Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Dziękujemy za pomoc dla Idusi.
Kicia czuje się dobrze. Nadal jest podopieczną Fundacji i z nadzieją w oczach wypatruje nowego domu.
To będzie historia trzymająca w napięciu, pełna niesamowitych zwrotów akcji. Idylla – tak ma na imię nasza bohaterka, leczy czy jej los od początku był sielanką? Idylla pojawiła się pewnego dnia na jednym z osiedli w centrum Rzeszowa. Wystraszoną, przemykającą ukradkiem kotkę dostrzegła kobieta, która nazywa siebie osiedlową karmicielką kotów. Z czasem kotka zaczęła regularnie przychodzić w miejsce dokarmiania.
Karmicielka jest w stałym kontakcie z jedną z naszych wolontariuszek. W rozmowie z naszą wolontariuszką kilka razy wspomniała o „nowej” na osiedlu. Ponieważ wiosna tuż, tuż, nasza wolontariuszka zaczęła sugerować karmicielce, że kotkę należy jak najprędzej złapać i wykastrować. Po długich namowach karmicielka wypożyczyła klatkę pułapkę, aby złapać kotkę.
Kilka kolejnych dni z zastawianą klatką nie przyniosło rezultatu. Karmicielka znów zadzwoniła do naszej wolontariuszki zakomunikować, że akcja nie daje rezultatu. Przyciśnięta w rozmowie telefonicznej przyznała jednak, że nie zastawia klatki w miejscu dokarmiania, lecz kilkaset metrów dalej, tłumacząc się przy tym, że obawia się reakcji sąsiadów (w tym miejscu trzeba jednak zaznaczyć, że jest to stała wymówka tej pani). Zestrofowana dość mocno przez naszą wolontariuszkę, z telefonem w dłoni, poszła przestawić klatkę w miejsce, gdzie koty są karmione. Nie zdążyła skończyć rozmowy, a kotka złapała się do klatki. Jeśli myślicie jednak, że to finał tej historii – mylicie się.
Złapane w klatce zwierzę obijało się w stresie o kraty. Kobieta nie zabrała jednak ze sobą żadnego koca, czy innej dużej szmaty, którą mogłaby zarzucić na klatkę, choć została poinstruowana przez wolontariuszkę. Czyżby z góry zakładała, że będzie łapać kota, ale go nie złapie? Po kilku gorzkich słowach od naszej wolontariuszki, pobiegła do znajomej, do pobliskiego szmateksu – udało się zdobyć stare prześcieradło. Jednak kolejne słowa, która nasza wolontariuszka usłyszała przez telefon dosłownie zwaliły ją z nóg. „To co, teraz ktoś przyjedzie i zabierze kota? Pani teraz przyjedzie i zawiezie do lecznicy?” W tym miejscu znów mała dygresja. Nasza wolontariuszka jest osobą na emeryturze, a jedyny środek transportu, jakim dysponuje to rower. Mieszka w miejscu oddalonym o kilka kilometrów od osiedla, na którym złapano kota. Karmicielka zdawała sobie z tego sprawę, bo obie kobiety znają się osobiście. Była godzina około południa, a w tych godzinach nasi wolontariusze transportowi zazwyczaj są w pracy lub na uczelniach.
Padła lawina jeszcze bardziej gorzkich słów – ale podziałało. Pomoc w transporcie pomogła znaleźć jedna z sąsiadek. Obiecała także odebrać kotkę z lecznicy i zorganizować transport powrotny do karmicielki, która miała zabezpieczyć kotkę po zabiegu. Karmicielka po raz kolejny jednak sprytnie wymigała się z pomocy, mówiąc, że ona absolutnie nie przetrzyma kotki. Na jaw wyszły także nowe fakty, okazało się bowiem, że ponoć kotka pozwalała się głaskać i tak naprawdę nie ma pewności czy jest kotem wolno żyjącym, czy też po prostu wyrzutkiem.
Znów nerwy i konsternacja. Rozdzwoniły się telefony między naszymi wolontariuszami. Na szczęście jedna z naszych wolontariuszek zgodziła się zabezpieczyć kotkę, a także podjęła wyzwanie weryfikacji czy jest to kot wolno żyjący czy domowy wyrzutek. Nie był to z resztą pierwszy raz, kiedy nasza wolontariuszka podjęła takie zadanie. Przygotowała klatkę z kuwetą i posłaniem, a pani ze szmateksu przywiozła kotkę. Kotka była jeszcze nieco otumianiona narkozą, wolontariuszka dała jej więc ciszę i spokój, by znów zaglądnąć do niej za jakiś czas. Wieczorem kotka poburkiwała i syczała, siedząc przy tym skulona w kuwecie.
To nie był jednak najgorszy problem. Wolontariuszka zaobserwowała, że kicia ciężko oddycha, a wręcz chrapie od ogromnej ilości kataru i na dodatek ma biegunkę. Następnego dnia zapadła więc decyzja, że bez względu na dalszy rozwój sytuacji kotka musi zostać zabezpieczona antybiotykiem. Wolontariuszka po raz kolejny podeszła do klatki. Kicia nie chciała jeść, wciąż siedziała skulona, lecz już nie syczała ostrzegawczo. Dziewczyna postanowiła więc wsunąć delikatnie dłoń do klatki. Podrapała po kocim ciałku, pogłaskała po łebku i wtedy stało się coś niesamowitego. Rozgłaskana kotka zaczęła mruczeć, podstawiać głowę do miziania, wstała na łapki i zainteresowała się jedzeniem.
Dalej sprawy potoczyły się już bardzo szybko. Najpierw wizyta z kotką w lecznicy. Lekarz weterynarii wykonał testy na panleukopenię oraz kocią białaczkę – na szczęście oba były negatywne. Zbadał też kotkę, podał antybiotyk oraz środki przeciwzapalne, a także wypisał na kartce dalsze zalecenia. Wiek kici oceniono na około 4-6 lat. Po wizycie wolontariuszka zawiozła kotkę do jednego z naszych domów tymczasowych. Idylla szybko zaaklimatyzowała się w nowym miejscu, pokazując swoje prawdziwe oblicze. Oblicze ukochanego, ufnego i wiernego przyjaciela.
Przed nią jednak jeszcze długa droga nim będzie gotowa na poszukiwania nowego domu. Musimy ją wyleczyć, stopniowo wyeliminować błędy żywieniowe i wprowadzić zdrową dietę. Niestety wszystko to wiąże się jak zwykle z kosztami. Dzięki szczęśliwemu splotowi wydarzeń Idylla ma dziś szansę na nowe, lepsze życie. Dlatego w jej imieniu prosimy o datek do kociej skarbonki, byśmy mogli wspólnie uratować kolejną kocią istotę.
Loading...