Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Właściwie nie wiemy jak zacząć. Bo żadne słowa nie oddadzą tego, co czujemy od wczoraj. Wczoraj umarła Królewna. Zwierzę tak strasznie skrzywdzone przez człowieka.
Młode zwierzę, które, gdyby trafiło w inne ręce, mogło jeszcze przez wiele lat wieść cudowne życie. Jak przewrotny jest los, że jedne zwierzęta kieruje do cudownych, kochających rodzin
a drugim gotuje piekło na ziemi? Dla Królewny przewidziane zostało to, co najgorsze. Trafiła do nas cała w moczu, z okropnymi ranami, które powstały przez to, że ktoś trzymal ją w klatce,
w której nie sprzątał a mocz przez cały czas "wyżerał" jej ciało. A kiedy widać już było, że jest w agonalnym stanie bez skrupułów wyrzucił ja pod krzak narażając ją na powolną agonię w bólu lub zagryzieniu przez psy.
Na szczęście znalazła ją osoba, która nie przeszła obojętnie i przekazał ją pod naszą opiekę. Wydawało się, że od tej pory będzie już tylko lepiej. Wiadomo, nie od razu, bo jej stan był naprawdę bardzo ciężki. Ale wierzyliśmy, że powoli jej rany się zagoją
a króliczka będzie mogła wieść spokojne, bezpieczne życie. I choć wiadomo było, że nigdy nie będzie do końca sprawna, wierzyliśmy, że będzie to życie pełne troski i miłości, które wynagrodzią jej dotychczasowe cierpienia.
Dzięki ogromnej pomocy ze strony tak wielu osób, które poruszyła tragiczna historia cierpiącego zwierzaka mogliśmy zapewnić jej wszystko, co najlepsze: leczenie bez żadnych barier finansowych, pobyt w lecznicy specjalizującej się w leczeniu królików,
najlepszą pielęgnację, podkłady - wszystko tak ważne w jej stanie. Dzięki Państwa pomocy mogliśmy co chwilę zmieniać jej te podkłady, żeby nawet przez chwilę mocz nie szczypał jej poranionych łapek. Jeszcze w sobotę kupiliśmy spory zapas podkładów, żeby Maja, nasza wolontariuszka czuwająca przy Królewnie praktycznie przez całą dobę nie musiała na niczym oszczędzać i żeby Królewna żyła w jak największym komforcie.
Niestety w poniedziałęk nasza Królewna odeszła. Wiemy, że wiele osób codziennie śledziło nasze relacje z życia Królewny, że niepokoiliście sie Państwo brakiem tych informacji wczoraj. Bardzo przepraszamy za ich brak - nie byliśmy w stanie wczoraj nic napisać.
Maja przepłakała wczoraj cały dzień. Śmierć króliczki, przy której czuwała praktycznie całą dobę przeżyła tak strasznie, że zaczęliśmy się o nią poważnie niepokoić. Ale i nas ta sytuacja straszliwie przygniotła.
Bo ta śmierć jest taka niesprawiedliwa. Bo przyszła wtedy, kiedy wydawało się, że Królewna każdego dnia czuje się coraz lepiej - zresztą widać to było przecież w każdej naszej relacji. Na każdym zdjęciu widać było, że wygląda coraz lepiej.
Jej sierść byłą coraz czyściejsza, mniej posklejana, bardziej błyszcząca. A każdy filmik pokazywał to, co sami obserwowaliśmy z coraz większą nadzieją: Królewna była coraz żwawsza, zainteresowana otoczeniem, zaczęłą sama jeść i to naprawdę
z apetytem, zaczęła już samodzielnie się myć i dbać o swoje futerko. Przecież tak właśnie zachowuje się zwierzak, który czuje się lepiej! Który chce żyć! Co się stało? Nie wiemy. Maja zawiosła w poniedziałek Króliczkę do lecznicy na kolejną porcję leków
i na kroplówkę. Nie było widać żadnych niepokojących objawów ale rano już nie bardzo chciała sama jeść. Ale nawet specjalnie nas to nie zaniepokoiło. Wiadomo było, że jej stan jest nadal bardzo ciężki, więc i jej apetyt mógł być raz większy, raz mniejszy.
Jeszcze przed samym wyjazdem zajrzałam do Mai, pogłaskałam króliczkę na drogę i była zainteresowana otoczeniem, podstawiała główkę do głaskania. Kiedy po godzinie Maja zadzwoniłą cała zapłakana, długo nie mogłam zrozumieć, co się stało.
