Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Dziękujemy za Wasze ogromne wsparcie!
Za zebrane środki zakupiliśmy karmę oraz żwirek, opłaciliśmy zaległe faktury, a także zamowiliśmy 5 nowych klatek-pułapek, które już do nas jadą. Dzięki Wam możemy pomagać dalej!
Światowy Dzień Kota, Międzynarodowy Dzień Kota – święto obchodzone 17 lutego. Jest to wyjątkowy dzień, który akcentuje znaczenie i rolę kotów w życiu człowieka, podkreśla konieczność niesienia pomocy kotom wolno żyjącym oraz bezdomnym a także wzmacnia konieczność edukacji i uwrażliwienia ludzi na często niestety trudny koci los.
O tym jak trudny bywa koci los wiemy od dawna, bowiem już prawie 12 lat jesteśmy i działamy na rzecz tych futrzastych stworzeń.
Felineus to nie instytucja, nie budynek, to grupa wolontariuszy, którzy w swoim wolnym czasie postanowili zmienić świat, maleńki koci świat. Każdy z nich wnosi do fundacji cząstkę siebie, każdy pomaga jak może.
Trzonem naszej działalności są domy tymczasowe, czyli domy i mieszkania prywatne naszych wolontariuszy, gdzie ocalone koty znajdują schronienie i opiekę do momentu adopcji. Jednak nie możemy zapominać o innych, których pomoc także jest nieoceniona: o naszych „transportowcach”, którzy pojadą na największe bezdroża by ratować kocie życie. O „marketingowcach”, którzy prowadzą nasze social media, gdzie pokazują nasze działania. O naszych „pisarzach”, którzy przybliżają Wam wszystkie kocie historie.
O „fotografach”, dzięki którym nasi podopieczni mogą się odpowiednio zaprezentować, o tych kilku osobach, które od lat działają na rzecz kotów bardzo zapomnianych i mało lubianych – mowa o osobach wspierających koty wolno-żyjące poprzez dokarmianie i wyłapywanie do kastracji. W końcu o „eventowcach”, którzy angażują się w działalność edukacyjno-eventową, której celem jest szerzenie idei zapobiegania bezdomności zwierząt od najmłodszych pokoleń.
Po drugiej stronie jesteście WY, nasi Przyjaciele, nasi Darczyńcy. To właśnie dzięki Waszemu wsparciu i pomocy jesteśmy i pomagamy już od tak wielu lat. Krótko mówiąc bez WAS nie byłoby także NAS! Mamy więc nadzieję, że wspólnie odmienimy jeszcze nie jeden koci los!
A jak wygląda nasza praca? Z jakimi wyzwaniami mierzymy się każdego dnia? Jakie działania podejmujemy, by pomagać i ratować kocie życie? Nie ma chyba lepszego sposobu, by to wyjaśnić, jak po prostu opowiedzieć Wam kilka historii z życia wziętych. Posłuchajcie zatem…
Łańcuch dobrych serc...
Ta historia to splot dużej dozy szczęścia i łańcucha dobrych ludzkich serc. Tego popołudnia od trzech różnych osób otrzymaliśmy to samo zgłoszenie. Pod gościńcem, na obrzeżach Rzeszowa błąka się kotka. Otrzymaliśmy także zdjęcia ślicznej trikolorki z ogromnym, pękatym brzuszkiem – byliśmy niemal pewni, że kotka jest w zaawansowanej ciąży. Jak zawsze w takich sytuacjach informacja momentalnie trafiła na nasz czat wolontariacki. Jedna z wolontariuszek zaoferowała miejsce, inny wolontariusz napisał, że może pojechać szukać kotki, ale dopiero następnego dnia po południu. W międzyczasie wiadomość odczytała inna wolontariuszka, pracująca w tym dniu do późna. Jednak tego, co zobaczyła nie dało się już „odzobaczyć”. Będąc w pracy cały czas myślała o tym, że do jutra kotka może odejść z tego miejsca, że jutro możemy jej już nie spotkać i nie uda się jej pomóc. Zaproponowała więc pomoc w godzinach nocnych, tuż po skończonej zmianie i tak też się stało. Szybko dotarła na miejsce i zlokalizowała kotkę. Zabezpieczyła i zawiozła do domu tymczasowego.
