach, kiedy je złapaliśmy miały koci katar. Niestety z dnia na dzień zaczęły słabnąć, dostały biegunki. Po wizycie u weterynarza i badaniach padła najgorsza diagnoza: panleukopenia... Zaczęła się walka o ich życie. Surowica, antybiotyki i kroplówki dwa razy dziennie. Krecik i Oczko miały oczy w fatalnym stanie, które też musieliśmy ratować. Walka trwała kilka tygodni, ale udało się nam ją wygrać.
Czarna, Jenny i Mikołaj - koty przebywające u mnie.
Czarna - bezdomna kotka pogryziona przez psa, po operacji, aby mogła chodzić, po usunięciu zębów, z ciągłym nawracającym stanem zapalnym dziąseł. Podejrzenie kociej białaczki, na szczęście testy negatywne.
Jenny - kotka znaleziona w ogródku, trafiła do mnie wychudzona i wybiedzona, przelewała się przez ręce.
Mikołaj - kolejny maluch znaleziony przy piwniczym okienku, z kocim katarem i ledwo trzymający się na własnych łapkach.
Oprócz tego koty, których zdjęć nie posiadam: Burusia - wolnobytująca kotka, mamusia dzieciaków, Zyzolek- 4 koty, które trafiły na kastracje.
Szylkretowa kotka i Dusia - stałe mieszkanki działek na Abisyni, którymi opiekuje się p. Hania, trafiły do lecznicy z krwistą biegunką.
Sadowa - dzika kotka złapana na sterylizacje, okazała się mocno chora - koci katar, musieliśmy ją podleczyć przed zabiegiem.
W grudniu do lecznicy trafiły też 4 kotki z ul.Kwiatowej na sterylizację, akcja wyłapywania kotów na zabiegi z tamtego miejsca trwa nadal.
Burek - i jeden maluch od dzieciaków: Burek trafił do lecznicy znaleziony na drodze, z objawami padaczki i ogromnymi powikłaniami po prawdopodobnym zderzeniu z samochodem. Maluch miał koci katar, niestety panleukopenia zaatakowała go jako pierwszego - tych kotów nie udało się ocalić, ale dzięki fundacji mogliśmy zmniejszyć ich cierpienie.
Właśnie tak wygląda ratowanie kotów, z tyloma sytuacjami musimy się zmagać co kilka dni i podejmować decyzje - ratować, czy zostawić? Czy ze względu na koszty będę musiała przestać pomagać? Przestać reagować i zacząć udawać, że nie widze? Bardzo proszę o pomoc w opłaceniu tych kosztów i o stałe wsparcie, abym nie musiała mieć dylematów, czy będę miała jak pokryć leczenie kolejnych potrzebujących kotów...
Ładuję...