Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Choć Grayżnka wygrała walkę z dwiema śmiertelnie niebezpiecznymi chorobami i wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze do szczęścia, los wymierzył w drobną kotkę potężny cios... FIP - ta diagnoza zwaliła nas z nóg... nie było szans na ratunek... wszystkoe rozegrało się zaledwie w kilka godzin, a nasza Grażynka odeszła pozostawijąc po sobie smutek i żal...
Historia małej kotki Grażynki zaczęła się tak naprawdę 2 miesiące temu. Na terenie magazynu jednej z firm na obrzeżach miasta pojawiły się nie wiadomo skąd dwa małe kociaki. Weszły na teren magazynu, który był otwarty, jednak na widok ludzi zaczęły w popłochu i panice uciekać. Pracownicy byli bardzo zdziwieni niespodziewanymi gośćmi w magazynie. Jeden z nich widząc, jakie to maleństwa, postanowił, aby na noc zamknąć je w magazynie i obiecał zorganizować dla nich pomoc.
Kolejnego dnia rano pracowników przywitał makabryczny widok. Na środku placu leżał zagryziony jeden z kociaków. Po przeglądnięciu firmowego monitoringu prawda wyszła na jaw. Choć magazyn był zamknięty, szpara między wiatą a progiem była wystarczająco duża, by maluch mógł się przez nią przecisnąć. Kiedy się wydostał, został zaatakowany przez kunę. W magazynie wciąż przebywało drugie kociątko, ale było dzikie i nieufne, niemożliwe do złapania na tak dużej przestrzeni. Pracownik miał jednak pewien pomysł. Przy magazynie znajdowało się zamykane na klucz, niewielkie pomieszczenie biurowe, które nie było użytkowane.
Zadzwonił do naszej wolontariuszki i poprosił o pomoc w złapaniu malucha i jego „przeprowadzce” do starego biura. Dwie godziny później kociątko było już złapane. Na oko miało 7-8 tygodni. Zbyt maleńkie, by mogło poradzić sobie samodzielnie, zbyt nieokiełznane by można było je zabrać tak po prostu do domu… Co stało się z jego mamą? Skąd tam się wzięło? I co najważniejsze jak mu pomóc, kiedy nie pozwala się do siebie zbliżyć?
W dawnym biurze pojawiła się kuweta, drapak, zabawki i dużo tekturowych pudełek. Stanęły miseczki z jedzeniem i wodą, regularnie uzupełniane. Każdego dnia pracownik po pracy, spędzał czas z kociątkiem, próbując jakoś przekonać go, że tylko człowiek może mu pomóc. Przez ten czas maleństwo zostało odrobaczone (udało się przemycić preparat w jedzeniu), a z kociego ciałka wychodziły całe kłęby pasożytów. Z czasem maluch nabierał coraz więcej odwagi, podchodził coraz bliżej. W końcu pracownik postanowił zaryzykować i zabrać kociątko do domu, gdzie człowiek jest cały czas, a nie tylko kilka godzin dziennie. Wspólnie z małżonką już raz podjęli się podobnego wyzwania i z sukcesem udało im się oswoić dwa kociaki.
I tak mała Grażynka (bo jak się w końcu udało ustalić maleństwo okazało się być kotką) zamieszkała w dużej kennelowej klatce, a jej opiekunowie konsekwentnie realizowali plan jej socjalizacji. Po kilku tygodniach i kilku kolejnych odrobaczeniach udało się w końcu wygrać batalię z pasożytami, a koci brzuszek w końcu przestał przypominać nadmuchaną, wzdęta kulkę. Grażynka powolutku była wypuszczana na „salony”, gdzie integrowała się z człowiekiem oraz innymi kotami. Wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze, by z przerażonego, dzikiego kociątka wyrósł kociak gotowy na podbój ludzkich serc, choć droga ta wciąż jeszcze była długa. Niestety na tej drodze do szczęścia stanęła także poważna choroba.
Pewnego dnia opiekunka zauważyła, że Grażynka kuleje na łapkę. Z początku myślała, że może kotka gdzieś źle skoczyła. Do kulawizny szybko jednak dołączyły kolejne objawy, brak apetytu i apatia. Wizyta w lecznicy rozwiała wszelkie wątpliwości. U małej Grażynki stwierdzono kalcywirozę, chorobę wirusową ogromnie niebezpieczną dla takich maluchów.
Natychmiast wdrożono leczenie i zalecono kontrolne wizyty. W przypadku małej Grażynki nie jest to jednak łatwa sprawa. Każda wyprawa do lecznicy to dla małej ogromny stres. Dopiero co zaczęła ufać ludziom, a oni zaczęli robić jakieś dziwne rzeczy, wbijać igły, wciskać tabletki do pysia… choć mimo bólu, leczenie przynosi ulgę. Niestety stan Grażynki był na tyle poważny, że musiała być hospitalizowana.
Po kilku dniach mogła jednak opuścić szpital. Radość nie trwała jednak długo… Następnego dnia u Grażynki pojawiła się biegunka. Znów lecznica i wizyta. Rutynowo wykonano test na panleukopenię… Niestety wynik okazał się być pozytywny. Kotce podano surowicę i kolejny pakiet leków. Ze względu na ogromny stres, jaki kotka przeżywała będą w szpitalu oraz na to, że jej stan był stabilny, lekarze tym razem nie podjęli decyzji o hospitalizacji. Wydali dokładne zalecenia i są w stałym kontakcie z opiekunami. Opiekunowie konsekwentnie wypełniają lekarskie polecenia i robią wszystko by uniknąć kolejnej hospitalizacji kotki, choć przy tej chorobie nie możemy wykluczyć żadnego scenariusza…
Was drodzy Przyjaciele w imieniu kotki Grażynki ogromnie prosimy o moc pozytywnej energii i finansowe wsparcie. Zrobimy wszystko, by mała Grażynka dostała szansę na nowe, lepsze życie, ale to może się udać tylko z waszą pomocą.
Loading...