Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Dzięki Wam udało się wszystkie kotki kilka razy odrobaczyć, odpchlić, zaszczepić, wykonac im testy na choroby zakaźne, wykonać badania kupki, wyleczyć katarki i świerzbowca. Gdyby nie Wy to by się to nie udało. Cała siedemnastka kotków przepięknie Wam dziękuje za okazane serce, za pomoc. Niestety większość kotków ma w fatalnym stanie zęby, część wymaga zabiegów kastracji. Założyliśmy im nową zbiórkę i pięknie prosimy Was o pomoc w uzbieraniu potrzenych środków....
https://www.ratujemyzwierzaki.pl/kotkizchrzanowa
Zawsze w naszych zbiórkach o pomoc proszą Was kotki albo pieski. Zawsze ich historia opowiedziana jest z ich perspektywy, mówią Wam, jak się czuły porzucone, opowiadają o swoim strachu. Opowiadają, co je boli i co się takiego wydarzyło, że trafiły do nas, do swoich cioć i wujków. Koteczki i psiaki opowiadają Wam o sobie, bo my jesteśmy w stanie wczuć się w ich położenie, wyobrazić sobie co czuły, co przeszły. Ta zbiórka będzie inna. Nie potrafimy opisać historii tych 17 kotków z ich perspektywy. Wena twórcza i zdolności lingwistyczne nas nie opuściły, ale okazało się, że nawet my w pewnym momencie trafiliśmy na sytuację, z którą nie wiemy jak sobie poradzić.
W czwartek pojechaliśmy z Warszawy do okolic Chrzanowa pomóc w zabezpieczeniu tylu kotków ilu damy fizycznie radę. Z zasady raczej nie działamy poza terenem Warszawy, a teraz przejechaliśmy ponad 300 km w jedną stronę. Powodów, dlaczego się na taką podróż zdecydowaliśmy, było kilka. Na pewno historia samych zwierzątek, to, że zakładaliśmy, że mogą nie być w dobrym stanie ogólnym, to, że miejscowe schronisko nawet jeśli stanęłoby na uszach, to fizycznie nie dałoby rady przyjąć takiej ilości kotków. Bo wiecie, my pomogliśmy raptem 17 futrzaczkom, a informacje docierały do nas o 50-70 kotkach. Z pewnością nie bez znaczenia był fakt, że zwierzątka było pod opieką działającego na terenie Chrzanowa i okolic stowarzyszenia.
Po dziś dzień nie wiemy jakim doniesieniom prasowym można wierzyć a jakim nie, jak jest, każdy z nas wie, czasem dziennikarz coś podkoloryzuje, żeby wzbudzić zainteresowanie. Nie wiemy, czy rzeczywiście przywiezione przez nas kotki żyły w tych samych pomieszczeniach, w których rozkładały się zwłoki ich kocich i psich kolegów, nie wierzymy w to, żeby odżywiały się tymi zwłokami, jak gdzieś przeczytaliśmy, ale pewności mieć nie możemy. Wiemy, że odór moczu był tak potężny, że łzawiły nam od niego oczy, walkę z torsjami wygraliśmy, dlatego że nosimy maseczki i umiemy uspokajać żołądki.
Futerka koteczków przeszły zapachem, jaki panował wokoło, dla kota musiało to być ogromne cierpienie psychiczne, mieszkają z Wami kotki, to wiecie jakie to czyściutkie zwierzątka. Nasza 17. jest w większości bardzo wychudzona, widać w sumie lepiej na żywo niż na zdjęciach, ważą tak o 30 – 40% mniej niż powinny. Nie wiemy, czy prawdą jest, że do nas trafiły kotki w większości przyjęte do Stowarzyszenia kilka dni wcześniej, jak powiedziała na Pani ze Stowarzyszenia, nie mamy w sumie żadnego powodu, żeby w to nie wierzyć. Jednak futerka wszystkich 17 kotków mają taki sam zapach - odór moczu i czegoś jeszcze czego za bardzo po zapachu nie chcemy identyfikować…
Rodzi się Wam w głowach pytanie dlaczego stowarzyszenie, organizacja, która ma pomagać zwierzętom, skazała je na takie warunki życia… No, nam też się rodzi. Nie jesteśmy jednak w stanie podać Wam powodów. Wiele osób mówi, że tak było od zawsze, że Panie ze Stowarzyszenia odkąd pamiętają, pachniały nieładnie, pamiętajcie, że one tam z tymi zwierzętami mieszkały. Nie nam oceniać, ale wiadomo, że nikt w pełni władz umysłowych w takich warunkach mieszkać nie dałby rady. Wygląda na to, że nie traktowały zwierząt gorzej, niż traktowały same siebie... Wiele osób mówi, że nigdy żadnemu zwierzęciu nie odmówiły pomocy, zawsze przyjechały i ranne, chore czy porzucone zwierzę zabrały do siebie… Nie umiemy Wam powiedzieć czy szukały dla zwierząt domów, naprawdę chcemy wierzyć, że tak, acz śladu po adopcjach za bardzo w internecie nie ma.
Nasze 17 kotków jest na pewno niedożywione, miały na sobie niesamowite ilości pchlich odchodów i wiele tłuściutkich, biegających pcheł. Kotki są bardzo zarobaczone, wymagają kilku odrobaczeń w odstępie czasu, bo na podanie jednego mocnego środka są za słabe. Większość kotków ma świerzb uszny wymagający ok. miesięcznego leczenia. Ponad połowa futrzaków ma koci katar, musi przyjmować antybiotyki, wszystkie muszą dostawać probiotyki, żeby ochronić osłabione jelita.
Musimy wykonać im testy na choroby zakaźne, co prawda Pani ze Stowarzyszenia zapewniała nas, że nie są nosicielami FIV ani FelV i nie mamy powodu nie wierzyć, ale sprawdzić musimy, bo nie mają dokumentacji testów ani czipów. Trzeba za jakiś czas te biedaki zaszczepić i zaczipować. Część z nich będzie wymagała leczenia zębów, nie wszystkie są wykastrowane, ale tym zajmiemy się, jak poczują się lepiej, a ich masa ciałek będzie w granicach normy. I tak na zakończenie chyba jedyna fajna rzecz w tym wszystkim – one, te kociska, są naprawdę cudowne. Miziają się, ocierają o człowieka, wdzięczą się, no takie są naprawdę słodkie. Bardzo słabiutkie jeszcze to nie mają siły się bawić, ale już nie możemy doczekać się dnia kiedy zaczną biegać za wędką i turlać sobie piłeczki, tylko żeby nam wszystkie przeżyły i wróciły do zdrowia. Prosimy Was o pomoc, naprawdę nie damy sami rady finansowo…
Loading...