Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Kochani,
Dziękujemy za wsparcie Jagódki- dzięki waszej pomocy Jagódka uniknęła okropnej śmierci na rzeźnickim haku i zyskała warunki, w których będzie mogła wrócić do pełni sił.
U klaczki był już kowal, który poinformował, że kopyta da się całkowicie wyprowadzić na dobre. Jagódka przyjmuje leki na duszący ją kaszel, jednak weterynarz nie widział przeciwwskazań, aby zacząć wypuszczać ją na padok- korzystając z okazji, klaczka od razu zaczęła poznawać naszych innych, trochę mniejszych podopiecznych J
Teraz w jej życiu nie będzie miejsca i czasu na cierpienie- niedługo dołączy do stada, zacznie wychodzić na łąkę i będzie miała spokój już na zawsze… mamy cichą nadzieję, że uda się Jagódce znaleźć dom adopcyjny.
Kochani- za wszystko jeszcze raz bardzo dziękujemy. Jesteście niezastąpieni!
„Ona nie boi się ciemności. Ona boi się tego, co w niej jest…”
Długotrwały strach pozostawia po sobie blizny na całe życie. Blizny, które uniemożliwiają normalne funkcjonowanie, normalne postrzeganie świata… One zawsze podsuną własny obraz czegoś i zrobią to w taki sposób, by z każdą sekundą to ciało było coraz bardziej sparaliżowane, stawało się jeszcze bardziej oddanym niewolnikiem ich samych - niewolnikiem strachu i lęku.
Ciemność i nic poza nią. Przyszedł na świat półtora roku temu, w niewielkiej oborze. Malutki źrebaczek, jeszcze przesycony zapachem matczynego mleka, od pierwszych dni musiał zmierzyć się z prawdziwym okrucieństwem otaczającego go świata… Jego mięciutka sierść szybko zakleiła się cała od gnoju, a małe oczka przywykły do mroku, który nigdy nie ustawał w oborze, jego słuch przyzwyczaił się do srogiego tonu właściciela, który klnąc pod nosem, przychodził od czasu do czasu nalać świeżej wody. Jego malutkie serduszko, choć pewnie w środku pękało na tysiące drobniutkich kawałeczków, na zewnątrz przyzwyczaiło się do myśli, że jego matka, uwiązana łańcuchem, nigdy nie będzie mogła się nim zaopiekować - ten maluszek, nie mógł przyzwyczaić się tylko do ciągłego strachu przed tym, co w tej ciemności tkwiło…
Ciągłe odgłosy, trzaski, głosy zewnątrz - a w koło tylko ciemność… Czasem, gdy ktoś uchylił drzwi, światło dzienne dla tych małych oczek było tak ostre, że i tak zmuszało do zamknięcia powiek… I znów jedyne co się przednimi pojawiało, to głęboka ciemność… Soczysta trawa? Kropelki wody, rozpryskiwanej przez kopyto, grzebiące szczęśliwie w kałuży? Przyjemny wiaterek muskający końcówki, ogrzanej od promieni słonecznych sierści? Inny koń, godny towarzysz zabaw?
W życiu Jagódki nigdy nic takiego się nie wydarzyło. Jej malutkie chrapy, nigdy nie dotknęły trawy. Kopyto nigdy nie zanurzyło się w kałuży, sierści nigdy nie owiał przyjemny wiaterek. W oku nigdy nie pojawiła się radość, bowiem w jej oku, od pierwszych dni skrywał się tylko strach i lęk, zaś w malutkim serduszku żal, spowodowany zbyt szybkim odejściem jej matki… Pewnego dnia, drzwi obory nie uchyliły się, lecz otworzyły o wiele szerzej - w ten dzień Jagódka poznała kolejne oblicze okrucieństwa… Jacyś ludzie zabrali jej mamę - obydwie rżały, tak, jak płaczą za sobą rozdzielone siłą matka i córka, jednak na nic się to zdało... Drzwi znów się zamknęły, a z Jagódką pozostała tylko tak dobrze znana jej ciemność…
Zostawiona sama sobie Jagódka, mogła tylko patrzeć w kierunku, w którym słyszała jeszcze swoją mamę i zatrzaskującą się za nią klapę przyczepy… Jej malutkie serduszko znów rozsypało się na kolejne tysiące zdruzgotanych kawałeczków. Miesiące mijały i oprócz pogodzenia się ze stratą matki, nic się nie zmieniło. Wciąż ten sam odpychający właściciel, tak dobrze znany mrok, niepokojące odgłosy i drażniący chrapy zapach gnoju, od którego nie dało się uciec, mimo największych chęci… Z czasem, każdy krok zaczął stawać się dla Jagódki wyzwaniem, każdy wdech niósł za sobą kaszel, który wstrząsał całe jej drobniutkie ciało…
Nadszedł w końcu dzień, kiedy i ona podzieliła losy swej matki i wyszła z obory. Nadszedł dzień, kiedy i ją właściciel postanowił sprzedać handlarzowi… Teraz, słuchając z ust handlarza jej historii i patrząc w jej wystraszone oczy, które co jakiś czas muszą się zacisnąć, na skutek bardzo męczącego kaszlu, coraz bardziej zdajemy sobie sprawę, że okrucieństwo ma o wiele większe granice, niż jakiekolwiek szczęście…
Jagódce zabrano źrebięce lata beztroski, tak potrzebną wtedy dla niej matkę, jakąkolwiek godność, a teraz próbuje jej się jeszcze zabrać szansę na zdrowie… Wyobrażacie sobie coś tak podłego? Być pozbawionym światła, choć posiadać zdrowe oczy? Być pozbawionym zapachu matki, gdy jest on najbardziej potrzebny? Zostać zamkniętym w celi, choć nic się nie zrobiło? Zostać bez opieki, choć coś wykańcza nasze ciało?
Gdyby zbiorowisko cierpienia miało imię, nazywałoby się zapewne Jagódka - młody kucyk, który przez całe życie przeżywał koszmar… Chcemy go zakończyć. Handlarz, za tą tak mocno zniewoloną przez człowieka czułą istotę chce 1500 złotych. Transport Jagódki do naszej fundacji, potrzebne fundusze na jej diagnostykę i leczenie, bo niedający jej spokoju kaszel jest bardzo silny i niepokojący. Niekorygowane nigdy kopyta też dokładają do ogółu swoje cztery cegiełki cierpienia, to koszty sięgające 3500 złotych…
Ten kucyk ma dopiero półtora roku, jednak jest już wrakiem konia. Wrakiem, którego można ocalić, podarować mu to, co najpiękniejsze - godne życie i zdrowie… Człowiek nie szczędził cierpienia Jagódce - my odwróćmy jej los i pokażmy sobie samym i jej, że tylko w nas, kochani, jest tak potężna siła, która poskłada to malutkie serduszko, porozbijane na tysiące malutkich kawałków w jedno… Zróbmy to dla tej kruszynki, która nigdy nie zaznała niczyjej empatii i pomocy… Do tej pory zawsze pozostawiona sama sobie, przesądzona przez wszystkich, ma szansę na ocalenie - jest tak młoda i wszystko jeszcze można zmienić - nie możemy przegrać… Wygramy to starcie - dla Jagódki!
Loading...