Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Pusty ekran... Kursor miga... Pusto w głowie i w sercu... A muszę Wam przecież napisać o Krzysi, na leczenie której zbieraliśmy pieniądze na początku roku...
Tak wiele kotów przewija się przez nasze domy. Niektóre bardzo ciężko chore, nieuleczalnie. Za każdym razem próbujemy ratować albo przynajmniej uczynić godnym koniec ich życia... Nie sposób już za każdym razem poddawać się tak tragicznym emocjom, staramy się dystansować. Ale w przypadku Krzysi nie mogę...
Już pewnie wiecie, jaki był jej los. Walczyłyśmy, ale niestety nie udało się... Krzysi nie ma z nami... Przewlekła niewydolność nerek, która dodatkowo miała bardzo podstępny przebieg, bo przez długi czas nie dawała żadnych objawów, wykończyła koteczkę.
Przez dwa miesiące kotka była codziennie nawadniana, dostawała odpowiednie leki, odpowiednie jedzenie, zabierałam ją ze sobą rano do pracy, w ciągu dnia "wyskakiwałyśmy" na chwilę do zaprzyjaźnionego weterynarza dr Marcina na dzienną porcję płynów i leków, potem wracałyśmy do biura, gdzie Krzysia zaprzyjaźniła się ze wszystkimi, a po pracy do domu. Wszyscy w biurze bardzo polubili tą filigranową i mądrą koteczkę, która spokojnie wędrowała sobie po pracowni, a czasami przychodziła na drzemkę na biurko lub kolana. Wszystkim nam bardzo jej brak...
A potem było już coraz gorzej i gorzej... Krzysia z dnia na dzień gasła... I odeszła... Malutka nasza...
Krzysia trafiła do nas, bo przez kilka bardzo zimnych dni i nocy koczowała pod Barem w Gdańsku Głównym: prosiła o jedzenie siedząc na wycieraczce drzwi wejściowych albo na parapecie okna, a spała w okienku piwnicznym sąsiedniej kamienicy, bo tam akurat był wywiew wentylacji i odrobina ciepłego powietrza. Mała, czarna, chudziutka kruszynka... Bardzo słaba i apatyczna... W trakcie wizyty weterynaryjnej zdiagnozowano bardzo silną żółtaczkę. Udało nam się Krzysię wyleczyć, wysterylizować, podtuczyć odrobinkę. Krzysia pokazała nam, że jest kochaną, milutką, filigranową koteczką. Nieśmiałą wobec innych zwierząt. Nawet najbardziej charakterne i nieprzystępne kocice matkują Krzysi.
Początkowo sądziliśmy, że to młodziutki, półroczny kociak. Z czasem okazało się jednak, że trudno jest dokładnie określić wiek, może mieć 2 lata, a może 5... Jej filigranowość jest prawdopodobnie związana z genetycznym osłabieniem wzrostu. Ale nie przejmowaliśmy się tym, kochaliśmy ją taką, jaką jest: malutką, mruczącą, energiczną i z zawsze pozytywnym nastawieniem do świata. I pełni nadziei szukaliśmy dla niej nowego domu.
Nagle zdrowie Krzysi gwałtownie się załamało. Nie było widocznych objawów, albo przez codzienne obcowanie z nią nie zauważyliśmy ich. Z dnia na dzień uszła z niej cała energia, koteczka stała się bardzo apatyczna, całymi dniami spała, nie chciała jeść. Wizyta u weterynarza – wstępne badania i dramatyczne wyniki nerkowe! Nieznana przeszłość, niewiadome warunki, w jakich kotka dotychczas żyła, wywarły ogromne piętno na jej stanie zdrowia! Okropna choroba – niewydolność nerek, pomimo obecnych, bardzo dobrych warunków domowych, podstępnie ją męczyła. Mała Krzysia dzielnie stawiała opór, długo nie dawała poznać po sobie, że źle się czuje.
Kotka od kilku dni jest pod troskliwą opieką weterynaryjną, od razu podbiła serca wszystkich w gabinecie. Bo jej nie sposób nie kochać! Badania, leki, kroplówki, to duży koszt. Bardzo prosimy o Wasze wsparcie dla Krzysi. Musimy jej pomóc!
Loading...