Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Kochani bardzo Wam dziekujemy za ogromną pomoc. Dziwiszek był z nami kilka miesięcy.... kochany, zaopiekowany, leczony. Miał najlepszą możiwą opiekę, niestety rak Go pokonał :( :( :(
11 lutego 2018, w niedzielę późnym wieczorem, dostaliśmy alarmujący telefon o kociaku w potrzebie. Nieco wahania, bo brak pieniędzy, ale zobaczywszy zdjęcia podjęliśmy natychmiastową decyzję, o przyjęciu malucha pod naszą opiekę.
I tak Fundacja Stacyjka Maltusia ma kolejnego, wymagającego pomocy, bezdomnego kotka. Trafił do nas miejscowości turystycznej w okolicach Jeleniej Góry. Na kotka zwróciła uwagę pewna osoba o dobrym sercu i postanowiła kociakowi pomóc, a wyglądał, jakby pomocy potrzebował niezwłocznie.
Miała rację - kot wymagał natychmiastowego leczenia, ponieważ był w stanie skrajnego wyczerpania, praktycznie był na granicy życia - ważył 2,4 kg, był w stanie wysokiej kacheksji, z zapadniętymi oczami, z zapaleniem wysiękowym ucha, świerzbowcem, pchłami, ropniem, guzem w uchu i z wyłysieniami powstałymi w wyniku samookaleczeń (świąd) oraz innymi dolegliwościami. I te rany, które zajmowały połowę twarzy. Przerażająco bolesne...
Jak bardzo trzeba być nieczułym, żeby przechodzić obok takiego bezmiaru cierpienia obojętnie?
Bez udzielenia pomocy?
Pierwsza pomoc - sprawdzenie źródła wysięków. Niestety, nie bardzo się dało, ponieważ w uchu jest olbrzymi guz, a krwista ropa wypełnia ucho, jamę ustną i pół twarzy...
Po 8 dniach otrzymaliśmy informację od osoby podającej się za kochającego właściciela z żądaniem zwrócenia kotka "żywego czy zdechniętego", ponieważ jego miejsce jest w stajni, gdzie się urodził i żył kilka lat - rzekomo... Smutne, bardzo smutne...
Czy kot w takim stanie powinien przebywać na mrozie, w górskiej miejscowości?
Nazwaliśmy koteczka Dziwisz, bo chcielibyśmy, żeby nas zadziwił swoją wolą życia. My robimy wszystko, żeby odzyskał siły i wiarę w człowieka.
Tymczasem wykonaliśmy pierwszą biopsję, której wyniki nie wykazały obecności komórek nowotworowych. Jednak dla pewności pobraliśmy drugą próbkę do badania histopatologicznego, na obecność komórek rakowych. Bo do teraz nie wiemy, co dolega Dziwiszkowi, a w związku z tym, nie wiemy jak leczyć :(
Dziwisz przebywa w lecznicy pod stałą kontrolą lekarza prowadzącego. Dostaje odpowiednie antybiotyki, kroplówki, leki wzmacniające i bardzo dobre karmy. Staramy się, żeby zaczął przybierać na wadze; bo wprawdzie je sporo i chętnie, wciąż męczą go biegunki a waga uparcie stoi w miejscu.
Bardzo potrzebujemy wsparcia w diagnostyce, a następnie w leczeniu Dziwiszka. Nie wiemy, jak długo potrwa leczenie i rehabilitacja, nie wiemy, czy będzie zakończona sukcesem, ale w to bardzo wierzymy... Nie wiemy dokładnie, jakie koszty poniesiemy, ale nie zostawimy koteczka bez pomocy i wsparcia, jak to się działo w Jego życiu do momentu, aż do nas trafił...
Pomóżcie nam przywrócić Dziwiszka do zdrowia, do życia, żeby już nigdy nie zaznał cierpienia i ludzkiego zaniedbania.
A to nasi najukochańsi podopieczni z nowotworam, wychuchani, zaopiekowani z każdej strony - kocurek Misiu, kocurek Gustaw, koteczka Ninka i piesio Dziadzio II.
Loading...