Emili ma ok. roku i przecudne, unikatowe, srebrno rude umaszczenie. Jej historia jest dosyć smutna... Na wiosnę ubiegłego roku Emili została "zakupiona" za targu w Rzeszowie (mowa o targu na Dołowej, gdzie według ustawy zabrania się sprzedaży zwierząt). Była wtedy młodziutką koteczką. Zakupiona została na prezent dla znajomych - na działkę, na której miała łapać myszy.
Niestety, pech sprawił, że Emili nie bardzo potrafiła te myszy łapać. Wolała raczej przesiadywać na kolanach właściciela działki, co nie bardzo mu odpowiadało. Postanowiono zatem, że Emili trafi na wieś. I tak się stało. Koteczka została zawieziona do kolejnych znajomych na gospodarstwo. Ale i tam nie umiała sobie poradzić.
Zamiast łapać myszy chciała wchodzić do domu, skąd regularnie była wyrzucana. Czasami pozwalano jej posiedzieć w wiatrołapie przy kaloryferze, ale po paru godzinach znowu lądowała na podwórku. Traktowano ją jak darmozjada, który nie potrafi sobie nic upolować a tylko żebrze o jedzenie.
Niestety, nastąpił taki moment, że kicia była zamykana w kurniku, bo za bardzo pchała się do domu. Ale kiedy okazało się, że dziwnie rośnie jej brzuch, właściciele pomyśleli, że kotka jest zakocona i postanowili się jej pozbyć. Wtedy o jej losie dowiedziała się jedna z naszych zaprzyjaźnionych osób. Zadzwoniła do fundacji, a potem zabrała kicię i przywiozła do nas.
Po przebadaniu kici okazało się, że wielki, twardy brzuch to nie ciąża a robale (łącznie z tasiemcem). Koteczka była bardzo zaniedbana, miała wszoły, pchły i świerzbowca w uszach. Obecnie jesteśmy już po drugim odrobaczeniu, leczenie świerzbowca już praktycznie jest zakończone.
Kicię czeka jeszcze sterylizacja, testy pod kątem białaczki i szczepienia.
Bardzo prosimy o pomoc.