Z samego rana kotka, nazwana Dąbrówką trafiła do lecznicy. Pani doktor przyłożyła USG do wielkiego kociego brzuszka, a to, co zobaczyła w środku dosłownie ją zmroziło. Okazało się, że kotka jest w ciąży częściowo pozamacicznej – natychmiast trafiła na stół operacyjny. 3 martwe płody były „przyczepione” do jelit, 2 znajdowały się w macicy. Wszystkie zostały usunięte, wykonano kastrację. Zabieg był bardzo skomplikowany. Pani doktor jasno podkreśliła, że rozpoczęcie akcji porodowej u Dąbrówki byłoby jednoznaczne z jej śmiercią, a pomoc przyszła dosłownie w ostatniej chwili.
Dąbrówka spędziła jeszcze jakiś czas pod naszą opieką, stała się przyszywaną mamą dla porzuconego miotu kociąt, a na koniec znalazła nowy, kochający dom.
Elamaa po fińsku znaczy życie...
Ta historia zaczęła się w wielkanocny poniedziałek. Kobieta przy głównej drodze, nieopodal swojego domu znalazła potrąconą kotkę, ze złamanymi obiema tylnymi łapkami. Nie wiedziała gdzie i jak szukać pomocy w świąteczny dzień, dała więc post na jedną z kocich grup na Facebooku. Internauci szybko udzieli rad, gdzie zwrócić się o pomoc. Zgodnie z nimi kobieta zadzwoniła na numer alarmowy. Służby potraktowały sprawę bardzo poważnie, patrol przyjechał po kotkę i odwiózł ją do lecznicy, z którą gmina miała podpisaną umowę.
Kotka była bardzo słaba, straciła dużo krwi. Jej stan nie pozwalał nawet na wykonanie podstawowych badań by ocenić urazy. Pani doktor zrobiła co w jej mocy. Przemyła i opatrzyła rany, podpięła kroplówkę i włączyła matę grzewczą. Następnego dnia stan kotki poprawił się. Niestety RTG wykazało bardzo rozległe złamania. Pani doktor nie była w stanie ich poskładać… Zgodnie z gminną umową w takim przypadku miała prawo poddać kotkę eutanazji...
Ale wiedziała, że w Rzeszowie jest świetny chirurg, który być może podjąłby się rekonstrukcji takich złamań, wiedziała także, że w Rzeszowie jest też nasza Fundacja. Zadzwoniła… Na podstawie przesłanej dokumentacji medycznej pan doktor powiedział, że podejmie się przypadku, my obiecaliśmy przyjąć kotkę pod fundacyjne skrzydła.
Elamaa, tak dostała na imię, bo w języku fińskim to słowo oznacza „życie”. Imię miało być dobrym amuletem, który doda kotce sił do walki. Niestety jedna z łapek wymagała amputacji. Rozpoczęła się heroiczna walka o drugą łapkę, a tym samym o gwarancję, że Elamaa zachowa sprawność i będzie mogła swobodnie się poruszać. Choć zabieg rekonstrukcji łapy przebiegł bez komplikacji, problemy zaczęły się później. Rana nie chciała się goić. Wymagała codziennego przemywania, a kotka musiała przebywać w septycznych warunkach, bo wdanie się zakażenia oznaczałoby dla niej wyrok. Elamaa spędziła w szpitalu pond 100 dni. Dostała przydomek „najdroższego" fundacyjnego kota, nie tylko z powodu jej niesamowitego charakteru, ale także z powodu niebotycznych kosztów ratowania jej życia. Całość leczenia, zabiegów, rehabilitacji i opieki już w domu tymczasowym przekroczyła sumę 10 000 zł! Na szczęście w domu tymczasowym Elamka nie zabawiła zbyt długo, bardzo szybko podbiła czyjeś serce. Dziś jest szczęśliwym, rozpieszczanym kotem w swoim nowym domu. Spytacie, czy było warto ją ratować? OCZYWIŚCIE ŻE TAK!
