Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Każdego miesiąca płacimy za pobyt Yogiego w pensjonacie 400 zł. Do tego pokrywamy koszty jego leczenia i kowala. Dzięki Państwu choć odrobinę łatwiej opłacać te koszty.
Dlaczego ktoś, kto jest powołany do ratowania zwierząt, gotuje im niepewny los, nie zapewnia opieki? W jaki sposób ktoś, kto teoretycznie ratuje konie przed rzeźnią, ratuje zwierzęta, jest w stanie doprowadzić do takiej sytuacji?
Zaniedbany - odratowany, ile razy jeszcze? Czy to Drodzy Państwo nie za dużo na jedno końskie życie? Czym zasłużył sobie na to? Właścicielka konia zmarła. Został porzucony w pensjonacie, jego sytuacja prawna jest niejasna. Brak zapłaty to brak karmienia, opieki weterynaryjnej, kowala. Może lepsza byłaby rzeźnia? Może gdyby wiele lat temu trafił na talerz, jego los byłby mniej dramatyczny… Jak sądzicie? A może jednak zasługuje na szansę, na dom, na opiekę?
Chcemy zabezpieczyć tego konia i zostać jego właścicielem, by już nigdy nie poniewierał się jak śmieć. By był „czyjś”. Drodzy Państwo, prosimy Państwa o pomoc, byśmy mogli zabezpieczyć konia na kolejne pół roku, jego sytuacja prawna jest niejasna, a my nie możemy zostawić go na pastwę losu, tym bardziej, że koń wymaga szczególnej opieki, a sytuacja jest wciąż niewyjaśniona.
Sprawa przedstawiona jest w materiale:
http://katowice.tvp.pl/33277389/19072017
Yogi to koń z historią, wspaniałym rodowodem, ogromną chęcią życia i dobrym charakterem. Niestety, to ludzie właśnie zgotowali mu taki los... W 2009 roku został oddany pod opiekę osoby, która zmarła w czerwcu tego roku. Osoba ta prowadziła fundację, koń jednak nigdy nie został oficjalnie zarejestrowany. Przez 8 lat przenoszony był z miejsca na miejsce, ze stajni do stajni. Kolejne pensjonaty przyjmowały konia, a w momencie kiedy dług znacząco rósł, właścicielka zabierała konia i przenosiła w inne miejsce. Wielokrotnie przez te „ucieczki”, Yogi cierpiał z głodu, nie miał zapewnionej stałej opieki weterynarza. Do kolejnego pensjonatu na liście trafiał w złym stanie, chudy, zaniedbany. W nowym miejscu stan Yogiego się poprawiał i znowu „zjazd w dół”… Na pewno wiemy o 4 kolejnych pensjonatach, być może było ich więcej.
Pierwsze swoje dwa lata kariery sportowej Yogi spędził na torach wyścigowych, zakończył ją w wieku 4-5 lat w momencie, w którym nabawił się kontuzji. Siadły trzeszczki, co u takiego konia dyskwalifikuje go z kariery sportowej. Koń trafił do stajni, w której miał był użytkowany w rekreacji, jednakże choroba trzeszczek uniemożliwiała internsywne użytkowanie konia i jego ówczesna właścicielka postanowiła znaleźć mu nowe miejsce, gdzie dożyję swoich dni, a człowiek będzie jego przyjacielem. To był najjaśniejszy okres wówczas w życiu Yogiego i najlepsze wspomnienia. Człowiek dbał wówczas o niego, troszczył się i chciał zadbać o godną emeryturę dla tego konika.
Mógł wówczas być lekko użytkowany. Trafił do właścicielki fundacji zajmującej się ratowaniem koni jadących na rzeź, miał być kompanem do towarzystwa i lekkiej pracy.
W 2010 roku Yogi przebywał na terenie przytuliska owej fundacji i wtedy właśnie po raz pierwszy „uciekł z pod kosy”. Dostawał za małe ilości pożywienia, miał dostęp do niewielkiego pastwiska, które nie było sprzątane. Jego organizm był coraz bardziej wycieńczony. Stał z innym koniem, ale jego kompan nie miał tyle szczęścia i padł z wycieńczenia. Yogiego przeniesiono w inne miejsce (wspaniałe i bezpieczne), gdzie finalnie został odżywiony, odratowany i stanął na nogi. Złożono wtedy doniesienie o popełnieniu przestępstwa i znęcaniu się nad końmi w przytulisku fundacji. Wtedy Yoigi kwalifikowal się do odebrania go za znęcanie się. Nie zrobiono tego, dano szansę właścicielce, ale został zabezpieczony, odżywiony. Po roku szefowa fundacji, która nie otrzymała zakazu posiadania zwierząt i mogła dalej opiekować się koniem, odebrała go. Nie pozwoliła sobie wytłumaczyć, nie słuchała argumentów. Zabrała konia z bezpiecznego, wspaniałego miejsca od kochających ludzi.
