Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Dziękujemy za pomoc w zakupie specjalistycznej klatki typu drop-trap. Długo czekaliśmy na to cacko, ale w końcu do nas dotarło. Rozpakowana, złożona, przetestowana - działa! I mamy nadzieję, że uratuje nie jedno kocie życie.
Koty wolno żyjące, zwane potocznie dzikusami. Któż ich nie zna? Stołują się w osiedlowych śmietnikach, nocą albo nad ranem przemykają w sobie tylko znanym kierunku. Kiedy tylko próbujesz się do nich zbliżyć, uciekają z zasięgu twego wzroku.
Pamiętam te rozjechane kocięta na osiedlu i te dorosłe chore, ranne po walkach i kulawe. Pamiętam to cierpienie i strach w kocich oczach… Dramat, który rozgrywał się tuż obok mnie, na który nie mogłam już dłużej patrzeć… Długo szukałam pomocy, bo nie wiedziałam gdzie i jak szukać. W końcu trafiłam na wolontariuszy Fundacji Felineus. To właśnie wtedy dowiedziałam się, czym są klatki-pułapki, pokazano mi jak je obsługiwać. Najpierw były koty osiedlowe – wszystkie złapane, wyleczone i wykastrowane po rekonwalescencji wróciły w swoje miejsca i żyją do dziś nie pomnażając już kociego cierpienia. Potem sama wstąpiłam w szeregi felineusowych wolontariuszy, a od samego początku moją misją było niesienie pomocy kotom wolno żyjącym. „Złap – wykastruj – wypuść” stało się już chyba moją życiową mantrą.
Ile kotów złapałam w życiu? Ile kotek dzięki mojej pomocy nigdy więcej nie urodzi już niechcianych kociąt? Nie wiem, nie jestem w stanie ich zliczyć. Dziś jednak nie chcę opowiadać o tych, którym udało się pomóc, lecz o tych, którym mimo wysiłku nie pomogłam ja, nie pomogliśmy jako Fundacja.
Sytuacja sprzed kilku dni. Dzwoni fundacyjny telefon, kobieta prosi o pomoc, gdyż na jej posesji jakiś czas temu pojawiła się kotka. Najpierw jedna, potem kolejne. Wszystkie są nieufne, stronią od człowieka. Ale jedna jest najprawdopodobniej ciąży.
Umawiam się z kobietą, pakuję do auta klatkę, koce, przysmaki i ruszam w drogę. Jestem na miejscu, zastawiamy klatkę. Kotka podchodzi, wyjada ścieżkę do połowy i wychodzi. Jest czujna, inteligentna i podejrzliwa. Mijają kolejne dni, próby rano w wieczór i w południe. Na kurczaka, na makrelę, nawet na krople walerianowe. Nic nie pomaga, kotka wchodzi do połowy i ucieka nim klatka zdąży się zatrzasnąć. Następnego dnia nie przychodzi wcale. Po dwóch dniach pojawia się ponownie w tym miejscu, ale jest o połowę chudsza, nie ma wątpliwości, że urodziła… I urodzi kolejne i kolejne niechciane kocięta, jeśli nie uda nam się jej w końcu złapać. Te kocięta, którym uda się przetrwać, gdy podrosną także trzeba będzie wyłapać, inaczej bezdomność i cierpienie będzie się szerzyć w nieskończoność. Tylko czy one wejdą do naszej klatki-pułapki?
Historia z ostatnich dni, jedna z wielu. Niestety niektóre koty są bardzo czujne i mimo prób i wysiłków nie udaje się ich złapać na klasyczną klatkę-pułapkę. Technologia idzie jednak do przodu w każdej dziedzinie. Jakiś czas temu na rynku pojawiły się klatki-pułapki typu drop trap zdalnie sterowane pilotem. Jest to duża klatka bez dna wsparta na specjalnej podporze. Taka klatka znajduje się niejako nad kotem i umożliwia jej opuszczenie na dół dokładnie wtedy, gdy podejdzie pod nią kot. Zdalne sterowanie pozwala na działanie z ukrycia. Wszystko po to, aby nie wzbudzać kociej podejrzliwości.
Krótko mówiąc - ten model klatki to ostatnia deska ratunku, kiedy wszystkie inne metody łapania nieufnego kota zawodzą. Niestety jej cena dla Fundacji, która nie jest dotowana, jest po prostu zaporowa. Dlatego jej zakup wciąż pozostaje w sferze naszych marzeń. Mamy jednak nadzieję, że z Waszą pomocą nasze marzenie się spełni.
Loading...