Co łączy te wszystkie historie? Dwa hasła: szybkość działania i specjalistyczna opieka. Gdyby nie te dwa elementy nie udałoby się nam uratować tych, a także wielu innych kocich żyć. Niestety takie sytuacje wiążą się też z ogromnymi kosztami, często liczonymi w tysiącach złotych. Skomplikowane zabiegi, fachowa opieka medyczna i hospitalizacja to zawsze najdroższe składowe. W naszej wieloletniej działalności bywały różne momenty, te dobre, ale też te gorsze, kiedy byliśmy finansowo przyparci do muru. Kilka razy zdarzało się, że lecznice uprzedzały nas, że jeśli nie spłacimy zaległych zobowiązań będą zmuszone zablokować nam przyjęcia kotów. Dlatego dla nas ważny jest każdy grosik wrzucony do skarbonki. Nie chcemy być przyparci do muru i martwić się co robić, kiedy nie stać nas na ratowanie życia. Wierzymy jednak, że wasze dobre serca są w stanie sprawić, by taka sytuacja nigdy więcej się nie powtórzyła.
Piątek, świątek i niedziela...
Wiecie już, że nasi wolontariusze potrafią działać szybko i sprawnie zorganizować pomoc. A co z dniami kiedy cały świat bierze urlop? Co jeśli jest niedziela, lub co gorsza święta, tak jak było w przypadku Elamyy? U nas zawsze ktoś jest na warcie.
Nasi wolontariusze są gotowi nieść pomoc o każdej porze i w każdy dzień – nawet w tak ważne dla wielu święto jak Wielkanocna niedziela; bo tam, gdzie jest wojna nie ma świąt, jest tylko świst kul i heroiczna walka o wszystko...
To właśnie w wielkanocny poranek czworo naszych wolontariuszy, zamiast dzielić się jajkiem przy świątecznym stole, wsiadło w samochody i pojechało na granicę do Medyki. Tego dnia na granicę przyjechały koty ocalone z bombardowanego Charkowa. Część z nich miała trafić pod naszą opiekę. Wolontariusze byli tam od rana do późnych godzin nocnych, bo przy ogromnym ruchu na granicy odprawa zwierząt trwała wiele godzin. Odbierali kolejne koty, karmili, poili, przemywali i wkładali do czystych transporterów. Koty były przerażone, zdezorientowane, niektóre ranne i chore, niektóre skrajnie wychudzone, ale po przekroczeniu granicy nareszcie bezpieczne. Ten dzień na długo pozostanie w naszej pamięci…
Pod kątem kociej pomocy Boże Narodzenie niczym nie różni się od Wielkanocy. O naszych „wigilijnych” historiach pisaliśmy niedawno, a i sam Nowy Rok potrafi nie oszczędzać nam wrażeń. 1 stycznia około 5 nad ranem dwie nasze wolontariuszki stanęły w progu dyżurnej lecznicy z umierającym kociakiem na rękach. Oluś został podrzucony pod jeden z naszych domow tymczasowych i przebywał pod opieką fundacji od listopada. Jeszcze po południu, w Sylwestra, zjadł i grzecznie ułożył się w legowisku. Nad ranem nasza wolontariuszka znalazła małego Olusia, niemal nieprzytomnego na podłodze. Lekarze od razu podjęli walkę o życie, a przyczyną krytycznego stanu kociaka okazała się być podstępna panleukopenia. Niestety następnego dnia otrzymaliśmy telefon, że Oluś odszedł… Tej walki nie udało się wygrać… Nie udało się wygrać również walki o życie Izuni, która zachorowała kilka dni później.
