Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Pięknie dziękujemy Wam za pomoc :) Jesteście wspaniali, nie odmówiliście wspacie bezdomnemu, dzikiemu kotkowi :) Lucky wyzdrowiał i wrócił na swoje działki :)
Urodziłem się i wychowałem na działkach. Od razu Wam powiem, bo nie chcę Was oszukiwać, ja nigdy bym nie zechciał z Wami zamieszkać. Moja kocia mama mnie nauczyła, żeby żyć blisko ludzi, ale nie z ludźmi. Nie podejdę nigdy tak blisko Was, żebyście byli w stanie mnie pogłaskać czy nawet dotknąć, ale jak słyszę głos Pani, która daje mi jedzenie, biegnę nawet z drugiego końca działek. Lubię ją. Na pewno dlatego, że daje mi jedzonko, ale i tak po prostu, jednak nawet z nią bym nie chciał mieszkać.
Mam już kilka latek, ale zawsze sobie jakoś radziłem. Tylko wiecie jak to jest na ulicy, zawsze może się stać coś złego i mi się właśnie stało. Pewnie powinien bardziej uważać, unikać konfliktów, ale działki to mój dom od zawsze, czuję się tutaj u siebie i jakoś nie pomyślałem, że mnie to zwierzątko może pogryźć. Kiedy byłem maleńkim kotkiem to straciłem łapkę, ludzie, którzy mnie znają myślą, że się taki urodziłem, ale nieprawda. Jak byłem kruszynką zaatakowała mnie kuna i chciała zjeść, mama ją w porę odpędziła i no… zdążyła zjeść tylko jedną moją nóżkę. Nauczyłem się żyć z trzeba łapkami bez problemu, ale jestem przez to mniej zwinny, wolniejszy. Ja myślałem, że mam szanse z tym zwierzątkiem, ale się pomyliłem.
Mam razy na główce i na ciałku, kiedy Pani, która mi jeść mnie zobaczyła to się przeraziła. Nie dziwię jej się. Nie wiem do końca wyglądałem, ale wiem jak się czułem, nigdy nic wcześniej mnie tak nie bolało, nie mogłem jeść, spać, nawet ledwo miałem siłę chodzić. Rany na głowie bolały potwornie i nie chciały się goić, cały pyszczek mi spuchł, oczy paliły. Myślę, że gdyby mnie mile Panie nie złapały i nie zaniosły do cioć, to tym razem by mi się nie udało, nie wyleczyłby się bez pomocy człowieka. Wiecie, że ja, zupełnie dziki kocurek dałem sobie bez problemu obejrzeć ranę? Naprawdę jest ze mną źle. Głupio mi Was prosić o pomoc, bo czym mam Was przekonać, żebyście pomogli akurat mnie. Nie jestem i nie będę nigdy domowym kotkiem, nigdy mnie nie pogłaszczecie, ale wiecie, ja bardzo bym chciał przeżyć…
Nazwałyśmy go Lucky, Szczęściarz, bo naprawdę wbrew pozorom szczęścia miał w życiu dużo. Mieszka od kilku lat na działkach, jego mamy i rodzeństwa już nie ma, a on sobie radzi. Kiedy w kocieństwie stracił łapkę, nie wykrwawił się, przeżył bez pomocy weterynarza amputację kończyny na żywca. Teraz jednak sam by sobie nie poradził. Ciężko powiedzieć, jakie zwierzątko Lucky’ego pogryzło, może inny kot, może kuna a może pies.
Trafił do nas kilka dni po pogryzieniu a rany były już nie do rozpoznania, z każdego miejsca lała się ropa, z rany na główce udało się ściągnąć prawie pół szklanki gęstej ropy. Kocurek musiał potwornie cierpieć, łepek miał tak spuchnięty, że nawet oczka miał przekrwione. Czeka go kilka tygodni leczenia, codzienna pielęgnacja ran, antybiotyki a jak się poczuje lepiej musimy go wykastrować, to może nie będzie się tak ochoczo wdał w konflikty. Niestety kastracja Lucky’ego nie będzie zwykłym zabiegiem, kocurek ma jedno jajeczko w mosznie, ale drugie wędruje sobie gdzieś po brzuszku.
Błagamy Was o pomoc dla tego dzikuska, koszty są ogromne i sami nie damy rady ich pokryć…
Loading...