Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Zbiórka na operację i leczenie Karmelka była na ogromną kwotę i tylko dzięki Wam udało się kocurkowi pomóc… Chcemy Wam pokazać jak pięknie udało się lekarzom weterynarii pyszczek Karmelka naprawić 😊 Kocureka czeka jeszcze jeden zabieg, za jakieś 5 -6 tygodni będzie miał usuwaną stabilizację szczęki, ale już teraz nie ma absolutnie żadnych problemów z pobieraniem jedzonka. Co prawda troszkę nam się zaziębił, ale już zdrowieje. 😊 Kochani, pomogliście uratować zdrowe i życie tego pieszczoszka a my mamy do Was jeszcze jedną prośbę… Karmelek ma dość klatki… Siedzi w niej sam, smutny. To kotek, który uwielbia przytulanie, noszenie na rękach. Szukamy dla niego domku tymczasowego w Warszawie lub okolicach, wszystko zapewniamy, Wy byście mieli go tylko przytulać… Kontakt 603 651 388
Mam trzy latka i połowę swojego życia przeżyłem na ulicy. Naprawdę dawałem radę, nie zawsze byłem głodny, czasem zimą znalazłem ciepłe miejsce do spania. Wiecie, ja kiedyś miałem dom, co prawda taki, który mnie samego wypuszczał, ale mogłem tam wracać na noc. Wiosną, jako młodziutki półtoraroczny kocurek postanowiłem, że pójdę na dłuższy spacer i poznam jakąś kotkę i chyba poszedłem za daleko, bo już nie umiałem wrócić.
Tułałem się po ulicy, żebrałem o jedzenie, chowałem się przed deszczem w piwnicach, komórkach. Żyłem tak kolejne półtora roku i sądziłem, że nic już w moim życiu się nie zmieni. Dawno straciłem nadzieję, że odnajdę swój stary dom. Przestałem wierzyć, że ktoś mnie zechce zabrać z ulicy i pokochać. Wdzięczyłem się do każdego, kogo spotkałem i czasem nawet ktoś mnie pogłaskał, ale nikt nie chciał, żebym z nim zamieszkał. Pewnego dnia miła Pani zobaczyła mnie i obiecała, że poszukamy mi domku. Bardzo się cieszyłem, bo wiecie to oznacza głaskanie, miseczkę i ciepełko w nocy. I wtedy stał się taki prawdziwy cud. Miła Pani przyszła i powiedziała mi, że zadzwonili do niej ludzie, u których mieszkałem jako młodziutki kotek i że powiedzieli, że mnie chcą z powrotem. Wiecie, ja ze szczęścia nie mogłem wręcz oddychać… Dom. Wracam do domu.
Nigdy w życiu się tak nie cieszyłem. Kotki się gubią i nigdy nie wracają do swoich domków, a ja wrócę. Pojechałem. Od początku nie było tak, jak sobie wymarzyłem. Chciałem spać w łóżeczku, ale nie mogłem, bo brzydko pachniałem, nawet za bardzo w domu nie mogłem być przez ten mój zapach. Pomyślałem, że pewnie za chwilę się wszystko ułoży, że przecież na pewno mnie kochają, pamiętają jak się z nimi bawiłem jako maleńka kuleczka, jak zasypiałem na poduszce, mruczałem do snu… Po kilku dniach dreptania wokół domu poszedłem na dłuższy spacer, ale cały czas bardzo bliziutko, panicznie się bałem, że się znowu zgubię. Nie mieszkałem tu od półtora roku, zapomniałem, że po tej ulicy jeżdżą samochody. To był moment, uderzenie tak mocne, że straciłem przytomność.
Musiałem lecieć w powietrzu, bo ocknąłem się na trawniku, a samochód uderzył mnie na ulicy. Potwornie bolała mnie cała główka, ale najbardziej pyszczek, nie mogłem go w ogóle zamknąć. Popiskując z bólu podreptałem do mojego cudownie odzyskanego domu, do ludzi, którzy mnie przecież tak mocno kochali, że po tak długim czasie chcieli mnie z powrotem. Usiadłem pod drzwiami i popłakiwałem. Wiedziałem, że jak tylko mnie zobaczą to mi pomogą i już nie będzie bolało. Po kilku godzinach ktoś wrócił, spojrzał na mnie i zabrał do lekarza dla kotków. A tam usłyszałem coś co zabolało mnie dużo bardziej niż ten połamany pyszczek.
Ludzie powiedzieli lekarzowi dla kotków, że ratowanie mnie za dużo kosztuje i że mnie nie chcą… Pękło mi serduszko, nawet sam na ulicy nie czułem się tak bardzo niekochany, niechciany. Trafiłem do cioć. Ciocie mi obiecały, że wyzdrowieję i że znajdziemy prawdziwy domek, taki który nigdy się mnie nie pozbędzie. Nie chcę robić ciociom przykrości, ale ja im nie wierzę, nikt mnie nigdy nie chciał i nikt o mnie nie bał, to dlaczego teraz ma być inaczej? Nie wiem, czy jest sens mi pomagać, bo po co ratować takiego kota, który nic dla nikogo nie znaczy?
Trafił do nas z imieniem, ale nie chcemy, żeby został mu jakikolwiek ślad po starym życiu dlatego nazwaliśmy go Karmelek, bo jest naprawdę słodki. Na początku patrzył na nas nieśmiało, ale po chwili mimo bólu zaczął się ocierać główką o rękę, a potem wcierał się już całym kotkiem. Karmelek ma złamaną szczękę, wybite i połamane kilka ząbków, ma uszkodzoną żuchwę. Nie jest w stanie zamknąć pyszczka. Musiał zamieszkać w całodobowej lecznicy i regularnie dostawać bardzo silne leki przeciwbólowe, musi przejść operację, za dwa tygodnie kolejną a za sześć tygodni jeszcze jedną. Musimy mu zbadać krew, odrobaczyć go, zaszczepić i koniecznie wykastrować, bo rzeczywiście z tymi jajeczkami to nie pachnie zbyt przyjemnie.
Tylko to nie jego wina, a ludzi, którzy mieli być jego domem i dawno powinni go wykastrować. Jesteśmy bez grosza, a Karmelek musi przejść pilnie operację, bo biedak bardzo cierpi. Kolejne dwa tygodnie musi spędzić w całodobowej lecznicy pod okiem specjalistów, będzie przez ten czas miał założoną sondę, żeby można go było karmić. Rokowania co do odzyskania sprawności ma dobre, najwyżej pysio będzie miał mniej równiutki, ale jeść będzie samodzielnie.
Widzimy po nim, że przestał wierzyć w to, że jeszcze będzie szczęśliwy i kochany, ale będzie. Pomożemy mu znaleźć dom, na jaki każde zwierzątko zasługuje, a Was pięknie prosimy, żebyście pomogli nam opłacić jego leczenie, kwota jest przerażająca…
Loading...