Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Dzięki Państwa pomocy i wsparciu zakupiliśmy sporą ilość dobrej jakości jedzenia dla kotów pani Ewy, opłaciliśmy także zabiegi sterylizacji i kastracji. Gorąco dziękujemy za każdą otrzymaną wpłatę!
Z prośbą o pomoc zgłosiła się do nas Pani Ewa. Posłuchajcie jej błagania…
“Pomagam kotom od kilku lat. I nie wyobrażam sobie przestać to robić, choć czasem myślę o tym, żeby po prostu nie wychodzić z domu. Każdy spacer, każde wyjście, to nerwowe wypatrywanie kotów, które potrzebują pomocy. A one to chyba czują, bo ciągle się pojawiają. Wszędzie widzę cierpienie i błagalne spojrzenia o pomoc…
Uważam, że jestem winna tym kotom pomoc. Przecież my je oswoiliśmy. One były dzikie, to człowiek udomowił kota. Zmusił do życia na swoich warunkach, swoich zasadach… Jesteśmy winni tym kotom bezpieczeństwo! Chociaż tyle możemy dla nich zrobić...
Od 4 lat dokarmiam wolnożyjące koty. Część jest dzika i podchodzi dopiero, kiedy ja odejdę. Nie mam klatki-łapki, więc tych zdziczałych nie ma jak ich złapać. Stado liczy około 20, 10 to kotki a tylko 4 z nich są wysterylizowane. Bardzo długo walczyłam w gminie o środki na sterylizację, bez skutku… Urzędnicy po prostu nie mają serca, a mnie przepychanki z nimi wykańczają.
Jak w ogóle zaczęłam pomagać tym biedactwom? Chodziłam z moim psem na spacery i zauważyłam stadko głodnych, chudych i chorych kotów. Zaczęłam je dokarmiać karmą mojej kotki - 18-letniej, schorowanej babuni. Potrzeby jednak rosły, a karmy ubywało… Jestem emerytką z wieloma problemami zdrowotnymi i oszczędzałam, jak mogłam. Ale musi mi przecież starczyć na leki i jedzenie… Jestem po prostu potwornie zmęczona.
W pewnym momencie ludzie zaczęli podrzucać mi koty. Nie miałam środków ani możliwości pomagania każdemu… Sąsiadka podrzuciła mi kociaka, ale odmówiłam przyjęcia go do siebie. Kolejny raz zrozpaczona zwróciłam się do gminy. Ich propozycja? Mogą malucha uśpić. Ludzie bez serca... Kociak wylądował z powrotem na ulicy. Kiedy szłam na spacer ze swoim psem, zauważyłam tego maluszka w kontenerze. Nie żył… Wtedy pękło mi serce. Jakbym wiedziała, że ta kobieta zaniesie go tam, gdzie go znalazła, to bym go wzięła. Mimo że nie mam na to warunków… Sąsiedzi zaczynają się skarżyć, że koty zaczęły się pojawiać, że się szwendają po okolicy. Co im to przeszkadza, przecież krzywdy nikomu nie robią…
Nie daję już rady. Widzę cierpienie i wiem, że nie stać mnie na to, by tym biedakom ulżyć, pomóc. Jestem zmuszona błagać Was o wsparcie. Nie jest to dla mnie łatwe… Ale robię to dla nich. Dla tych pokrzywdzonych przez los i człowieka zwierząt. Wiem, że dla Was one też są ważne. Proszę...
Loading...