Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
To zbiórka ostatniej szansy. Umożliwi przyjmowanie nowych zwierząt do ośrodka rehabilitacji dzikich zwierząt w Wiejkach.
Ponad dwa lata temu założyłem Ośrodek Rehabilitacji Dzikich Zwierząt w Wiejkach. Wybudowałem go, za własne środki, wspólnie z Agatą Murawiec, starając się stworzyć leczonym i rehabilitowanym dzikim zwierzętom warunki jak najbliższe temu, jakie miały na wolności. Zwierzęta mają do dyspozycji nie tylko zamknięte pomieszczenia (w jednym z nich jest lecznica), komórki, zagrody i woliery, ale i półhektarowy ogrodzony wybieg w lesie.
Trafiają do nas (ośrodek prowadzimy wspólnie z Agatą Murawiec) m.in. dziki, sarny, jelenie, jeże, wiewiórki, zające był łoś, który wpadł w drut żyletkowy na granicy oraz ptaki -bociany, łabędzie, żurawie, sowy, krogulce, drozdy, jaskółki. Każde zwierzę otrzymuje potrzebne mu leczenie i rehabilitację. Wielu zwierząt nie udało się uratować, ale dziesiątki żyją szczęśliwie po wypuszczeniu na wolność.
Dzikie zwierzęta stanowią własność skarbu państwa, jednak państwo nie pomaga w leczeniu i rehabilitacji zwierząt potrąconych przez samochody czy skrzywdzonych przez człowieka. Ośrodek rehabilitacji utrzymuję głównie z własnych zarobków (jestem architektem), starając się godzić pracę zarobkową z prowadzeniem ośrodka. Zwierząt jednak jest coraz więcej, koszty ich utrzymania rosną i trudno mi samodzielnie poradzić sobie z finansowaniem potrzeb pensjonariuszy Ośrodka. Aktualnie miesięczny koszt utrzymania ośrodka to ok. 8-10 tys. zł miesięcznie. Na to składają się wydatki na leczenie zwierząt, (czyli usługi weterynarza, technika weterynarii oraz leki), transport zwierząt, ich wyżywienie, remont, konserwację i rozbudowę infrastruktury. Potrzebne jest dodatkowe wsparcie na prowadzenie Ośrodka. Bez tego nie uda się nam przyjmować kolejnych zwierząt, a wiosna to tradycyjnie jest czas, kiedy zwierząt potrzebujących pomocy jest więcej.
Historie niektórych pensjonariuszy ośrodka:
Dziczki
Pasiaków było sześć. Niedawno się urodziły, miały jeszcze pępowiny. Leżały przytulone do siebie, ogrzewając się wzajemnie, w mroźny styczniowy dzień i tak nagrały się na fotopułapkę leśników Matki dziczych niemowlaków nigdzie nie było. Lochy nie zostawiają swoich świeżo narodzonych dzieci, więc musiało stać się coś złego. Prawdopodobnie lochę zabili myśliwi. Leśnicy zadzwonili do ośrodka, ale niestety liczyli, że matka wróci do dzieci, więc mimo mrozu nie zabrali od razu warchlaków. Malutkie pasiaste dzieci na mrozie nie miały żadnych szans. Kiedy leśnicy zdecydowali się interweniować, żyły już tylko trzy. Gdy je dowieźli na miejsce, tylko dwa przejawiały oznaki życia: chłopiec i dziewczynka, przy czym wydawało się, że chłopca nie uda się uratować. Maluch przez pierwsze 8 godzin był nieprzytomny, nie ruszał się, miał głęboką hipotermię. Nic dziwnego. W nocy temperatura spadła do -20°C, a on spędził dwie noce na zewnątrz, przytulony do umierającego rodzeństwa. Jego siostra była w nieco lepszym stanie, może dlatego, że leżała w środku – przykryta umierającym rodzeństwem. Oba pasiaki miały zapalenie płuc i odmrożenia kończyn. Trafiły pod termofor i dostały kroplówki z glukozą. Po dwóch dobach okazało się, że będą żyć.
Teraz to podrośnięte warchlaki, brykają wesoło i rozrabiają, jak na dzieciaki przystało. Poznają świat wszystkimi zmysłami, trącają nas ryjkami i kwiczą roszczeniowo, gdy coś dzieje się nie po ich myśli. Apetyt im służy i są coraz większe, codziennie potrzebują sporej porcji warzyw, owoców, zbóż i białka.
Borsuk
Ciężko ranna borsuczyca została znaleziona na drodze. Prawdopodobnie potrącił ją samochód. Zwierzaka zauważyli funkcjonariusze Straży Granicznej, którzy poinformowali ośrodek rehabilitacji o sytuacji. Zwierzak początkowo leżał bezwładnie, niemal bez życia i wydawało się, że szanse ma marne. Tymczasem leczenie w spokoju i cieple oraz odżywianie borsuka pomogło. Stan zwierzęcia poprawił się. Wolność czeka.
Jeż
Pensjonariuszami ośrodka bywają też jeże. Trafiają do nas w różnym stanie. Jeden kolczasty osobnik został przywieziony z wielkim zastygłym strupem. Jak strup mu odpadł, to się okazało, że jest bez oka, policzka, wargi i części żuchwy. Wyglądało, jakby został zraniony łopatą, podczas prac ogrodniczych. Mimo tego udało się go wyrehabilitować i niedawno wrócił do natury. Ma się dobrze, jest widywany w pobliżu miejsca, gdzie został wypuszczony.
Łoś
Dwa łosie: matka z synem wpadły w drut żyletkowy przy granicy z Białorusią. Matki nie udało się uratować, łoszaka udało się z trudem wyciągnąć z concertiny, donieść do auta i zawieść do ośrodka, gdzie przez kilka godzin był łatany – założono mu 60 szwów. W ośrodku rehabilitacji spędził 5 miesięcy, i opuścił ośrodek.
Puszczyk
Jest podlotem. Częściowo ma jeszcze puch pisklęcia. Jest ofiarą kotów wychodzących, Znaleziony w ostatniej chwili przed rozszarpaniem przez drapieżniki. Na marginesie kolejny apel- trzymajcie koty w domu, zwłaszcza wiosną. Polujące koty są przyczyną śmierci bardzo wielu zwierząt a w szczególności ptaków (podlotów, piskląt), gadów (w tym chronionych węży) i małych ssaków (w tym chronionych chomików europejskich i zajęcy).
Łabędzie
Na granicy od początku powstania concertiny zginęło lub odniosło obrażenia wiele dzikich zwierząt, między innymi dwa łabędzie. Dzięki współpracy ze służbami mundurowymi ptaki udało się szybko przetransportować do Ośrodka. Jeden z łabędzi jest w dobrym stanie, ale ma poważnie uszkodzone skrzydło, jego rehabilitacja potrwa przynajmniej parę tygodni. Drugi był w stanie dużo lepszym i wymagał jedynie oczyszczenia i zabezpieczenia ran. Otrzymał antybiotyki i leki przeciwbólowe. Został wypuszczony na zalewie Siemianówka.
Marek Michałowski – Prezes Zarządu Stowarzyszenia Dzika Inicjatywa
Loading...