Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Ten tydzień rozpoczynamy kolejną wspaniałą wiadomością! Alinka i jej synek są już z nami. Długo czekaliśmy na ich odbiór, spowodowany brakiem transportu, ale już na szczęście wszystko za nami. Bardzo chciałam Wam przedstawić ocaloną rodzinkę jak najszybciej i najmocniej przepraszam, że tak długo to trwało.
Alinka to bardzo spokojna klacz, czego nie można powiedzieć o jej synku, który jest jak prawdziwy struś pędziwiatr. Rozpiera go energia i szczęście, gdy czuje się wolny i gdy może swobodnie się poruszać. Widać, że to młodzieniaszek, który kwapi się do życia i dla świata byłaby to ogromna strata, gdyby go zabili. Nigdy nie zrozumiem takich ludzi, którzy mogliby tego dokonać i potem spać spokojnie.
Kochani, Alinka i maluszek (choć już nie aż tak bardzo mały), spędzą teraz czas na zapoznaniu się z otoczeniem i nowym miejscem. Czeka ich wizyta weterynarza i kowala, choć coś czuję, że z małym tak łatwo nie będzie. 😉
Nie będzie również już nigdy głodu, krótkiego łańcucha, który ogranicza ruch i bata nad głową. Krzyków, bólu i strachu. Za nimi każde mroczne doznanie, a przed nimi wolność i szczęśliwe życie, które to dzięki Wam udało się im podarować.
Dziękuję z całego serca! ❤️❤️👏
Co musi czuć matka, która nie może uchronić swojego dziecka przed zbliżającym się końcem? Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, jak wielki jest strach, który wypełnia to pomieszczenie, gdzie znajduje się Alinka i jej synek.
Wiem doskonale, że wszystkich zwierząt nie sposób uratować, nie ma żadnych szans na ocalenie każdego i zmiany świata na już, ale kochani… Za każdym razem, gdy ratujemy jedno zwierze, dla niego zmienia się cały świat.
Alinka przyjechała do handlarza po skończonym sezonie wakacyjnym. Była po prostu maskotką, w restauracji, gdzie goście na świeżym powietrzu, mieli delektować się widokiem na nią oraz maluszka. Niestety sprawy musiały się pokomplikować, szczegółów, jakie pokierowały Alinkę tutaj, ja nie znam. Wiem tylko tyle, ile powie handlarz, a ten wylewny nie jest, jak zawsze.
Nie miałam nawet aparatu, zrobiłam zdjęcia telefonem, który w ciemnej komórce, nie wiele mógł pokazać, choć ból i przerażenie Alinki widać doskonale. Klacz cały czas próbuje zasłaniać ciałem maluszka, który nerwowo krąży wokół niej, być może czuje, że jako matka zawiodła, że nie potrafiła, choć tak bardzo chciała, by jej dziecko nie oglądało świata z tej najgorszej strony. Tylko że Alinka może nie rozumieć, że to nie jej wina, a dla tych ludzi, nie ma to kompletnie żadnego znaczenia czy. Czy to matka z dzieckiem, czy sam źrebak, ważne są wniesione kilogramy na rzeźnicką wagę, a nie sumienie, które nie rusza tutaj nikogo.
Śmierć w rzeźni będzie szybka, może bolesna może nie, tutaj liczą się też pieniądze i dobity interes. Proponuję, wręcz błagam, by złagodził ich sytuacje, by zrobił wyjątek dla matki, która też ma dziecko i rozumie jak czuje się Alinka. Niestety wszystko jak krew w piach. Handlarz domaga się co najmniej 2700 zł zaliczki, ale warunek jest taki, że płatne najdalej do piątku. Nie wiem, czy dam radę, ale muszę spróbować. Nie możemy dopuścić do tego, by zamordowano ją i maluszka.
Alinka z synkiem poczeka, w komórce, gdzie raz dziennie ktoś do nich zajrzy, sprawdzić, czy jeszcze nie padły i rzucić trochę siana. Każdy dzień będzie piekłem, setki myśli, kiedy nadejdzie ten moment, że odbiorą jej maluszka, a potem samą zamordują. I to za kawałek papieru, który to dla człowieka jest tak ważny, że pozwala sobie odbierać życie niewinnym zwierzętom.
Kochani, tutaj nie ma żadnych ulg, nawet dla matki z dzieckiem. Alinka ma wyrok, jej synek ma wyrok i wkrótce mają oboje trafić do ubojni. Alinka nie uratuję już maluszka, jedynie może liczyć na Waszą pomoc. Handlarz wycenił je na 12 700 zł. Na szczęście nie chce spłaty na raz, a w ratach, co zwiększa nasze szanse i dzięki temu gdzieś w tym tunelu tli się jeszcze światełko nadziei. Choć sytuacja jest tragiczna.
Może nie dziś i nie jutro, ale za kilka dni będziemy mogli zabrać Alinkę, podarować jej szansę oglądania codziennie szczęśliwego maluszka, który dorasta w spokoju i bezpieczeństwie. Może tak się wydarzy… Wszystko zależy od tego, czy przekonam odpowiednia ilość ludzi do pomocy. Alinka nie musi umierać, maluszek też. Proszę, zlitujcie się nad nimi, póki nie jest za późno.
Jeśli masz pytania, zadzwoń do mnie - Monika 570 666 540. Dziękuję za pomoc.
Zbiórka obejmuje wykup, transport, koszt diagnostyki, wizyty kowala oraz zakup paszy i suplementów.
Zobacz więcej na www.konikimoniki.org.pl
Loading...