Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Dziękujemy za wsparcie dla mamy i kociaków. Wszystkie maluszki są już w nowych domach. Pod naszą opieką pozostaje jeszcze kocia mama Dosia, która mamy nadzieję, wkrótce także znajdzie swoje szczęście.
Kończą się wakacje, ale nie kończą się telefony z prośbą o pomoc, zwłaszcza jeśli chodzi o kocięta. Tym razem dzwoni starsza kobieta, mówi, że kocica przyniosła na jej balkon trzy kilkudniowe kocięta. Córka kobiety przygotowała im legowisko i wpuściła do środka.
Kocia rodzina przez tydzień miała bezpieczne miejsce, ciepłe legowisko a kotka pełne miski. Niestety 90- letnia kobieta nie radziła sobie w opiece nad nimi. Córka nie mieszka już z matką i nie mogła też przyjeżdżać codziennie do jej mieszkania.
Ale jakimś cudem udało się znaleźć dla nich nowy dom tymczasowy. Zabraliśmy więc kotkę i 3 jej kociątka do tego tymczasu. Kicia troskliwie dbała o swe potomstwo, dostała imię Dosia, a jej dzieci to: buro-biały Kewin, rudo-biały Luluś i buro-biała Ariela.
Dnia następnego dostaliśmy telefon od zdenerwowanej dziewczyny z tego samego osiedla skąd jest nasza kocia rodzina. Dziewczyna opowiedziała o maleńkim kotku, którego ktoś podrzucił na balkon kobiety, która ma dwa koty. Ta, nie wiedząc, co zrobić dała malca rodzinie po sąsiedzku. Kociątko piszczało i krzyczało tak głośno, że słyszało je całe podwórko.
Na miejsce przyszła nasza wolontariuszka, porozmawiała z ludźmi, którzy zabrali kotka, wyjaśniła sytuacje. Kotek był w tym samym wieku co dzieci Dosi i był niemal identyczny jak mały Luluś. Pani która oddała malca, powiedziała, że karmiła go krowim mlekiem i... pasztetem.
Kotek miał całą pupę w rzadkiej kupie, odparzenia i mokry pyszczek, jakby niedawno wymiotował. Wolontariuszka czym prędzej przyniosła maluszka do matki. Widać było, że od razu go poznała, przytuliła i nakarmiła.
Baliśmy się jednak o zdrowie kociątka, z racji tego, iż podano mu niewłaściwy pokarm. Musieliśmy liczyć się z tym, że nie przeżyje. Podaliśmy mu leki i czekaliśmy w nadziei, co przyniesie kolejny dzień.
Kotek przeżył i chętnie ssał matkę. Nazwaliśmy go Tiger, ze względu na jego wewnętrzną siłę i walkę o życie. Ten śliczny rudo-biały chłopczyk nabiera sił i już dorównuje rodzeństwu. Takie maleństwa są bardzo delikatne i wrażliwe, zdarza się, że nie wszystkie kotki z miotu przeżyją, ale trzymamy mocno kciuki i zrobimy wszystko, by tej rodzinie się udało.
Was prosimy o wsparcie, gdyż mając pod opieką ponad 200 kotów i nie otrzymując żadnych dotacji z urzędów, jest nam bardzo ciężko.
Loading...