Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Dzięki Waszej pomocy udało się przebać Sylwestra na wszystkie strony, nadal jednak nie wiemy do konca co mu dolega... Konieczne będzie wykonanie bardzo drogiego badania, rezonansu magnetycznego. Prosimy Was raz jeszcze o pomoc dla tego słodziaka:
https://www.ratujemyzwierzaki.pl/rezonanssylwestra
Dlaczego tak się nie da, żeby się położyć, pomyśleć o tym, że nie chce się już żyć i po prostu umrzeć? Ja nie chcę już, żeby mnie bolało, naprawdę wolałby, żeby mnie nie było… Chwiejnym krokiem przesuwałem się w stronę, z której wyczuwałem jedzenie, dzikie kotki radośnie biegły daleko przede mną a ja co i rusz upadając na bok, starałem się dotrzeć do miejsca, do którego one pobiegły...
Może kiedy tam dotrę, jeszcze coś zostanie. Tak, wiem, że jeśli nie będę jadł, to moje marzenie się spełni, umrę i przestanę czuć ból, ale uwierzcie mi, zagłodzenie się wcale nie jest takie proste, przestaje się myśleć o czymkolwiek i tak trochę niezależnie od woli po prostu chce się coś zjeść. Sam nic nie upoluję.
Po pierwsze nie za bardzo potrafię, a po drugie pewnie uciekłby mi nawet ślimak. Nadstawiam uszu i węszę, bo nie widzę zbyt dobrze, ale zapach czuję coraz bliżej, więc idę w dobrą stronę i chyba coś jeszcze do jedzonka zostało. Usłyszałem głosy ludzi, chyba mnie zauważyli. To pewnie oni przynieśli jedzenie, to znaczy mam nadzieję, że oni, bo to by oznaczało, że są dobrzy dla kotków, przecież gdyby chcieli mi zrobić krzywdę, nie ucieknę, chociaż może by zakończyli szybko moje życie…
Robi się zimno na dworze i w nocy budzi mnie nie tylko głód i ból, ale i szczypanie zmarzniętych łapek. Podchodzą, mówią do mnie, ledwie widzę zarysy ich sylwetek, ale mówią miło, głaszczą i podtykają jedzonko pod nos. Chcę wziąć do pysia kawałek, ale pyszczek sam z siebie zaciska mi się z bólu, ledwo cokolwiek przełykam. Ja nie chcę już żyć… Chyba zobaczyli, jak bardzo jest ze mną źle, bo zabrali mnie do samochodu, położyli na kocyku. Kiedy leżę, boli dużo, dużo mniej, przestały mi też marznąć łapki. Rozmawiają między sobą, że zabiorą mnie do miejsca, gdzie mi ktoś pomoże. Naprawdę? Naprawdę przestanie mnie boleć?
Nazwaliśmy go Sylwester. Nie możemy ani Wam, ani Sylwestrowi obiecać, że go wyleczymy, bo naprawdę nie wiemy, co mu jest. Kocurek jak każdy nasz podopieczny musi zostać odpchlony i odrobaczony, musimy też zrobić mu testy na choroby zakaźne. Przyjechał w tak złym stanie, że koniecznie musimy pobrać mu krew do badań, musi go obejrzeć chirurg ortopeda, a przy okazji znieczulenia do zdjęć rentgenowskich utniemy mu jajeczka, bo za bardzo nie da się z tymi jego jakami wytrzymać pod jednym dachem. Czeka go też szczepienie i wizyta u neurologa. Wiemy, że spędzi w lecznicy na pewno ponad dwa tygodnie, bo jest bardzo słaby i wychudzony.
Kiedy Sylwester odpoczął, nie musiał się ruszać za dużo, okazało się, że ból trochę odpuścił, zadziały też leki i kocurek odzyskał apetyt. Nie widać niestety żadnych urazów kostnych, które mogą powodować jego stan, liczymy na to, że specjaliści zobaczą więcej. Błagamy Was o pomoc, nie mamy ani grosza, ale nie mogliśmy pozwolić mu umierać w cierpieniu na dworze. A może dzięki Waszej pomocy uda nam się Sylwestra wyleczyć, to młody kotek, przed nim jeszcze wiele lat, które by z radością przeżył bez bólu.
Loading...