Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Kochani to się znowu stało !! Kolejny raz dzięki waszej pomocy udało się uratować kocie życie !! Z całego serca wam dziękujemy. Mały Fartuś czuje się dobrze i już lada dzień będzie wypatrywał nowego domu.
Niedziela, dla wielu z nas wolny dzień. Wielu z nas ten dzień tradycyjnie spędza w gronie rodziny. Tak było też w przypadku pewnych młodych ludzi. W słoneczny, niedzielny dzień wybrali się na obiad w swoje rodzinne strony. Jednak po każdym ciepłym spotkaniu w gronie najbliższych przychodzi czas kiedy trzeba wracać do domu i zbierać siły na nadchodzący tydzień.
Młodzi ludzie pożegnali się z rodzicami, wsiedli do auta i ruszyli przed siebie. Po drodze, na odcinku prowadzącym przez lasy i pola na środku drogi leżał potrącony mały kociak. Kierowca odbił samochodem i ominął "przeszkodę" po czym się zatrzymał. Wyszedł z auta niemal przekonany, że na ratunek już za późno, że jedyne co zrobi, to ściągnie kocie truchło na pobocze. To był koszmarny widok, maleńki kociak w kałuży krwi. Jednak kiedy mężczyzna pochylił się nad zwierzątkiem, okazało się, że kotek wciąż żyje. Krzyknął w stronę pasażerów, by ktoś mu pomógł. Jedna z pasażerek podbiegła do niego, okryła maluszka kurtką i zabrała do samochodu.
W tym momencie zaczął się wyścig z czasem. Młodzi ludzie próbowali dodzwonić się do jakiejkolwiek instytucji w okolicy. Dzwonili do gminy i straży gminnej, do urzędów i straży miejskich w okolicznych większych miastach Łańcucie i Leżajsku. Próbowali też dodzwonić się do bliższych i dalszych lecznic, gdziekolwiek byle ktoś pomógł kotu. Niestety, niedziela, dzień wolny, każdy kolejny telefon milczał... Na szczęście jedna z osób przypomniała sobie o swojej znajomej, naszej wolontariuszce. Chwyciła za telefon i zadzwoniła do niej. Nasza wolontariuszka wskazała młodym ludziom lecznicę w Rzeszowie, która dyżuruje w niedzielę. Lecznicę, z którą od lat współpracujemy, z pełnym zapleczem szpitalnym i lekarzami z sercem.
Młodzi ludzie całą drogę martwili się, czy uda im się dotrzeć na czas, czy maluch nie odejdzie po drodze. Do przejechania mieli przecież dobrych kilkadziesiąt kilometrów. Kociak, owinięty ciepłą kurtką, przytulony mocno do serca w pewnym momencie ożywił się, zaczął mruczeć i ugniatać łapkami. Jasnym stało się zatem, że musi to być domowy kociak, a kto porzucił go samego przy drodze? Kto go potrącił i pojechał dalej, nie udzielając pomocy? Myśli kłębiły się w głowach młodych ludzi, niestety nikt z nich nie widział momentu wypadku.
Po kilkudziesięciu minutach podróży udało się dotrzeć z kociakiem do lecznicy. Uprzedzeni przez naszą wolontariuszkę lekarze już czekali na niego. Po przyjęciu natychmiast zajęli się kociakiem. Wykonali mu pełen pakiet badań. Nie stwierdzono żadnych złamań, ale niestety maluszek miał poważny uraz głowy, jak określili to lekarze, dość mocno oberwał. W ruch poszły kroplówki i leki przeciw wstrząsowe. Maluszek dostał także relanium, by mógł spokojnie spać. Rokowania były bardzo ostrożne, a najbliższa doba miała być decydująca.
Następnego dnia otrzymaliśmy informacje, o które chyba modlił się każdy z nas. Kociak przeżył noc, rano z apetytem zjadł posiłek, po czym przyjął dawkę pieszczot od personelu medycznego. Na imię dostał Fartek, bo miał niesamowitego farta, że trafił na dobrych ludzi. Bez pomocy nie miał szans na przeżycie. Fartek nadal musi jednak pozostać na szpitalnej obserwacji, a wszyscy mocno trzymają za niego kciuki. Niestety wśród tych dobrych wiadomości, była i ta zła. Wykonany rutynowo test paskowy w kierunku wirusa kociej białaczki dał wynik niejednoznaczny. Wysłano próbkę na badanie dokładniejszą metodą PCR.
Póki co wciąż jest za wcześnie by napisać, że mały Fartek niedługo wróci do zdrowia i szybko znajdzie kochający dom, choć bardzo chcemy, aby właśnie taki był finał tej historii.
Na ten moment jednak wciąż walczymy o kocie życie i bardzo, ale to bardzo potrzebujemy waszego wsparcia. Bardzo prosimy o mocno zaciśnięte kciuki i choć kilka złotych do kociej skarbonki. Ratowanie życia to koszt ogromny, ale mocno wierzymy, że wspólnie nam się to uda.
Loading...