Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Nie masz jeszcze konta na RatujemyZwierzaki.pl?
Żył pośród „flaszek” wódki, pod schodami, porzucony przez właściciela. Tułał się po okolicy, aż przejechał po nim samochód. Ze złamaną łapą chodził i prosił o pomoc. Nie pomógł mu nawet kierowca, który jest… lekarzem weterynarii. Zareagowała tylko jedna osoba i opisała jego historie na FB. Psiak odebrany został interwencyjnie; teraz w szpitalu dla zwierząt czeka na naszą pomoc: amputację kończyny. Z uwagi na stan psychiczny musi się nim zając behawiorysta.
Biała Podlaska; to tu rozgrywał się dramat psa. Psa przerażonego, bojącego się człowieka. Nie dostał on „niego” niczego oprócz krzywdy i bólu. Jak więc ma zaufać ponownie?
To tablicy wywołuje nas post na FB Oliwii Szymczak. Obserwuje ona ciężki los psa i szuka dla niego pomocy. Publikuje fotografie, w jakich warunkach pies żył rok temu.
Jej Wołanie o pomoc zauważa Gabriela Pawlica. I choć mieszka daleko, poza granicami Polski dzwoni do "Pogotowia dla Zwierząt" z prośbą: - Ratujcie biedaka!
Ruszamy do Białej Podlaskiej trzy razy, nigdy psa nie zastajemy. Na posesji widzimy miejsce, gdzie pies śpi. Budy na fotografiach są zarośnięte. Właściciel wskazuje kartony pod balkonem. - Tam mieszka jak przylezie - zapewnia. To miejsce znajduje się na fotografii poniżej.
Właściciel też nie potrafi wskazać miejsca jego pobytu: - Ktoś mi go spuszcza z łańcucha. Myślimy, iż zabił psa i tylko tak tłumaczy. Ale zostawiamy swój numer sąsiadom. Po kilku dniach psiak się pojawia. Krąży na polach i wokół posesji. Sąsiedzi dają nam znać i jedziemy czwarty raz z Warszawy, by ratować to zwierzę. Wiemy, iż ma złamaną łapę, na której nie staje.
Spotykamy właściciela, ten ma pretensje, iż ktoś spuszcza psa z łańcucha. Narzeka na sąsiadów, którzy mają dokarmiać psa.
Pies tym razem jest na posesji, choć trudno uwierzyć nam w to gdzie chowa się przed właścicielem. To miejsce pod schodami domu, pełne butelek po wódce i szkła. Tam ucieka przed właścicielem. Kiedy ten chce zarzucić na niego smycz, warczy i chce go ugryźć. To najlepiej świadczy jak pies się go boi.
W końcu po kilku minutach ukrywania się w tym miejscu "Dżeki", bo tak pies ma na imię, jest już w naszym aucie. Ruszamy do lekarza weterynarii, by wykonać RTG łapy. Konsultacja daje jasny wynik: konieczna będzie jej amputacja.
Zostawiamy psa w szpitalu dla zwierząt. Koszt badań i zabiegu ortopedy to od 1,5 do 2 tys. zł. Licząc do tej kwoty jeszcze transport psa i opiekę pooperacyjną - będzie potrzebna kolejna, podobna suma + dodatkowo hotel po wyjściu z kliniki. Łączny koszt ratowania psa to między 4 a 5 tys. zł. I tyle musimy uzbierać, aby uratować "Dżekiego". Właściciel za to nie zapłaci, to alkoholik, bez pracy i dochodu.
Ładuję...