Panleukopenia, kalicivirus, koci katar… Dźwięk tych słów zawsze wywołuje u nas nieprzyjemny dreszcz. Paskudne wirusy nie tylko potrafią odebrać kocie życie, ale także zdezorganizować całą naszą pracę. Każde miejsce, w którym pojawia się wirus staje się skażone. Dom tymczasowy jest wyłączony z przyjęć nowych kotów. Samochodem, którym wiozło się chorego kota nie można przewieźć bezpiecznie kolejnego. A najbardziej podstępna z tej trójki wirusów panleukopenia potrafi utrzymywać się w skażonym środowisku nawet rok! Jedynym wyjściem by poradzić sobie z tym problemem jest dokładna dezynfekcja. Lampa UV oraz ozonator to dwa podstawowe narzędzia używane w tym celu. Lampa świetnie sprawdza się przy dezynfekcji pomieszczeń, a także transporterów i kuwet. Ozonator sprawdzi się zarówno w pomieszczeniu jak i w samochodzie. Niestety tego sprzętu nie mamy zbyt wiele i jest już mocno wyekploatowany. Nasze lampy UV w większości wymagają wymiany świetlówek. Ozonator jest tylko jeden. Bardzo często wolontariusze ustawiają się po niego w kolejce. Niestety o zakupie nowych sprzętów biorąc pod uwagę wszystkie bieżące wydatki możemy jedynie pomarzyć…
Zdążyć przed wiosną…
Lampy UV, świetlówki i ozonatory to z resztą nie jedyne „sprzętowe” potrzeby. Bardzo często docieramy tam, gdzie dotrzeć najtrudniej, a potrzebujących kotów jest najwięcej – do wszystkich małych podkarpackich miejscowości. Tylko pozornie zimową porą w organizacjach takich jak nasza niewiele się dzieje. To czas wzmożonej pracy i przygotowań, by zdążyć przed wiosną. To właśnie w tym okresie nasze działania skupiają się przede wszystkim na łapaniu i kastracji wolno żyjących i bezdomnych kotów, choć oczywiście kastrujemy cały rok. Do tego celu niezbędne są klatki-pułapki, by schwytać nawet najbardziej nieufnego kota, a w przypadku tych mniej dzikich - transportery. 6 klatek pułapek niemal każdego dnia jest w terenie, a osoby zgłaszające koty do złapania czekają w kolejce. Z jednej strony ten fakt bardzo nas cieszy – długa kolejka po klatki-pułapki świadczy o tym, że świadomość ludzi wzrasta. Z drugiej strony gdybyśmy mieli kilka „luźnych groszy” dokupilibyśmy więcej klatek, a tym samym uratowalibyśmy więcej kotów przed bezdomnością i cierpieniem. Moglibyśmy także przeznaczyć pulę środków na kastrację wiejskich kotów – bo te przez wszelkie systemy i programy są zawsze najbardziej wykluczone z pomocy. To dopiero byłaby petarda! Ale jak to w niedotowanej fundacji - „luźnego grosza” zawsze brakuje…
Analizując nasze potrzeby, pewne sprawy, takie jak choćby zakup sprzętu, często odkładamy na bok, bo w pierwszej kolejności zawsze musimy kalkulować bieżące wydatki. W sezonie pod naszą opieką niejednokrotnie przebywa ponad 200 kotów. Oprócz leczenia, profilaktyki i kastracji musimy zapewnić im podstawowe utrzymanie czyli karmę i żwirek. Jak bardzo ceny tych produktów wywindowały w górę chyba nie musimy nikomu mówić… I tu znów przychodzi nam na myśl: „a gdyby tak było trochę więcej kasy…” Karma i żwirek to artykuły o długim terminie przydatności, moglibyśmy więc zapełnić nimi bo brzegi magazyny i choć przez chwilę spać spokojnie, że będzie co do kociej miski wrzucić i co do kuwety nasypać.
Dziś opowiadamy wam o nas, naszych historiach i codziennych zmaganiach, jutro razem będziemy świętować ten najważniejszy w roku dzień – Dzień Kota, pojutrze znów będziemy stawiać czoła nowym wyzwaniom. Czy w tym wyjątkowym dniu zrobicie kotom prezent?
Oczywiście to zależy tylko od Was, ale każde Wasze wsparcie jest dla nas niezwykle cenne. Każdy grosik wrzucony do skarbonki i każde udostępnienie, które niesie nasz apel w świat. Bo tylko z Wami możemy odmienić trudny koci los. BO RAZEM MAMY WIELKĄ MOC!
Loading...