Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Bardzo dziękujemy wszystkim, którzy wsparli leczenie Bonifacka , staruszka, który nie wiadomo skąd pojawił się u wolontariuszki FMK.Z pyszczka ciekła Mu ślina, był niemiłosiernie chudy, z oskórowanym ogonkiem.Gdy nabrał zaufania do opiekunki, od razu został zabrany do kliniki, gdzie wykonano Mu: badania krwi, wie USG nerek i jamy brzusznej. Jama ustna była w fatalnym stanie – wykonano sanację. Wyniki krwi i obraz nerek nie pozostawiał złudzeń :leki, suplementy, karma weterynaryjna, codzienne kroplówki. U Bonifacka stwierdzono niewydolność nerek. Walka o Jego życie trwała rok. Wszystkie zabiegi znosił cierpliwie. Był słabiutki, ale szczęśliwy. Miał wreszcie dom, kochających i troskliwych opiekunów. Dostał rok życia, takiego prawdziwego, na jakie zasługiwał. Kiedy nerki przestały pracować, a kreatynina i mocznik ciągle rosły – została podjęta decyzja o eutanazji.
Od niedawna nazywam się Bonifacy. Nigdy wcześniej nie miałem imienia. Nie wiem, ile mam lat. Całe życie spędziłem na ulicach, sypiałem w piwnicach albo pustostanach. Jadłem to, co upolowałem lub znalazłem na śmietniku. Ludzi się bałem. Przeganiali mnie, zimą zamykali okienka piwniczne. Raz nawet zaufałem człowiekowi. Skończyło się to oskórowaniem mojego ogonka. Ciągle pamiętam ten niewyobrażalny ból...
Kolejne lata były coraz cięższe. Znikąd jedzenia i ciągłe przeganianie. Z pyszczka ciekła mi ślina. Nie wyglądałem jak młoda trikolorka z okładki „Vogue”. Ludzie na mój widok odwracali wzrok. Wieczorami przemykałem ostrożnie ulicami. Wtedy zobaczyłem, że na ganku jednego z domów jest wystawione jedzonko i woda! Ostrożnie podszedłem i... Najadłem się do syta! Następnego dnia na ganku pojawiła się cieplutka budka. Bałem się, ale zaryzykowałem. W jedzeniu miałem podawany antybiotyk, bo trafiłem do domu wolontariuszki Fundacji Miasto Kotów. Powoli nabierałem zaufania do opiekunki. Gdy tylko pozwoliłem jej wziąć się na ręce, od razu zabrała mnie do weterynarza. Zrobili mi badania krwi, usg nerek i jamy brzusznej, pobrano mi także wymaz z ucha. Potem wykonano jakąś sanację jamy ustnej. W uszach miałem liczne bakterie i drożdżaki. Biochemia krwi nie była najlepsza. Nie wiem, co to kreatynina, ale podobno była za wysoka. Nerki w obrazie usg wyszły fatalnie. A fatalnie to chyba nie najlepiej? Nie rozumiałem tego. Codziennie jeździliśmy do weterynarza na kroplówki i zastrzyki. Dostawałem pyszne jedzonko, byłem suplementowany.
Latem znów poczułem się gorzej. Nie miałem apetytu. Nic mi nie smakowało. Znów pojechaliśmy do weterynarza. Po badaniu krwi, moczu i usg nerek padły straszne słowa: ostra niewydolność nerek. Od dwóch tygodni codziennie jeździmy do kliniki. Mam kroplówki i dużo, dużo zastrzyków. Znoszę to wszystko cierpliwie, choć karmią mnie jakąś obrzydliwą pastą przez strzykawkę. Jestem słaby, ale szczęśliwy, bo mam domek, czułych i troskliwych opiekunów, i ogrom miłości.
Moja opiekunka twierdzi, że jestem najpiękniejszym kotem na świecie. Tak bardzo chcę żyć! Dla niej i dla siebie, bo przecież dopiero co poznałem prawdziwie szczęśliwe życie.
Historia Bonifacka nie jest nam dobrze znana. Kocurek prawie całe swoje długie życie spędził jako kot wolno bytujący. Musiał się zapewne sporo wycierpieć i teraz, na stare lata, gdy zaznał miłości i dowiedział się, że są dobrzy ludzie i ciepły kąt, padła diagnoza, która nie wróży dla kocurka nic dobrego.
W Fundacji Miasto Kotów dokładamy wszelkich starań, by zadbać o komfort życia Bonifacego. Monitorujemy jego stan zdrowia. Odpowiednio go odżywiamy - zapewniamy karmę i suplementy. Regularnie bywamy z nim u lekarza. Ma na bieżąco wykonywane wszystkie zalecane badania. Bardzo byśmy chcieli wydłużyć Bonifackowi życie. Jest szansa, że przy dobrej opiece i sporej dawce szczęścia Bonifacy może przeżyć komfortowo jeszcze wiele miesięcy. Do tego potrzebny jest kochający opiekun – takiego już ma - oraz fundusze, z których pokryjemy niezbędne dla Binifacka wydatki – i tu mamy prośbę do Was! Opieka nad Bonifacym jest bardzo kosztowna i dług w klinice rośnie z każdym dniem!
Nie chcemy nazywać opieki nad Bonifacym opieką paliatywną, bo wierzymy, że dzięki Państwa ofiarności oraz staraniom wolontariuszy i lekarzy weterynarii Bonifacy ma przed sobą jeszcze wiele miesięcy, może nawet lat życia. Bardzo prosimy o wsparcie dla Bonifacka!
Loading...