Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Dziękujemy za pomoc.
Bastet i większość jej dzieci nadal są podopiecznymi fundacji.
Dwie oddzielne historie, jednak mające jeden mianownik - porzucone koty...
Pierwsza z historii opisuje los dwóch kotów. Matka z maluszkami pochodzi z podrzeszowskiej miejscowości. Jesienią ktoś wyrzucił 2 młode kotki - jedna z nich to matka kociąt, drugi kocurek - biało-bury Blekuś.
Koty, szukając jedzenia, zawędrowały do ludzkich siedlisk, ale oprócz jedzenia i kąta do spania w starej szopie nie znalazły nic więcej. Nikt nie pomyślał o odrobaczeniu, odpchleniu, a tym bardziej kastracji.
Oczywiście na efekty nie trzeba było długo czekać. Młodziutka kotka wiosną powiła swoje pierwsze kocięta. Pięć małych szkrabów - tylko pięć albo aż pięć. Dopiero wtedy ktoś, kto zobaczył kotkę z maleńkimi kociętami na gołej ziemi pod krzaczkami zareagował - a dokładnie zgłosił problem do fundacji. Decyzja o wzięciu kotki z maluchami i młodego kocurka nie były łatwe. Nasze dom tymczasowe pękają w szwach, a długi w lecznicach rosną w zastraszającym tempie. Mimo ogromnej pomocy ze strony ludzi, nie mając regularnego wsparcia ze strony urzędów, nie jesteśmy w stanie utrzymać płynności w opłacaniu faktur. Ale przecież nie poświęcimy życia kotów ze względu na brak funduszy.
Dlatego matka Bastet wraz z maluszkami i Blekuś jej brat trafiły do nas. Na szczęście podstawowe badania wykluczyły choroby wirusowe, Blekuś został wykastrowany, zaopatrzony w preparaty p/pasożytnicze. I tu wplata nam się druga historia.
Historia bardziej tragiczna i smutna, choć mamy nadzieję, że mająca szczęśliwe zakończenie.
Okolice Krosna, młode dziewczyny wracające z matury widzą nagle na poboczu drogi stojące, otwarte pudełko. Kierowca zatrzymuje samochód, zaglądają i... intuicja ich nie zawodzi - to porzucone kocięta.
Trzy, ok. 3 tygodniowe kluseczki, zapewne nie tak dawno zabrane od matki. Starały się ze wszystkich sił wyjść z pudełka - pewnie myślały, że mama jest gdzieś niedaleko, że przybiegnie na ich wołanie... Nie przybiegnie... Ale i tak miały dużo szczęścia, bo przy ruchliwej drodze, w taką pogodę (mglisto, pochmórno, zimno) i bez mamy, nie miały żadnych szans na przeżycie. Ale ktoś postawił na ich drodze człowieka, dobrego człowieka, i dzięki temu trafiły pod skrzydła fundacji - na dodatek do zastępczej mamy.
Mimo tego, że kicia młodziutka i ma już piątkę swoich dzieci, przyjęła je od razu, nakarmiła, wymyła. A maleństwa ufnie zasnęły wtulone w nową mamę i przybrane rodzeństwo.
I choć po raz kolejny nie mieści nam się w głowie, jak można było zabrać matce tak małe dzieci, to dziękujemy opatrzności za to, że nie umarły rozjechane przez samochody lub rozszarpane przez inne zwierzęta.
Kochani, czego życzymy sobie i tym kociakom... Im zdrowia i więcej dobrych ludzi, którzy staną na ich drodze. Zarówno teraz, kiedy prosimy o wsparcie dla nich (na karmę, środki odpornościowe, profilaktykę, szczepienia i kastrację mamy), jak i w przyszłości, kiedy będziemy już szukać dla nich nowych domów. Nam siły i wytrwałości, bo jest bardzo ciężko.
Zdajemy sobie sprawę, że prosimy nie po raz pierwszy i nie ostatni, ale wiemy też, że tylko prosząc i jednocząc siły możemy robić to co robimy. Dlatego będziemy wdzięczni za każdy gest dobroci z Waszej strony.
Loading...