Okazało się, że w lecznicy, w trakcie podawania kroplówki króliczka nagle przestała oddychać. Pan doktor natychmiast podjął reanimację i bardzo długo się nie poddawał. Niestety reanimacja nie przyniosła rezultatów. Nie udało się.
Nie potrafimy opisać, jak bardzo jest na przykro. Wiemy, że i dla wielu z Państwa śledzących jej losy będzie to straszna wiadomość. Bo tak bardzo wszyscy chcieliśmy jej wynagrodzić te wszystkie cierpienia, jakich w swoim krótkim życiu doznała.
Bardzo dziękujemy wszystkim, którzy wsparli nas finansowo umożliwiając nam walkę o jej życie. Dla nas to wsparcie nie ma tylko wymiaru finansowego - dla nas jest to dowód, jak wiele cudownych osób trzymało za nią kciuki i wspólnie z nami walczyło o jej życie.
Wielu z Państwa pisało do nas z pytaniami o jej samopoczucie albo dzwoniło oferując dodatkową pomoc. Otrzymaliśmy też propozycje domu, nawet jeśli Królewna nie doszłaby do pełnej sprawności. Jesteśmy przekonani, że ona naprawdę czuła naszą walkę i troskę.
Nie potrafimy wyrazić swojej wdzięczności dla Państwa za wspólną walkę o jej życie, za wsparcie, wyrazy otuchy. Za przywrócenie wiary w ludzi.
Nie udało się uratować życia Królewny. Ale i tak uważamy, że było warto. Bo choć przez ten krótki czas mogliśmy jej pokazać, że życie może być dobre, że są ludzie, którzy się o nią troszczą i dla których jest najważniejsza.
Dawno nie trafił do nas zwierzak w tak strasznym stanie... Dwa dni temu zadzwoniła do nas Pani, która na spacerze z psami w krzakach znalazła królika. Wyrzuconego, jak śmieć lub zepsuta zabawka. I to bardzo "zepsuta".
Króliczka leżała pod krzakiem i mimo zbliżających się psów nawet nie próbowała uciekać, co już wydawało się bardzo dziwne.
Okazało się, że nie może uciekać, bo jest sparaliżowana i ma przykurcze łapek! Jednak to nie wszystko. Króliczka praktycznie żywcem gniła, najprawdopodobniej dlatego, że ktoś trzymał ją w klatce wypełnionej moczem. I to przez bardzo wiele dni, tak że mocz dosłownie "wygryzł" jej rany.
Poprosiliśmy panią, żeby jak najszybciej zawiozła króliczkę do lecznicy, która udzieli pierwszej pomocy, a później my przejmiemy nad nią opiekę. Jak wyglądała, widać na zdjęciu, choć nawet zdjęcia nie oddają ogromu cierpienia tego zwierzaka. Trzy nóżki mają rany wyżarte przez mocz do tego stopnia, że zaczęły jej gnić kości. Koleżanka, która pojechała odebrać króliczkę z lecznicy przez cały dzień nie mogła dojść do siebie, nie mogąc zrozumieć, że ktoś mógł być aż tak okrutny.
Pierwsza decyzja, jaka się nasuwała to eutanazja, żeby jak najszybciej skrócić to ogromne cierpienie. Ale czy mamy prawo pozbawić zwierzę szansy na życie nawet nie podejmując próby jego uratowania? Tym bardziej że do tej pory było to życie pełne upokorzenia i cierpienia. Przecież właśnie takie zwierzę najbardziej zasługuje na to, by je za wszelką cenę ratować i pokazać mu, że życie może też być dobre.
Postanowiliśmy walczyć, nawet jeśli szanse są minimalne. Króliczka została wykąpana, żeby jak najszybciej pozbyć się żrącego moczu, a następnie podłączona do kroplówki. Otrzymała też leki ratujące życie. Rokowania są bardzo, bardzo ostrożne, ale chcemy przynajmniej dać jej szansę.
Bardzo chcemy dać jej szansę, ale leczenie będzie długotrwałe i zapewne kosztowne. Później czekać ją będzie także rehabilitacja. Króliczka została znaleziona w Łódzi w okolicy placu Hallera. Podejrzewamy, że również w tej okolicy mieszka jej właściciel. Jeśli ktoś rozpoznaje króliczkę (może podobny królik był u znajomych lub sąsiadów).
Prosimy o kontakt: 691799579. Jeśli tylko uda się ustalić właściciela, skierujemy sprawę na drogę sądową z zarzutem znęcania się.
Loading...