Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Byk trafił pod opiekę Stajni Stowarzyszenia Benek.
Spokojne sobotnie popołudnie. Nic nie zapowiada nietypowej sytuacji, która ma się zaraz zdarzyć. Podczas spaceru z naszymi psami, w lasku na granicy Tychów, Wilkowyj i Podlesia, zobaczyłyśmy byczka. Na oko młode zwierzę. Około 1,20 m wzrostu, zakolczykowany. Niestety nie udało się podejść bliżej, gdyż panicznie bał się człowieka. Powiadomiłyśmy Straż Miejską, która początkowo wyraziła chęć współpracy, jednak w ostateczności nam nie pomogła. Skierowano nas do Urzędu Miasta w Katowicach. Tam usłyszałyśmy, że konieczne jest znalezienie właściciela zwierzęcia. Ruszyłyśmy zatem na ponowne poszukiwania byczka. Chciałyśmy odczytać jego numer z kolczyka, jednak zwierzę nie pozwoliło się do siebie zbliżyć i zdołałyśmy zobaczyć tylko pięć z czternastu cyfr. W urzędzie powiedziano nam, że to za mało. Rozpoczęłyśmy zatem poszukiwania na własną rękę. Znalazłyśmy właściciela. Okazało się, że byczek uciekł ponad miesiąc temu. Dlaczego nikt go nie szukał? Ostatecznie posiadacz zwierzaka przysłał swoich pracowników i krowy, w celu zwabienia byka. Jedna z krów uciekła razem z byczkiem do lasu, na szczęście szybko udało się ją złapać. Niestety, byczek zniknął. Nie mogłyśmy go zlokalizować – przez trzy kolejne dni spędzałyśmy po pięć godzin w lesie na poszukiwaniach.
Skontaktowałyśmy się ponownie z właścicielem zwierzęcia. Zgodził się na oddanie nam zwierzaka za darmo, nie chciał pieniędzy, po prostu jest nasz, ale musimy mu pomóc go złapać. Przepełnione radością zorganizowałyśmy weterynarza i pana, który dysponuje strzelbą i środkami usypiającymi, a także wszystkimi pozwoleniami na jej użytkowanie. Znalazłyśmy byczka. Stał przemoczony, trzęsący się z zimna i patrzył na nas dużymi, zmęczonymi i przerażonymi, ale nadal czujnymi oczami. Nie uciekał. Zdziwione podeszłyśmy bliżej. Co zobaczyłyśmy? Dziecko, przerażone zwierzęce dziecko, które nie miało już siły uciekać przed złem, którego doznało zapewne wiele w swoim jakże krótkim byczkowym życiu. Uciekł on bowiem z transportu na rzeź! Ten dzieciak przebył bardzo długą i zapewne niezwykle trudną drogę z Niemiec do pierwszego przeładunku w Tychach i w momencie kiedy z jednej ciężarówki śmierci miał wejść do drugiej – uciekł. Uciekł bo chciał ŻYĆ! Przez 1,5 miesiąca chował się w lesie, starając się nie przeszkadzać nikomu, był niewidzialny, chciał ŻYĆ bez bólu i cierpienia. Mały byczek w wielkim lesie bez wody i jedzenia, w największych mrozach naszej tegorocznej zimy był motywowany do przetrwania jedynie silną wolą życia…
Złapałyśmy zwierzę, postanowiłyśmy pomóc mu zacząć nowe życie. Podczas przewozu przerażony byczek zdemolował rogami dach przyczepy – złe wspomnienia z transportu na rzeź dały o sobie znać. Gdy został przywieziony do nowego domu, staranował drzwi stajni, w której miał mieszkać, a później także metalową siatkę, przez którą uciekł. Jego ponowne złapanie, a także transport to kolejne koszty…
Wciąż podejmujemy próby schwytania zwierzaka, jednak jest to bardzo trudne, ponieważ zwierzak jest niezwykle lękliwy i nie pozwala się schwytać. Musimy opłacić kilkukrotne interwencje weterynarza, przewóz zwierzęcia do nowego domu, a także pokryć szkody, które wyrządził Lesio. Kwota jest spora – 2000zł, jednak jest to cena, którą trzeba zapłacić za wolność i godziwe życie zwierzaka. Jeśli uda się go złapać, Byczek pozostanie pod dożywotnią opieką stowarzyszenia, które specjalizuje się w ratowaniu zwierząt rzeźnych.
Loading...