Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Zawsze tłumaczę sobie, że to jesień albo, że wojna na Ukrainie, albo, że powódź, albo że ludzie nie mają pieniędzy i przestrzeni na pomaganie, albo że chwilowo znowu jestem bardzo zmęczona, albo myślę, że nie da się pogodzić prowadzenia Fundacji z pracą zawodową, byciem Matką i Żoną, posiadaniem swoich psów i kotów.
Chce mi się płakać każdego dnia, nie mam siły a wiem, że muszę przerwać ten bieg, frustruje mnie każda prośba o pomoc, wsparcie, szantaże emocjonalne, wyręczanie się mną, bo nie potrafię odmówić pomocy, budzę się w nocy z walącym sercem, źle śpię, brakuje mi cierpliwości, czasu, siły.
Nie jestem bohaterem z bajki, nie mam super mocy. Fundacja utrzymuje się tylko z pieniędzy, które wpłacają darczyńcy, nie mamy dotacji, żadnego wsparcia, które pozwalałoby spokojnie spać. O każdą złotówkę muszę błagać, każdego dnia muszę mieć pomysł jak poruszyć serca ludzi, żeby mieć na weterynarzy, karmę, hotele.
A ludzkie oczy i serca i tak kierują się w stronę Fundacji, które potrafią lepiej w żonglowanie emocjami, nie mam siły brać udziału w tym wyścigu. Pomagam od 2011 roku. I dziś jest czas, żeby choć na chwilę powiedzieć pass.
Muszę spłacić fakturę za:
- zabieg stomatologiczny Maniy, którą przywiozłyśmy na początku wojny z Ukrainy i utknęła w domu tymczasowym
- leczenie zapalenia trzustki u Fifi, którą znalazłam ponad roku temu w zawalonym domu
- szczepienia, odrobaczenie i czipowanie Atosa i Aramisa - szczeniaków z gospodarstwa
- szpital Pana Kitku - porzucony przez ludzi schorowany kot
- małego kociaka z kocim katarem, którego zgodziłam się przyjąć w sierpniu
I muszę dać sobie czas do końca roku, żeby przemyśleć, czy chcę, żeby tak wyglądała reszta mojego życia. Będę wdzięczna za pomoc.
Loading...