Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Taka historia... Piszemy ten rezultat w przypadku kilku największych zbiórek, które organizujemy na portalu Ratujemy Zwierzaki. Nie jest to błąd, pomyłka, zdublowana treść. Piszemy go w kilku miejscach, jako że wszystkie te zbiórki dotyczą naszej ogólnej kondycji finansowej oraz bieżącej sytuacji, z którą musimy się mierzyć.
Kilka osób pytało nas, dlaczego robimy zbiórki na tak duże kwoty, dlatego chcielibyśmy zaznajomić Was wszystkim z tym, jak wygląda to, co robimy. Pomaganie zwierzętom jako stowarzyszenie to czysta partyzantka. Nie mamy bowiem żadnych zewnętrznych funduszy, żadnych dofinansowań, żadnych sponsorów czy fundatorów. Działa nas - niemal kameralnie - garstka osób, które można byłoby zliczyć na palcach jednej ręki. Wszyscy jesteśmy wolontariuszami, więc ratujemy zwierzęta z potrzeby serca, a źródłem satysfakcji i radości jest dla nas ich szczęście, bezpieczeństwo, zdrowie, spokój, odzyskane zaufanie.
Ktoś napisał w jakimś komentarzu pod poste z naszą zbiórką, że on uratowałby psa za 30 zł a nie za takie pieniądze, na jakie opiewają faktury widniejące na zbiórkach. Jeśli ktoś pisze w ten sposób, to znaczy tylko, że nie pojęcia, jak wyglądają realia w ratowaniu zwierząt. Często jeden zwierzak, okaleczony, chory, wymagający złożonej diagnostyki pociąga za sobą koszty, które sięgają rzędu kilku, a nawet kilkunastu tysięcy. Tak jest na przykład w przypadku zwierząt padaczkowych, ze schorzeniami neurologicznymi, z urazami ortopedycznymi, które wymagają skomplikowanego leczenia, licznych badań, rehabilitacji i terapii pozabiegowej.
Podobnie rzecz wygląda w przypadku zwierząt, które mają głębokie urazy psychiczne i muszą przejść terapię u behawiorysty, by odzyskać zaufanie do człowieka. Pogrążają nas zatem koszty weterynaryjne, ale i koszty hotelikowania. Tym bardziej, że często na niektóre zwierzęta zwyczajnie nie ma chętnych do adopcji, więc pomimo naszych wysiłków siedzą w hotelikach miesiącami i czekają, aż wreszcie kto zdecyduje się dać im dom. A nie chodzi nam o adopcję byle jaką, na kolanie, na szybko, byle zwierzaka wypchnąć, bo nie po to ratujemy te istoty. Chodzi o adopcję dojrzałą i przemyślaną.
Jako jedna z bardzo niewielu organizacji na terenie świętokrzyskiego ratujemy praktycznie wszystkie zwierzaki, o których cierpieniu i bezdomności się dowiadujemy. Dlatego też pomimo, iż nie mamy żadnego własnego przytuliska, opiekujemy się kilkudziesięcioma zwierzętami. Z czego niektóre z nich, z braku miejsc w hotelach, musieliśmy przetrzymywać w jednej z klinik, bo inaczej nie mielibyśmy ich jak zabezpieczyć. Sama na przykład kotka Źreniczka ze względu na stan jej oczu musiała przebywać w klinice prawie 2 miesiące, co pociągnęło za sobą koszty rzędu niemal 10 tys. złotych.
Przez samo tylko drugie półrocze minionego roku w jednej tylko klinice uzbierało nam się faktur na ponad 90 tys. zł. Do tej pory mamy tam jeszcze dług w kwocie blisko 65 tys. zł. Oprócz tego dochodzą koszty w innych klinikach, w tym na przykład w klinikach w Warszawie, gdzie były diagnozowane i leczone psiaki z wyjątkowo ciężką postacią padaczki, niestety dwa pieski nie przeżyły, bo tak wielkie spustoszenia ta straszna choroba poczyniła w ich mózgach. Ale koszty pozostały, koszty rzędu kilkunastu tysięcy złotych. Kolejne koszty, to opłaty za hotelikowanie. Mamy w tym momencie psy i koty ulokowane w 5 hotelikach oraz 2 domach tymczasowych. Każdego miesiąca same koszty hotelikowania opiewają na kwotę blisko 30 tys. zł. Do tego dochodzą bieżące koszty weterynaryjne, opłaty za karmę, w tym weterynaryjną.
Staramy się pomagać także ludziom prywatnym, których zwierzęta wymagają specjalistycznego leczenia, a skromna emerytura nie pozwala im ratować ukochanych pupili. Nie pozostajemy obojętni na takie potrzeby. Finansujemy również kastracje i sterylizacje wśród kotów i psów.
Średnie miesięczne koszty związane z leczeniem weterynaryjnym, zabiegami, rehabilitacją i profilaktyką sięgają rzędu 40 - 50 tys. zł. Oprócz tego cały czas mamy do spłacenia dług w kwocie ponad 60 tys. zł w klinice Pupil. Dlatego zmuszeni jesteśmy robić zbiórki na tak duże kwoty, a i tak cały czas nie możemy wyjść na finansową prostą. Przy czym, cały czas przybywa nam podopiecznych, a przecież ze względu na trudna sytuację finansową nie odmówimy im pomocy...
