Antoni i Hanna Gucwińscy. Przeczytaj. Pomóż!

Closed
35 000 zł
Supported by 561 people
Adopcje

Started: 21 July 2021

Ends: 15 August 2021

Hour: 23:59

Thank you for your support - every penny counts.
Together we have great power!
As soon as we receive the result of the action, we will post it on the site.

Macie czasem poczucie, że coś, o czym mówiono Wam całe życie, może być nieprawdą? Nie chodzi o to, aby wszystko podważać. Ale aby otworzyć się na to, że wszystko, co wiecie, może być inne, niż myślicie.

Jest rok 1971. Wychodzi emisja pierwszego odcinka „Z kamerą wśród zwierząt”. Serial będzie trwał 32 lata i obejmie 750 odcinków. Z ekranu o życiu zwierząt opowiadają Wam Hanna i Antoni Gucwińscy. On weterynarz, trzykrotna nagroda Złoty Ekran, medal KEN, Złoty Krzyż Zasługi, dwukrotnie Wiktor za osobowość telewizyjną, medal Włoskiej Akademii Nauk, medal Konrada Lorenza za działalność na rzecz ekologii, Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski, Oskar Dziecięcych Serc i Order Uśmiechu… to tylko część wyróżnień. Ale i tak nie o ścianę z medalami tu chodzi. Chodzi o układy, zmienność losów i to, co komu pisane.

Jest rok 2021. Ciepły lipiec. Zajeżdżamy pod stary, stary dom we wrocławskiej starej, starej dzielnicy. To jedno z tych miejsc, gdzie jeszcze rozpinają się nad domami korony drzew, a hałas miasta rozmywa się w otaczających parkach. Na dół nikt nie schodzi, byliśmy umówieni, więc wchodzimy sami, głośno informując, że dotarliśmy na miejsce. Po minięciu ogromnej, metalowej bramy trafimy do istnego tajemniczego ogrodu. Idziemy przez prawdziwą dżunglę po krętych schodach. Wita nas Hania Gucwińska, Pan Antoni ma przyjść za chwilę. Mijamy kury i koguta, którym Państwo Gucwińscy oddali część domu i ogrodu. Słychać papugi, Pani Hania kończy karmić żółwia, który ma niesprawne przednie nogi. Ktoś go podrzucił. Wzięli. Bo już kilka mają. Tu nie ma zdrowych zwierząt. Nawet myszy nie trują. Nie potrafią. „Niech sobie żyją”, mówi Pan Antoni, gdy dociera po 15 minutach z kubeczkiem z czekoladkami i herbatą.

Starość może być piękna, ale nie musi. Państwa Gucwińskich pamiętam ze szklanego ekranu, z czasów, gdy jeszcze brak było efektów specjalnych i kolory na ekranie były mniej jaskrawe. Pani Hanna szła po schodach prawie 5 minut, na co dzień nie wychodzą już z domu. Zakupy podrzuca im szefowa pobliskiego sklepu. Na wiele rzeczy ledwo starcza z emerytury. A utrzymanie zwierząt jest kosztowne. To przez wiele lat nigdy się nie zmieniło.

Poznaliśmy Hannę i Antoniego osobiście kilka lat temu. Przeczytali artykuł o ratowanym przez nas osiołku i przekazali na jego ocalenie kawał emerytury. Przyjechali też go poznać. Wtedy jeszcze wsiadali za kierownicę. Potem byliśmy u nich kilka razy, kupiliśmy jakąś karmę dla ptaków, posłanie dla psa. Dziś poprosili tylko, aby ostrzyc im starszego psa, którego przyjęli chwilę temu. Siedzimy, patrzymy na pomarszczone twarze dyrekcji wrocławskiego ZOO.

Jest rok 2006. Jedna z dużych organizacji pro zwierzęcych wytacza oskarżenie przeciwko Antoniemu jako dyrektorowi ZOO. O tej sprawie słyszała wtedy cała Polska. Chodzi o misia Mago.

