Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Dzięki fantastycznej opiece, Józek przeżył kilka miesięcy jeszcze w domku. Miał podawane kroplówki...za wszystkim stała dizelna 17 latka i jej rodzina. Józek biega już za tęczowym mostem, a niesprawiedliwy los, sprawił, że wraz z nim za TM jest jego opiekunka młoda wolontariuszka Emilia :(
Historia zwykłego dachowca niewielu chwyci za serce, bo takich kotów miliony, lecz czy życie tego kota jest mniej warte od rasowego?
Na imię mam Józef. Moje dotychczasowe życie spędziłem na ulicy, każdego dnia walcząc o przetrwanie w tym okrutnym dla bezdomnych kotów, świecie. Kocham ludzi, pewnie miałem kiedyś swoją rodzinę, ale zapomnieli o mnie, porzucili lub wyjechali na wakacje. Chcę wymazać te chwile z mojej pamięci, bo wciąż ranią. Moje całe życie to tęsknota i ból. Szukałem kogoś, kto mnie znowu pokocha, jednak nikt mnie nie chciał... świat zapomniał o bezdomnym kocie, ale za to upomniała się o mnie śmierć.
Nie wiem dokładnie, kiedy zacząłem umierać...chciałem już pobiec za tęczowy most, bo nie miałem juz siły, dobijała mnie samotność i brak swojego człowieka, a wraz z tym postępowała moja choroba. Nie miałem juz po co żyć. Bo wiecie, ja tak bardzo kocham ludzi...ale nikt nie chciał na mnie zwrócić uwagi, a starałem się. Niestety, jestem tylko jednym z wielu pospolitych dachowców, nikt wyjątkowy.
Tego dnia, kiedy zdecydowałem, że odchodzę, pojawiły się ciotki i wezwały pomoc. Byłem taki wdzięczny. Ktoś w końcu zwrócił na mnie uwagę! Bosz, jaki byłem szczęśliwy. Myślę sobie "w końcu"! W końcu mnie tulą i głaszczą, ale też płaczą. Chyba nie jest dobrze. Słyszę, że wyniki złe...że lepiej uśpić. Myślę sobie, nosz kurde, nie teraz, kiedy w końcu ktoś zwrócił na mnie uwagę. Ja nie chcę umierać teraz, ja będę walczył! Ja będę się bił! Nie usypiajcie mnie!
Podobno umieram, mam przewlekłą niewydolnośc nerek. Nie zostało mi chyba dużo czasu, ale czuję sie dobrze. Postanowili, że będą ze mna do końca, a kiedy będzie już bardzo źle, będa przy mnie i pozwolą zasnąć.
Wiecie co, mimo tego jestem szczęśliwy. Mam w końcu swoją rodzinę. Mieszkam w domu, wszyscy mnie głaszczą i tulą...marzyłem o tym przez całe życie. Nie wiem, ile mi zostało, ale dam z siebie wszystko aby ten czas trwał. Będę walczył, bo mam wkońcu dom i czuję sie kochany....mam po co żyć!
Józek zaskoczył wszystkich swoja wolą walki i pozytywnym usposobieniem. Niestety, dla Józka nie ma ratunku, ale możemy wywalczyć jeszcze sporo czasu dla niego. Od czasu, kiedy do nas trafił, jego stan się bardzo poprawił. Można to dostrzec na zdjęciach z chwili, kiedy do nas trafił i jak wygląda teraz. To prawda, że miłość potrafi góry przenosić. Miłość bliskich Józka zmotywowała go do niemożliwego. Chociaż potrafił ostro pyskować podczas codziennych wizyt w przychodni weterynaryjnej :)
Pokochaliśmy go wszyscy bardzo i chcemy, aby był z nami jak najdłużej. Dlatego musimy prosić Was o wsparcie finansowe. Józek przeszedł szczegółową diagnostykę, bardzo często musi mieć badaną krew, podawane kroplówki i leki, suplementy oraz karma wysokiej jakości. Ostatnio naszym małym zwycięstwem był stan, który pozwolił na przeprowadzenie zabiegu czyszczenia ząbków. Józek miał od samego początku problem w jamie ustnej, ale nie mogliśmy się podjąć znieczulenia i usunięcia kamienia nazębnego i zepsutych zebów. Infekcja jamy ustnej pewnie nie była również objętna dla nerek...możliwe, że od tego zaczeły się jego problemy, a pomoc przyszła za późno, nerki zostały trwale uszkodzone :(
W tej chwili Józek czuje sie świetnie. Wiedzie życie szczęśliwego kota. Przy swoim boku ma ukochanych ludzi, którzy pozostaną z nim do końca. Nie wiemy, ile czasu zostało Józkowi...moga to być miesiące, może i kilka lat.
Józek potrzebuje Waszego wsparcia,
Pomożecie?
Loading...