Yogi tułał się od stajni do stajni, gdzie wszędzie za sobą zostawiał długi, ponieważ jego właścicielka nie opłacała pensjonatu, nie zapewniała leczenia, nie szczepiła, nie odrobaczała. Pewnego dnia w pensjonacie, w którym przebywał, doznał urazu oka, kilkakrotnie informowana właścicielka nie podjęła żadnych działań, by uraz leczyć, nie wezwała weterynarza i schorzenie postępowało, nieleczone doprowadziło do tego, że Yogi oślepł na jedno oko i do końca życia musi się z tym borykać. Brak leczenia to jawne zaniedbanie ze strony właściciela. Uraz spowodował, że jest bardziej płochliwy niż zazwyczaj, rani się częściej, ma ograniczone pole widzenia.
Przed śmiercią opiekunka umieściła go w kolejnym pensjonacie. Niestety – miejsce to okazało się być pensjonatem źle prowadzonym, w efekcie czego właśnie przestało istnieć. Sytuacja prawna konia jest niejasna. Jego właścicielka zmarła, został porzucony w pensjonacie (nikt za niego nie płacił, nikt się nie interesował).
W sprawie znęcania się, toczy się postępowanie dotyczące zwierząt, w tym tego konia. Policja ustala, kto za ich stan dpowiada. Prezydent Miasta ma wydać decyzję o czasowym odebraniu (skierowaną wobec kogo - nie wiadomo?). Czekamy na decyzję Urzędu Miasta… I co dalej? Dalej sprawa sądowa (mamy nadzieję). Policja i Urząd Miasta, a także Inspekcja Weterynaryjna wiedzą, że Yogi jest pod nasza opieką. Tak czy tak - sprawujemy nad Yogim opiekę, płacimy za niego, leczymy i będziemy walczyć także w sądzie.
Koń w tej chwili potrzebuje stałej opieki kowala, żeby doprowadzić jego kopyta do normalnego stanu (zgnite strzałki, płaskie kopyta), ma ranę na lewej nodze, która nieleczona od dwóch tygodni, zarosła częściowo dzikim mięsem, a częściowo ropieje. Wymaga zrobienia RTG kręgosłupa, ponieważ jest bardziej zapadnięty niż wcześniej (wiemy, że w stajni, w której stał, był użytkowany, w tym skokowo!), tarnikowania zębów, by mógł normalnie jeść.
Ten koń ma dopiero 13 lat i jeszcze wiele przed nim. Oby to było bezpieczne i dobre życie. Prosimy zatem o wsparcie, chcemy, żeby był bezpieczny. Chcemy dać mu dom i emeryturę, o ile sąd nam na to zezwoli, a Wy pomożecie.
Prosimy... W Was cała nadzieja...
KOSZTORYS:
400 zł - faktura weterynaryjna, w tym zabiegi, takie jak obdukcja konia, badanie krwi, zaszczepienie, odrobaczenie;
200 zł - zęby; zabieg tarnikowania, musi zostać powtórzony ze względu na falujący zgryz u konia, zalecenie weterynarza;
80 zł - kowal; kopyta wymagają korekcji, w tej chwili nie robione ok. 4 miesięcy;
300-500 zł -kolejna faktura weterynaryjna, leczenie chorej nogi, ewentualne wypalanie ziarnicy;
50 zł - akcesoria, szczotki plus preparaty;
50 zł - glinka na skaleczenia ze względu na to, że koń nie widzi na jedno oko, często się kaleczy; glinka na otarcia.
2400 zł - koszt pensjonatu za pół roku, 400 zł za miesiąc płacone przez 6 miesięcy;
1200 zł - zaległy pensjonat, w którym został porzucony.
Łączna szacunkowa kwota - 4880 zł.
Loading...