Jeden z wywiadów pisze: „Miś do Wrocławia trafił z Tatr w 1991 roku. Jemu, jego rodzeństwu i matce groziło odstrzelenie. Zwierzęta karmione przez turystów kanapkami zbyt się spoufalały, zaczęły zaglądać do miasta, zagrażać mieszkańcom. Gucwińscy wtedy ratują im życie, przyjmując niedźwiedzią rodzinę do ogrodu. Sześć lat później Mago zostaje zamknięty w niewielkim betonowym bunkrze na tyłach ogrodu. Na wybieg wychodzi dopiero po dziesięciu latach. Gucwiński tłumaczył, że nie było innego wyjścia niż trzymanie misia w ciasnej klatce. Z wybiegu mógł uciec, a żaden inny ogród nie chciał go do siebie przyjąć. Sprawa trafiła na wokandę wrocławskiego sądu. Gucwiński odpowiadał za znęcanie się nad niedźwiedziem. Sąd dwóch instancji uznał, że dyrektor nie popełnił przestępstwa. Więził Mago, ale nie z premedytacją, tylko z konieczności. Sąd Najwyższy skasował oba wyroki”. Uwcześni włodarze miasta nie chcieli nigdy dać pieniędzy na wybieg dla Mago, jednak pieniądze znalazły się zaraz po zwolnieniu Antoniego.

Centaurus nie jest polityczny. Żyjemy obok, w szacunku do wszystkich i wszystkiego. Prywatnie wspierała nas każda władza. Nie chcemy wnikać w rzeczy, które wydarzyły się lata świetlne wstecz.

Nadszedł rok 2021, ciepłe lato. Państwo Gucwińscy trzymają kilkanaście starych koni na kilkudziesięciu hektarach. Mimo że ziemia nie ich, końmi się opiekują, mimo że mają prawie po 90 lat. Chwilę temu, w nocy, na działkę, gdzie stacjonowały konie, wjechał samochód z przyczepą. Jedna z lokalnych  organizacji postanowiła w ten sposób odebrać byłej dyrekcji ZOO ich prywatnego konia, który był rzekomo zaniedbany. Organizacja nie tylko wtargnęła na teren bez zgody i uprawnień, podobnie jak odebrała konia, zamiast wezwać na miejsce weterynarza i sprawdzić jego stan. Koń został w nocy przetransportowany do kliniki, a Gucwińscy zostali ponownie pomówieni o znęcanie się. Organizacja, mimo ochrony danych osobowych, wszędzie opublikowała dane właścicieli, choć opiekunami koni byli już nowi włodarze ziemi, a Pani Hanna i Pan Antoni „jedynie” finansowali opiekę weterynaryjną i żywienie.

Klinika, która przyjęła konia, zdecydowała o eutanazji ze względu na nowotwór, który zaatakował nogi konia. Jednocześnie jednak weterynarze poinformowali nas, że koń był w dobrej kondycji, a informacje o podawane przez organizację (np. odleżyny) robiącą interwencję były nieprawdziwe, i że w razie sprawy sądowej będą bronić dobrego imienia Gucwińskich. Poprosiliśmy również zaprzyjaźnionego weterynarza, żeby ocenił stan pozostałych koni w razie sprawy sądowej i praktycznie 90 procent koni, wedle obdukcji, jest w stanie rewelacyjnym mimo podeszłego wieku.

Tak wyglądają konie Państwa Gucwińskich i teren, na którym przebywają:

Więcej ich zdjęć znajdziesz tutaj...

Do czego zmierzam. Nie nam oceniać, dlaczego tych dwoje spotkało się w życiu z takim osądem. O Misiu Mago nikt już więcej nie mówił. Jedni mówią, że został zastrzelony chwilę później, bo tam, gdzie został przekazany, wyskoczył z wybiegu. Inni znajdują jego imię w sieci jako niedźwiedzia, który zmarł w wyniku nowotworu. Nie traciliśmy czasu na dochodzenie, co dalej się wydarzyło. Pani Hanna nieśmiało uśmiecha się, gdy pytamy, czy chciałaby zobaczyć osła, którego pomogli uratować. Pyta też, czy nie moglibyśmy pomóc kupić trochę karmy dla ptaków, kotów i psów, może posłania i nowe terrarium dla kalekich żółwi. Mówi to tak cicho, że ledwo słyszymy.