A tutaj garstka cudownych fotografii prezentujących zaledwie część z naszych podopiecznych już w nowych domach adopcyjnych, w nowych, cudownych Rodzinach. I to jest odpowiedź na pytanie, dlaczego to wszystko robimy, dlaczego niejednokrotnie walczymy z wiatrakami, dlaczego nie poddajemy się mimo braku mocy, który czasem zdarza nam się odczuwać. Robimy to, dlatego właśnie, by te najbardziej poszkodowane przez los i okrutnych ludzi istoty dostały drugą szansę.
Jesteśmy u kresu sił i nadziei. W samym minionym tygodniu przybyło nam aż 9 zwierzaków - psy i koty. Zagłodzone, poobijane przez życie, z agresją lękową, niedające się dotknąć. Pies z padaczką ma po kilka ataków dziennie. Jutro tomograf, w planach rezonans. Koszty rosną lawinowo, a telefony dzwonią z prośbami o udzielenie pomocy kolejnym porzuconym i skrzywdzonym istotom. Błagamy, bo nie damy bez Was rady.
A jeśli my im nie pomożemy, to kto to zrobi, skoro minęły je dziesiątki, setki zobojętniałych ludzi. POMÓŻCIE NAM URATOWAĆ TE NIEWINNE, OKALECZONE FIZYCZNIE I PSYCHICZNIE ISTOTY!
Misio i Tusia wegetowały na podwórku pełnym gnijących śmieci i martwych szczurów. Psy bez dostępu wody, w miskach bliżej nieokreślona, spleśniała breja. To prawdziwa tragedia!
Zwierzęta odebrane interwencyjne w dalszym ciągu przebywają pod naszą opieką. Niestety ich stan psychiczny nie jest na tyle dobry, aby mogły być adoptowane. Poza tym Misio wymaga specjalistycznej opieki okulistycznej i w niedługim czasie przejdzie taką kontrolę oczu w klinice w Warszawie.
Wszystkie koszty hotelikowania i leczenia zwierzaków ponosi nasze stowarzyszenie. Właśnie takie zwierzęta do nas trafiają - stare, ślepe, połamane, pokrzywdzonego psychicznie z chorobami, które próbujemy leczyć. A to są olbrzymie koszty! Amber została znaleziona w stanie skrajnego wycieńczenia na poboczu ruchliwej drogi. Stwierdzono u niej silną anemię, koci katar, przewlekłą biegunkę i stan zapalny oczu.
Norman jako 3-miesięczny szczeniak został znaleziony w stanie agonalnym w lisiej norze w ostatnim stadium babeszjozy - choroby wysoce niebezpiecznej i również śmiertelnej.
Niestety choroba poczyniła spustoszenie w organizmie Normana. Powikłania po babeszjozie spowodowały osłabienie organizmu. Stwierdzono u niego wielotorbielowatość nerek, torbiel na prostacie, chroniczny stan zapalny pęcherza oraz krwotoczne zapalenie jelit.
W przypadku Normana jakikolwiek zabieg byłby dla niego zabójczy, tak więc psiak co jakiś czas jest w stanie lepszym lub gorszym. Taka sytuacja niestety nie daje psu żadnych możliwości na adopcję. Norman do końca swoich dni będzie już naszym stałym rezydentem. Ponosimy wszystkie koszty utrzymania i leczenia psa, takie jak wizyty lekarskie kontrolujące stan zdrowia, leki, które musi przyjmować do końca życia oraz specjalistyczną karmę.
Ciapek to łagodny 11-stolatek w typie amstaffa (stąd jego imię) przeszedł bardzo ciężka traumę w swoim poprzednim domu. Skrajnie nieodpowiedzialne właściciel używał na nim paralizatora, twierdząc że amstafy przecież niczego nie czują! Pies został mu odebrany interwencyjne.
Stwierdzono u niego jaskrę - przeszedl szczegółowe badania okulistyczne. Jest również chory na alergię kontaktową oraz zwyrodnieniowe zapalenie stawów.
Harley niestety poważnie się rozchorował. Jego stan jest krytyczny. Jest codziennie kroplówkowany, codziennie przyjmuje leki, a my nie przestajemy zaciskać kciuków za to, by dał radę, by przeżył...
Ogromne koszty leczenia ponieśliśmy w przypadku opieki weterynaryjnej naszych 10 podopiecznych przebywających w domu tymczasowym.
Są to kociaki, u których zdiagnozowano chorobę zwaną kokcylizę. U zwierząt zaobserwowano biegunkę z domieszką krwi i śluzu, matową sierść, brak apetytu i apatię. Choroba ta jest bardzo trudna do wyleczenia i wymaga podawania drogich leków.
Diego poważnie zachorował. Natychmiast został przewieziony do kliniki weterynaryjnej, gdzie do tej pory jest hospitalizowany. Wykryto u niego groźną chorobę odkleszczowa - anaplazmę. Dochodzi w niej do spadku masy ciała, apatii, osłabienia, powiększenia wątroby, śledziony i węzłów chłonnych.
Dzisiaj jest Dzień Zwierząt, święto ich Patrona - Św. Franciszka. My kontynuujemy jego misję i walczymy o każde z tych bezbronnych stworzeń. Nie poddajemy się, chociaż niejednokrotnie byliśmy na krawędzi finansowej. Brakuje sił, czasem zaczyna brakować nadziei, ale widząc kolejne istnienie błagające o litość, podnosimy się i walczym dalej. Pomóżcie nam tę walkę o ich życie i szczęście wygrać teraz i wygrywać za każdym razem, gdy kolejne istoty na życiowym zakręcie zapukają do naszych drzwi!
Loading...