Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Ratujemy zwierzęta od 10 lat i myślałyśmy, że widziałyśmy już wszystko. Widać jednak, że okrucieństwo ludzkie nadal może nas zaskoczyć, bo tak cierpiącego psa, który kona z bólu, jeszcze nie widziałyśmy. Bo ból, jakiego to stworzenie doświadcza w każdej sekundzie swojego życia, jest nie do opisania, a cierpienie, które stało się jego codziennością, sprawia, że gotuje się we mnie.
Jak można doprowadzić psa do takiego stanu? Jak można spokojnie żyć ze świadomością, że Twój pies tak strasznie cierpi, tuż pod Twoim nosem i nie robić kompletnie nic? Ja nie umiem tego pojąć. Nie rozumiem, jak człowiek może być takim potworem...
Częstochowa. Środek miasta. Dzielnica domków jednorodzinnych. Na tyłach jednej z willi w kojcu, z dala od oczu gapiów, po cichu umiera z bólu pies. Zagłodzony i bardzo chory.
Z uszu leje mu się krew wymieszana z ropą. Tkanki małżowin rozpadają się, gnijąc. Całe jego uszy to jedna wielka gnijąca rana. Ból jest nie do zniesienia. Towarzyszy psu w każdej sekundzie jego marnego życia. Rozsadza mu głowę. Stan zapalny rozlewa się na węzły chłonne. Boli go już cała szczęka, zęby. Nie może położyć głowy, bo opuchnięty pysk jest jednym, wielkim pulsującym ropniem. Wszystko gnije.
Chciałby usnąć i już się nie obudzić, byle to się skończyło. Byle uwolnić się od tego bólu, ale… organizm jeszcze walczy. Gorączkuje. Ma dreszcze. Dokucza mu też głód. Wpatruje się w ścieżkę, może pojawi się jego pan i da mu jeść, ale furtka wciąż jest zamknięta. Wstaje, ale ma coraz mniej siły. Chce się jakoś ułożyć ze swojej samotni, jaką jest buda, ale nie jest to łatwe, bo poza głową przeszywa go też ból odbytu. Ma guzy, które nieleczone już dawno się rozpadły, a jego ciało zjada zgnilizna. Wciąż lejąca się ropa skleja jego sierść.
Nie wiem jak to możliwe, że ten pies jeszcze nie zwariował z bólu. Chce mi się wyć i płakać z wściekłości, gdy widzę jego cierpienie. Co najgorsze i co najbardziej mnie przeraża, to to, że właściciele tego psa nie widzą absolutnie nic złego w jego stanie.
Przestali go leczyć, bo jak twierdzą weterynarz, powiedział im kilka miesięcy temu, że to stary pies i tak nic z tego nie będzie. To co? To ma umierać w tak niewyobrażalnym cierpieniu? Twierdzą też, że pies nie cierpi, bo cyt: „przecież nie piszczy”. Gdy to mówili, miałam łzy w oczach, widząc jego ból. I nie, jego opiekunowie to nie żadna patologia, ale dobrze sytuowani ludzie, którzy spokojnie żyli, zajmując się swoimi sprawami, podczas gdy na ich podwórku rozgrywał się prawdziwy horror.
Bierne patrzenie na tego cierpiącego, ledwo stojącego na nogach psa, który jest chodzącym szkieletem, z którego głowy leje się ropa, którego odbyt się rozpada – tak, jest okrutnym znęcaniem się nad zwierzęciem.
Kochani, przyznam szczerze, że nie wiemy, czy uda się nam go uratować. Byłyśmy z nim u kilku weterynarzy i wszystkich wbiło w podłogę na jego widok. Pomimo dziesiątek lat pracy, wszyscy lekarze widzący go zgodnie stwierdzili, że tak skrajnie zaniedbanego i cierpiącego psa jeszcze nie widzieli. Chcemy jednak dać mu szansę. Szansę, na poznanie życia bez bólu, którego on sam już zapewne nie pamięta.
Jest jednak problem. Pies cierpi na bardzo silny, ropny stan zapalny uszu – całego kanału słuchowego z ropnym zapaleniem, obrzękami i martwicą tkanki. Zapalenie rozlało się na dalszą część głowy. Cała kufa jest opuchnięta. To wszystko trzeba chirurgicznie wyczyścić, a martwą tkankę, tu całe jedno ucho usunąć. Nie można zrobić tego „na żywca”. To skomplikowana i kosztowna operacja. Pies jest jednak tak zagłodzony - sam szkielet, że obecnie nie przeżyje narkozy. Jego organizm jest na to za słaby.
Trzeba również chirurgicznie usunąć guzy odbytu, ale jego stan na tę chwilę to uniemożliwia. Obecnie otrzymuje bardzo sile leki i środki przeciwbólowe, by organizm zaczął walczyć z infekcją. Póki leje się ropa, nie można otworzyć ran, bo dojdzie do ogólnego zakażenia organizmu. Pocieszające jest to, że psiak ma bardzo dobry apetyt i mamy nadzieję, że uda się nam go wzmocnić na tyle, by uporać się z toczącym jego ciało ropnym zapaleniem.
To będzie długa i kosztowna walka, ale nie poddajemy się. On zasługuje na to, by po tylu miesiącach cierpienia dać mu szansę. Musiał być kiedyś pięknym psem, bezgranicznie oddanym swoim właścicielom
Dziś, my walczymy o jego życie, a jego właściciele staną przed sądem za to, co temu stworzeniu zrobili. APA już złożyło zawiadomienie do prokuratury.
Kochani, nie pozwólcie nam się poddać! Póki on walczy - my będziemy walczyć razem z nim!
Moi drodzy, nasza wirtualna, APApowa rodzino, owczarek ten jest już piątym psem, którego odebrałyśmy w samym tylko marcu. Niestety, Wasze zgłoszenia się potwierdziły i poza nim 1 marca odebrałyśmy 4 inne psiaki (ich historię opiszemy na dniach) i obecnie, na mamy już kompletnie żadnych środków finansowych, a na naszym koncie zostało 307 zł.
Tu bardzo prosimy Was o pomoc, bo nie będziemy ukrywać, że bez Waszego wsparcia nic nie zrobimy. Nie tylko nie pomożemy temu owczarkowi, bo choć jeździmy z nim do weterynarza, to całe leczenie i jego i pozostałych psiaków „idzie na zeszyt”, to nie pomożemy już żadnemu innemu stworzeniu. Niestety z pustego i Salomon nie naleje, a my już jesteśmy niebotycznie zadłużone.
Błagamy Was więc o pomoc. Dla niego i dla wszystkich innych, które już u nas są i tych, które na nasz przyjazd z nadzieję na pomoc czekają.
Proszę Kochani, nie zostawiajcie nas z tym wszystkim samych, bo nie damy rady. Nie podołamy, a sama miłość do zwierząt nie napełni ich brzuchów i nie wyleczy ich ran. Bez Waszego wsparcia pozostanie nam tylko ból i łzy. Jeśli więc tylko możecie… Prosimy, błagamy... Dla nich, dla nich wszystkich!
Loading...