Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Dziękujemy każdemu, kto wsparł nasze maluchy w walce z najtrudniejszym przeciwnikiem.
Dwa maluszki choroba zabrała na zawsze...
Mała Aqua znalazła nowy dom.
Pod nasza opieką nadal przebywa Flora, która z ustęknieniem wypatruje swojego człowieka.
Jak trudno jest pomagać, wie tylko ten, kto pomaga. Bezmiar kociego nieszczęścia, ich cierpienia i ludzkiej obojętności okrąża nas coraz bardziej i powoduje, że stajemy nieraz wobec trudnych wyborów. Mamy w fundacji panleukopenię... Ale zacznijmy od początku.
W maju na podkarpackiej wsi pojawiła się kotka. Pewno porzucona, bo nie bała się ludzi, podchodziła pod domy, prosiła o jedzenie i trochę miłości, ale wieś rządzi się swoimi prawami, tam kot przeważnie służy do łapania myszy i rzadko kto przejmuje tym, że jest mu zimno, że jest głodny, że co chwilę rodzi małe kotki. A zabieg sterylizacji to zbędne wydawanie pieniędzy. Ludzie tam często mają serca z kamienia i nie przejmują się swoimi zwierzętami, nie mówiąc już o jakiejś przybłędzie. A jeżeli ktoś pomaga zwierzętom uchodzi za dziwaka.
I właśnie od takich ludzi otrzymaliśmy wiadomość o błąkającej się kotce. Oni nie byli obojętni, wystawiali miseczkę z jedzeniem i wodą i pozwalali spać kotce w stodole. Może byli nieświadomi tego, co może się stać i naprawdę zamarli z przerażenia, kiedy zorientowali się, że kocica okociła się w stodole i ma cztery bezbronne maluszki. Bardzo się tym przejęli i problem ten spędzał im sen z powiek. Dokarmiali ją i patrzyli, z jaką miłością opiekuje się swoimi dziećmi. Jednak wiedzieli, że nie mogą sobie pozwolić na zatrzymanie u siebie całej czwórki, gdyż nie byłoby ich na to stać, a poza tym zdawali sobie sprawę z późniejszych konsekwencji braku kastracji.
Zadzwonili o ratunek… Jednak w naszej zakoconej po uszy fundacji nie było miejsca dla maluszków. Ustaliliśmy, że do czasu zwolnienia się miejsca zostaną w stodole. Państwo opiekowali się nimi, kotki rosły i czekały na pomoc. Kiedy zwolniło się miejsce w jednym z naszych tymczasów były już na tyle samodzielne, że mogły być same.
Zamieszkały w pokoju z kotką po kastracji, która niespodziewanie dostała pokarmu, zastąpiła im matkę i pielęgnowała je.
Kotki rosły, bawiły się. I wydawać by się mogło, że wszystko zakończy się szczęśliwie. Ich prawdziwa mama została wykastrowana i jej opiekunowie szukają jej nowego domu. A my cieszyliśmy się, że kotki zostały uratowane. Ale życie bajką nie jest…
10 dni po przyjęciu do DT kociątka zaczęły chorować – były słabe, miały biegunkę, straciły apetyt. Zrobiono im test, który potwierdził panleukopenię. Serca nam zamarły…. Pocieszamy się tym, że zaraz po przybyciu do domu tymczasowego dostały surowicę i mamy nadzieję, że uda się wygrać z tą podstępną chorobą.
Najsłabsza koteczka trafiła do kociego szpitalika, pozostałe są leczone w domu. Martwimy się też o pozostałych kocich mieszkańców domu tymczasowego, bo wszyscy wiemy, jakie zagrożenie niesie ta choroba.
Wszyscy w fundacji trzymamy kciuki i prosimy kociego Boga, by sprawił, by wszystko skończyło się szczęśliwie. Ciężko nam wszystkim: trudna sytuacja ekonomiczna powoduje, że z niepokojem patrzymy w przyszłość. Ale jesteśmy tu i teraz i ciągle wierzymy, że nie zostaniemy sami.
Prosimy Was wszystkim pomóżcie nam dopisać już naprawdę szczęśliwe zakończenie i dla nas, i dla tych chorych kociaków. Czy mieliśmy przejść obojętnie wobec ich niedoli, a teraz choroby, czy mieliśmy odmówić im pomocy? Myślimy, że nie...
Jeżeli też tak uważacie, to pomóżcie nam. Prosimy, błagamy, bo bez Was nie damy rady. Popatrzcie na te cudne, bezbronne mordki, które z całych sił walczą o życie i też proszą, i wierzą, że razem damy radę.
Loading...