Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Kochani, Dzięki wam, Karmelek nie trafił na rzeź i ocalił życie. Dzięki wam, mogliśmy zagwarantować mu odpowiednie leczenie kopyt, które było tak bardzo potrzebne. Dziękujemy z Karmelkiem z całego serca!
Wiecie jak to jest zostać wyrzuconym, bo nie ma się najlepszego zdrowia? W jednej chwili stać się okropnie zbędnym, wręcz irytująco przeszkadzającym? Potrzebować pomocy, leczenia, opieki a zamiast tego dostać linę i miejsce u handlarza koni na ubój?
Karmelek wie o tym doskonale, bo pomimo młodego wieku, ten koszmar przeżywa na własnej skórze. Każdego dnia w jego serduszko uderza mocniejsza fala świadomości, że męczeński transport i koniec w miejscu zwanym końskim piekłem nieubłaganie się zbliżają… I nie będzie już trawy, słońca, innych koni. Będzie duchota, strach i panika. Nie trzeba być człowiekiem, by myśleć tak o śmierci, bo konie pomimo pozorów, są zwierzętami bardzo czułymi i emocjonalnymi. Niedoświadczeni ludzie, zgotowali Karmelkowi prawdziwe piekło na ziemi, choć ten czas, zamiast piekłem, mógł być pobytem w raju. Ale jak to ludzie, jego właściciele zapomnieli o potrzebach biednego Karmelka i skupili się na własnych.
Zaniedbanie dorosłych jak i dziecka doprowadziło do tego, że Karmelek stoi teraz tu, w oborze handlarza i niespokojnie czeka, co przyniesie kolejny szary dzień. Bo z takimi problemami nie istnieje nic, oprócz szarych i przepełnionych bólem godzin, zamieniających się w nieskończenie ciągnące się dni… Przykro jest patrzeć, jak taki piękny i mądry z oczu koń cierpi i to bardzo. Dlaczego rodzina się go tak szybko pozbyła? Otóż z zaniedbania, kopyta Karmelka są w okropnym stanie. Strzałki są mocno zgniłe, a kopyto miękkie, wręcz żelowate. Dla tego konia to ciągły dyskomfort i ból przy każdym kroku, a dla nas potworna styczność z uciążliwą dolegliwością, jaką jest rak kopyt u konia.
Nie znamy historii Karmelka, nie wiemy, ile już tak cierpi. Ale widzimy go teraz, ze spuszczoną głową i smutnym wzrokiem, co chwila spoglądającym na nas z zapytaniem - "Czy dla was też już jestem tylko nieopłacalną inwestycją, która może się okazać studnią bez dna?". Okropne jest, że ludzi potrafią zabić konia emocjonalnie, gdy ten jeszcze żyje. Zdarza się to nagminnie. Karmelek jest tego przykładem, tyle tylko, że niesie jeszcze na swych kopytach ciężką chorobę, przez którą to właśnie okazało się, jak niewiele znaczył dla wcześniejszych właścicieli.
Dla nas Karmelek nie jest rzeczą, a żyjącą istotą, która potrzebuje kompleksowej opieki, bo mając doświadczenie wiemy, że rak potrafi szybko wyrządzić nieodwracalne szkody… dla nas Karmelek jest młodym koniem, mogącym jeszcze wiele szczęśliwych chwil przeżyć - jednak tak jak dla wcześniejszych właścicieli, tak i dla handlarza, Karmelkowe serce jest tylko inwestycją, która za żadną sprawą, nie może okazać się nieopłacalną.
Handlarz żąda za Karmelka 1500 złotych. Bo jak mówi, swą urodą nadrabia ubytek na zdrowiu. Wykup, transport do naszej fundacji, diagnostyka weterynaryjna i leczenie strzałek oraz raka kopyt (leki, wizyty kontrolne, kowal) Karmelka, by ten mógł chodzić bez bólu i jego podstawowe utrzymanie to 6000 złotych.
Proszę was, kochani - nie traktujmy tego kochanego konia, jak martwy przedmiot, bez uczuć i prawa do życia, zdrowia, opieki… Pomóżmy mu tak, jak sami chcielibyśmy uzyskać pomoc w walce z ciężką chorobą, bo przed Karmelkiem czeka już tylko rzeźnia albo nasza pomocna dłoń.
Loading...