Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Albin walczył długo.
Niestety jego organizm był zbyt wyniszczony żeby się podnieść. Odszedł w dniu zakończenia akcji :(
Mimo tego że mu sie nie udało dziękujemy że byliście z nami
Urodził się w podrzeszowskiej wsi, w stodole. Wtedy było mu dobrze, być może najlepiej. Kocia mama troszczyła się o niego i jego rodzeństwo. Tuliła go do siebie, myła, karmiła. Czasami zostawały same, bo mama musiała zdobywać pożywienie.
Niby w gospodarstwie był człowiek, ale nie troszczył się o nich, raczej przeganiał i wyklinał los, który zesłał mu kotkę, rodzącą kilka razy w roku. Czasami rzucił jakieś resztki z obiadu, kawałek suchego chleba i tyle. I nigdy nie pomyślał, by kotkę wykastrować - nawet słyszał coś o tym, ale szkoda było pieniędzy - „to tylko zwierzę, zapchlone kocisko” - te słowa towarzyszyły mu już od dzieciństwa. A potem kociak został sam - czyjeś ręce wsadziły go do koszyka. Niezbyt długa podróż i zamieszkał w domu z ogrodem na przedmieściach miasta. Taką odmianę losu zawdzięczał swojej urodzie, był biały, taki puchatek i przytulasek. Jeszcze zbyt mały, by odejść od matki, ale kto by się tym przejmował. Wiedział, że utracił ją bezpowrotnie. Miał dom, jedzenie, czasem ktoś go pogłaskał i pozwalano mu spać w domu, ale znowu nikt nie pomyślał o kastracji i kiedy stał się dorosłym kocurkiem i już zaczął brzydko pachnieć - już nie był dla nikogo puchatym, słodkim kociakiem. I wtedy dłonie, które go głaskały, zapakowały do koszyka i znowu znalazł się na wsi, ale już sam.
Nie miał łatwego życia - głodował, chorował, stawał się coraz brzydszy, tzn. jego futerko robiło się szare, skudlone i znowu te słowa: ”to tylko kot, jaki brzydal zapchlony”. Musiał się bardzo pilnować, musiał być czujny, gdyż okoliczni mieszkańcy przeganiali go, rzucali w niego kamieniami, szczuli psami. Najbardziej bolało, gdy to były dzieci i nie zawsze był to ból fizyczny. Bolała go dusza, „bo zwierzęca dusza większa od zwierzęcia… ”. Jedynymi jego towarzyszami były pchły, kleszcze i świerzbowiec…
Czasami marzył o swoim domu i człowieku, i wierzył, że gdzieś na tym świecie musi być ktoś, kto pokocha, przytuli i nakarmi i będzie mu już tylko ciepło. Pewnego dnia spotkał człowieka, który wziął go na ręce, przytulił, a jego głos ukoił go i dał mu nadzieję… I tak oto trafił do Fundacji Felineus. Otrzymał imię Albin.
Kotek przebywa w domu tymczasowym. Ma około dwóch lat i dużo życia jeszcze przed nim. Na pewno mieszkał kiedyś w domu, zna spanie na fotelu, na którym w spokoju odsypia zaległości i korzysta z kuwety.
Jest kotkiem bardzo ufnym, daje się głaskać, łasi się do człowieka, choć trudy krótkiego życia odcisnęły na nim swoje piętno. Został wykastrowany, przetestowany na białaczkę i koci hiv, odpchlony, odrobaczony, czekają go dalsze badania i walka ze świerzbem usznym.
Nie bądź obojętny, spraw razem z nami, by uwierzył znowu w człowieka i był szczęśliwym kotem.
Loading...