Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Kociaki przyszły na świat na terenie gdyńskiej stoczni. Tam nie czekało na nie nic dobrego. Życie kota stoczniowego, pomimo regularnego dokarmiania przez wolontariuszki, jest niezwykle dramatycznym wyzwaniem. O miejsce w budce trzeba walczyć, przed ludźmi i ciężkim sprzętem uciekać.
Popatrzcie na zdjęcia – większość z nich prezentuje stoczniową rzeczywistość. Koty śpią w rurach i kanałach ciepłowniczych, siedzą na betonie – nawet w deszczu i śniegu. Mają budki, ale przecież nie można spędzić życia siedząc w budzie. Żyją więc na stoczniowych ulicach, chronią się w sprzęcie i starych budynkach. Mokną, marzną, chorują, ulegają wypadkom, wpadają pod tiry. Pomimo regularnej opieki weterynaryjnej rzadko dożywają starości. Niestety, ale średnia długość życia stoczniowego kotka to zaledwie 5-6 lat…
Maluszki, o których chcemy tu napisać dodatkowo mieszkały w sekcji cięcia blach – miejscu wyjątkowo niebezpiecznym dla kocich dzieciaków.
Koty ostały zabrane przez wolontariuszkę Pomorskiego Kociego Domu Tymczasowego (Fundacja Viva!). Dostały szansę na życie. Trafiły do lecznicy – dwie brudne pchełki, a potem do sypialni wolontariuszki. Ich obecną rzeczywistość widzicie na fotografiach. Maluchy są słodkimi miziakami. Są bardzo radosne, żywe i ciekawe świata. Fantastycznie bawią się wszystkim, co tylko mieści się w ich małe łapki. Guzik, papierowa kulka, sznurówka – wszystko jedno. Myszka i kocia wędka to po prostu szał. Ben i Kika biegają do utraty sił. Kiedy bardzo się zmęczą, padają jak placki. Wylegują się w łóżku i na drapakach. Rudzielec i buraska są super przylepami. Przy każdej okazji pakują się na człowieka, by się położyć i mruczeć. Doskonale czują się na ramieniu albo wtulając się w dłonie. Wieczorem włażą na kołdrę i udeptują ludzki brzuch. Potem nadstawiają główki do głaskania, zadowolone z drapanka prężą śmiesznie małe grzbiety, rozdają buziaki, zamykają oczy i nie ma ich na kilka godzin.
Kochani, chyba przyznacie, że zabranie maluszków to była jedyna decyzja, którą można było w tej sytuacji podjąć. Kocie dzieciaki zamieniły zimne rury na miękkie łóżko. Wieczorny posiłek, o który trzeba walczyć, na całodobową stołówkę z pysznościami. Strach przed człowiekiem na przytulanie. Uciekanie przed tirami na bezpieczny dom. Kilka lat trudnego życia, na „naście” szczęśliwego leniuchowania i mruczenia do snu.
Zabranie Bena i Kiki z ulicy wiąże się, niestety, z kosztami. I to wcale nie małymi. Potrzebne są środki na: pobyt w lecznicy, zabiegi weterynaryjne (odpchlenie, odrobaczenie, szczepienie, surowica), a także na zakup karmy dla maluchów, żwiru, podkładów higienicznych i kociego mleczka bez laktozy. Pomóżcie nam podarować im szczęśliwe życie!
Loading...