Wychodzimy. Czujemy się zmieszani i zawstydzeni. Czy rolą organizacji pozarządowych jest wzrastanie na oczernianiu ludzi? Czy nie łatwiej było te kilkanaście lat temu zrobić zbiórkę na wybieg dla misia Mago, niż oskarżać kogoś o zaniedbanie, a jeśli już oskarżać, to czemu nie ówczesnych włodarzy miasta, tylko dyrektora — bo przecież ogród był miejski, a prywatna osoba nie byłaby w stanie sfinansować takiej inwestycji? Tym bardziej że zaraz po zmianie dyrektora pieniądze się znalazły.

Czy dziś nie byłoby lepiej, i nie jest to rolą organizacji pozarządowej, aby wspierać i nieść pomoc, zamiast być sądem najwyższym tam, gdzie niewiele jest tej naszej wiedzy o stanie faktycznym?

Łatwo jest odebrać, skazać, nadużywać władzy i pozycji. Trudniej jest spojrzeć na sprawę obiektywnie, bez agresji własnej. Organizacja, która odebrała konia Gucwińskim, zadzwoniła do kliniki zaraz po uśpieniu konia i zabroniła udzielać komukolwiek informacji na temat stanu konia. Klinika odmówiła organizacji, ponieważ wedle kliniki koń ani nie stanowił własności rzeczonej organizacji, która za właściciela się podawała, ani nie był w takim stanie, jakim organizacja go opisuje. Z takim kierunkiem sprawy weterynarze zwyczajnie się nie zgodzili, nie chcąc popierać nieprawdziwych informacji i przyczyniać się do ich szerzenia.

My postanowiliśmy pomóc na miarę możliwości. Objęliśmy opieką 7 kucyków, które Państwo Antoni i Hanna przekazali nam na stałe utrzymanie, martwiąc się, co będzie z nimi, gdy zaniemogą. Są w bardzo dobrej kondycji, również te stare.

Tak wyglądają kuce przekazane nam przez Państwa Gucwińskich:

Więcej ich zdjęć znajdziesz tutaj...

Na prośbę Państwa Gucwińskich, opłaciliśmy fakturę za diagnostykę, eutanazje i utylizację Beti.

Chcemy też pomóc w zakupie siana i słomy dla koni, remoncie wiaty dla nich oraz zakupić środki czystości do domu (bo jest obecnie bardziej domem zwierząt niż ludzi) i karmę dla zwierząt, które tam przebywają.

Nie chcemy wnikać, bawić się w Boga i osądzać. Dlatego też tak rzadko spotkacie nas na interwencjach i w sądach. Wolimy robić co w naszej mocy, aby dać dobry przykład i móc pójść spać z czystym sumieniem. A potem obudzić się z wolą życia, nie zaś niszczenia tego, o czym często nie mamy pojęcia. Bo nie wszystko jest tym, czym być się wydaje. I zawsze możemy się mylić.

Jeśli chcecie, i oczywiście możecie, prosimy, pomóżcie nam wesprzeć Hannę i Antoniego Gucwińskich. Możecie również wysyłać gotowe paczki, które hurtem im przekażemy. Jeśli ktoś z Was chciałby napisać również kilka słów, myślę, że teraz, u schyłku życia, będą one dla nich na wagę złota.

Adres do wysyłki:
„Antoni i Hanna”
Folwark Fundacji Centaurus
Szczedrzykowice 10, 59-230 Prochowice

Lista pilnych potrzeb:

terraria
pokarm dla papug i gołębi
karma dla kotów i akcesoria (żwir, kuwety itp)
karna dla psów (mokra i sucha) i akcesoriów
środki czystości
 

Masz pytania? Zadzwoń 518 569 487 - Karolina

---------------------------------
Fundacja Centaurus działa w imieniu zwierząt od 2006 roku. Jest organizacją non profit. Centaurus to ponad 1500 ocalonych koni, 100 osiołków, kilkaset psów i kotów, liczne zwierzęta gospodarskie. One wszystkie żyją dzięki takim osobom jak Ty. Bez tego wsparcia, ratowanie nie byłoby możliwe.

Z całego serca dziękujemy Ci za pomoc.

Załączniki

Supporters

Loading...

Organiser
23 actual causes
1474 ended causes
35 000 zł
Supported by 561 people
Adopcje