Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Sądziłam, że mam niezłe życie, mogę robić, co chcę, chodzić gdzie chcę, a do domu wracałam tylko w sumie na jedzenie, bo i ludzie za bardzo nie chcieli mnie tam za długo. Mówili, że kot jak chodzi po ulicy, to jest brudny i ma robaki…
To był moment. Podobno zawsze to jest moment. Biegłam sobie tak jak zawsze, w tym samym miejscu co zawsze przebiegałam przez ulicę. Jedyne co pamiętam to uderzenie w zadek. Musiałam przelecieć kilka metrów, bo kiedy się ocknęłam, to nie byłam już na ulicy, tylko leżałam na poboczu. Minęło też trochę czasu, bo słoneczko było w innym miejscu niż wcześniej. Chciałam wstać i iść do domu, bo całkowicie przeszło mi ochota na spacery. Nie mogłam jednak wstać, nóżki nie chciały mnie słuchać i przeszywał mnie potworny ból. Tutaj jednak też nie mogłam zostać. Kilka razy próbowałam wstać i na pewno kilka razy straciłam przytomność.
Parzyłam na mijające mnie samochody i zastanawiałam, co się właściwie stało, wydaje mi się, że uderzenie pamiętam, ale nie jestem w sumie pewna. Nie widziałam żadnego auta, ale nigdy się przecież nie rozglądałam, bo my, kotki nie rozglądamy się przed wbiegnięciem na ulicę, my wierzymy, że zdążymy. Ja wierzyłam. Słyszałam o kotkach, które nie wracały do domu, kilka z nich nawet widziałam jak leżały już martwe na poboczu tak jak ja teraz. Więc to znaczy, że to koniec. Mam niewiele ponad pół roczku i właśnie się skończyło moje życie. No czyli to, że kotki mogą żyć kilkanaście lat, to są po prostu legendy, bajki dla małych kotków.
Poddałam się i leżałam z zamkniętymi oczami, czekałam na koniec. Koniec jednak nie nadchodził, za to ból był coraz mocniejszy. Po kilku godzinach marzyłam już o tym, żebym mnie nie było. I w sumie nie wiem jak by się to skończyło gdyby nie zatrzymało się jedno a aut a z niego nie wyszłaby miła Pani, która zabrała mnie do lekarza dla kotków. Tam się okazało, że ja tracę przytomność, bo całą zawartość brzuszka jest u mnie u samej góry i nie mam jak oddychać. Lekarze dla kotków zrobili mi operację i tylko dzięki niej żyję. Tylko że to nie był mój jedyny problem. Mam połamane kości i zgnieciony kawałek kręgosłupa…
Nie wiadomo czy kiedykolwiek będę jeszcze w stanie chodzić, czy będę robiła siusiu tak, jak siusiu robią kotki… Leżałam w tej klatce i myślałam, czy dobrze się stało, że mnie ta miła Pani znalazła. Przecież mnie nikt nie zechce zabrać do domu, nikt mnie już nie pokocha, spędzę całe życie w jakiejś klatce… Miła Pani się jednak nie poddała i znalazła ciocie, które mają już takie kotki jak ja. Trochę w to nie wierzę, bo po co ludziom taki kotek…
Julcia przyjechała do nas już po operacji przepukliny przeponowej, czyli po operacji mającej na celu umieszczenie jelit na właściwym miejscu po tym jak w wyniku silnego uderzenia przeniosły się do klatki piersiowej. Generalnie bez operacji kotka by nie przeżyła, bo jelita uciskały serce i płuca. Podczas operacji wykonano zdjęcia RTG miednicy i kręgosłupa. I niestety Julcia ma i połamaną miednicę i zmiażdżony kręgosłup. Zgodziliśmy się ją przyjąć, bo są u nas takie kotki, trzy mieszkają w domku tymczasowym, a jeden w azylu. Nie umiemy powiedzieć na tym etapie, jakie są rokowania dla Julici na odzyskanie części nawet sprawności. Ostatnich naszych dwóch podopiecznych udało nam się nauczyć chodzić, mimo że czucie w nóżkach im nie wróciło, jednak tylko jeden załatwia się sam do kuwetki, reszcie trzeba pomagać. Jak będzie z Julcią? Zobaczymy.
Najważniejsze, żeby nic jej nie bolało i żeby była szczęśliwa. To słodziutka, zakochana w ludziach koteczka, bardzo pogodna i towarzyska. Czeka ją 6 długich tygodni w klatce, bo musi zrosnąć się w miarę prawidłowo miednica. A kręgosłup? Zobaczymy.
Prosimy Was pięknie o pomoc w opłaceniu pobytu Julci w lecznicy, w opłaceniu jej badań moczu i krwi, oraz zabiegu sterylizacji i szczepień jak tylko malutka dojdzie trochę do siebie. No i prosimy o mocne kciuki. Może zdarzy się cud i Julcia będzie sprawna…
Loading...