Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Być może jestem stary, że być może schorowany ale życie dało mi jeszcze jedna szansa, że krótka czy długa los pokarze, że jestem szczęśliwy i wszystkim, którzy którzy mnie wspomogli dziękuję z całego psiego serca.
Berniś - takie imię otrzymał, kiedy go znaleziono. Jego historia zaczyna się tutaj.
Z informacji, jaką otrzymaliśmy wynika, że od kilku dni koczował na polu, nawet wykopał sobie jamę w krzakach. Słaniając się na nogach, błąkał się. Bardzo nieufny, do nikogo nie podchodził, nawet powarkiwał. Jakby w strachu... Pewnie już niejeden kij na niego spadł. To bardzo duży psiak w typie owczarka śródazjatyckiego, albo raczej tylko to, co z niego zostało, reszta to skóra i kości. Zmęczenie i osłabienie organizmy brały nad nim górę. Podczas przyjęcia zgłoszenia byliśmy dość daleko w terenie. Było zimno i każda chwila była cenna, powiadomiliśmy zaprzyjaźnioną z nami osobę z gminy, aby pomogli nam go zabezpieczyć. Został złapany i zabrany do schroniska.
Wiedzieliśmy, że musimy go wyciągnąć. Berni co prawda był zabezpieczony, ale całkowicie zamknął się w sobie. Odmawiał jedzenia i zupełnie nie wychodził. Przestał nawet wstawać, poddał się, jakby czekał na śmierć. To była załamka, nikt kompletnie nie dzwonił, nikt o niego nie pytał, a nasze miejsca przepełnione po brzegi. Niby mieliśmy iskierkę nadziei, ale liczyliśmy się też z tym że to już długo nie potrwa. I przyszedł dzień, dzień jak każdy inny, a jednak cudowny. Zadzwoniła Pani z Gdańska.
Wooow, myślimy - super, że w ogóle jakiś kontakt, ale od razu obawy, że jak Pani się dowie się o stanie faktycznym... Rozmowa po 2 min się urwie a tu szok Pani Agata zna sytuację, wie wszystko i w ogóle zna jego temat. Mało tego, ma doświadczenie z takimi przypadkami i jest gotowa się z tym zmierzyć. Byliśmy w grubym szoku, to nie dzieje się na prawdę, takie myśli. Szybko telefon do schroniska, Berni jeszcze się trzyma, przygotowujemy papiery i wszystko, co potrzeba, za 3 dni adopcja. Jesteśmy jak na szpilkach, czekając soboty. W sobotę mieliśmy już ustaloną interwencję, Pani Agatka miała sama odebrać Berniego. Jesteśmy w terenie, ale myślami z nim. Kolejna obawa - jak zniesie transport w tym stanie.
Jedzie, trzyma się, tak jakby wiedział, że ku lepszemu. Kiedy otrzymaliśmy zdjęcia, prawie łzy leciały. Kiedy człowiek pokład tak mało nadziei, a tu zdarza się cud, reakcja jest właśnie taka. Chłopak dzielnie pokonał drogę, oczywiście nie obyło się bez przeszkód. Jego stan zdrowia i dość kiepskie żywienie objawiło się biegunką. Robił pod siebie, ale to było do przewidzenia. Dotarł wieczorem do domu, tam delikatnie został poddany oględzinom. Od razu rzucił się w oczy kiepski stan skóry, bo żebra i chudą miednicę było widać już od razu. Skóra dziwnie jakby pokryta cukrem, szorstka i z bruzdami.
Berni musi udać się na odpoczynek, na drugi dzień będzie można dalej cokolwiek zaplanować. Jest to okres świąteczny, więc weterynarz będzie dopiero we wtorek. Najpierw zostanie lekko umyty i powoli małymi kroczkami karmiony odpowiednią karmą.
Niedziela, a tu takie wieści!
Jest mega lepiej, dom, ludzie i wielkie serce Pani Agaty dodał skrzydeł, stoi na łapach, co prawda nie za dobrze, ale dźwignął się i to tak szybko! Czyli szanse wzrastają w błyskawicznym tempie. We wtorek weterynarz i diagnoza, już zamawiamy podkłady, gdyż jeszcze będzie mu się zdarzało nie trzymać. Przede wszystkim karma dobrej jakości i leki na stawy i kości. Sporo tego będzie, bo to ogromny pies. Ale już jest też i ogromna nadzieja, to nas napędza do działania. Mówią, że nadzieja umiera ostatnia i w przypadku Berniego to prawda.
Kochani, dlatego trzeba wierzyć do końca nawet wtedy, gdy one się poddają my musimy trzymać tą iskierkę za nich. Będziemy relacjonować! Już teraz dziękujemy Wam za wsparcie.
Loading...