Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Jest coraz gorzej! Nie dajemy rady! Potrzebujemy pomocy!
Zwalają się na nas coraz większe nieszczęścia. Konie wracają z adopcji. Uratowana przed rzeźnią klacz została uprowadzona. Była na terenach zagrożonych powodzą . Oprócz tego, że są to rejony niebezpieczne, zaczęłam dostawać wiadomości, że pan, u którego jest w adopcji, przestał należycie się nią opiekować. W trybie pilnym wysłałam po nią transport. Pan opiekun został o tym poinformowany. Wydawało się, że wszystko idzie ku dobremu i że pan wyda naszemu transportowi klacz. Niestety kiedy tylko transport się pojawił, pan w pośpiechu wsiadł w samochód i odjechał. Co gorsza, nigdzie nie było naszej klaczy. Nasz transport jeździł po okolicznych miejscowościach, próbował rozpytać miejscową ludność, czy ktoś widział naszego konia. Niestety nie udało się jej znaleźć. Sprawa oczywiście zgłoszona na Policję zarówno przeze mnie jak i nasz transport. Nie udało się odebrać klaczy, ale za kurs trzeba zapłacić. Na zdjęciach Basia i warunki, w jakich przebywała z dwoma innymi końmi.
Dopiero co walczyłam o dom naszych koni. Ledwo udało się uzbierać potrzebną kwotę. Zaczynam tracić nadzieję. Staram się nie poddawać, ale stale narastające problemy zaczynają mnie przytłaczać. Ja wiem, że są ludzi i zwierzęta na terenach powodziowych w dużo gorszych sytuacjiach. Wiem, że potracili domy. Jestem z nini całym serce i bardzo im kibicuję. Zastanawiałam się czy w obliczy ich tragedi mam prawo prosić o pomc. Tylko co mam powiedzieć moim zwierzętom. które bez pomocy też stracą swój dom?!
Dodatkowo te nieszczęścia dotykają bezpośrednio mnie. 3 tygodnie temu miałam wypadek w wyniku którego moje obie nogi doznały urazu.
Przez pierwsze dwa tygodnie ledwo chodziłam. Zęby z bólu zaciśnięte, w oczach łzy, a mimo to musiałam naszym zwierzętom posprzątać, przygotować jedzenie, rozdać leki. To był naprawdę bardzo ciężki okres. Na szczęście z nogami jest lepiej. Została bezsilność, która coraz bardziej przytłacza. Od dwóch dni borykam się z kolejnym problemem, bardzo wysoka gorączka i ogromny ból pleców. I znowu ledwo funkcjonuję. I znowu zęby z bólu zacisniśnięte a w oczach łzy. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jestem sama. Ja naprawdę nie wiem jak długo wytrzymam.
Moje fundacja to mała lokalna organizacja, nie mam zasięgów, diużych sponsorów czy państwowych dotacji. Pod opieką jest ponad 50 schorowanych, starszych kotów i po zwrotach z adopcji 18 uratowanych przed rzeźnią koni plus uprowadzona Basia, która mam nadzieję szybko się odnajdzie. Czy możecie sobie wyobrazić moją sytuację. Jestem bez grosza, a muszę opłacić spływające faktury. Czy możecie sobie wyobrazić, jak bardzo muszę się starać, aby mimo to było na jedzenie, weterynaryjne karmy dla chorych kotów. Jak bardzo staram się, aby opłacić dom dla koni. Prawda jest taka, że każdego dnia wprost żebrzę o każdy, nawet najmniejszy grosz. Uwierzcie, że brak pieniędzy generuję ogromną bezsilność i nie wiem jak długo jeszcze dam radę. Moja Fundacja potrzebuje ogromnego wsparcia, które da nam szansę przetrwać. Dłużej tak nie dam rady. Od tylu lat walczę o dobro zwierząt. O każdego z nich wcalczyłam ze wszystkich sił. I nawet jeśli niektórym z nich nie udało się pomóc, to nie odchodziły w samotności zjadane przez robaki lub dziką zwierzynę, tylko do końca zaopiekowane i czule głaskane, jako ktoś a nie coś.
Wieku setkom znalazłam kochające domy Dla Kotów, których nikt nie chciał, stworzyłam Kocią Chatkę. Mają tu swoje bezpieczne miejsce, swoje miseczki, moje ręce do czułego głaskania.
Dla koni, o które z całych sił walczyłam aby nie trafiły do rzewźni, stworzyłam bezpieczny pełen miłości i szacunku dom, Konikowy Dom. Mają tam swoje zielone pastwiska, na których od wiosny do jesieni mogą skubać trawę. Mają zimowy padok, na którym pod wiatami nigdy nie brakuje siana.
Tyle pracy, tyle serca, tyle zaangażowania, tyle uratowanych zwierząt. Boję się myśleć, co z nimi się stanie. W tej chwili każda forma pomocy, każdy nawet najmilejszy grosz jest na wagę życia naszych zwierząt. Błagam, pomóżcie! Sama nie daję już rady.
Loading...