Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Jak słyszymy o gminnej przechowalni, od razu robi nam się słabo... To taki areszt przed przewiezieniem do zakładu karnego. W całej Polsce gminy urządzają przechowalnie w pobliżu wysypisk śmieci. Czasem - jak to ma miejsce w Szydłowcu - na skutek upartych apeli i rozmów udaje się stworzyć grupę wolontariacką, dzięki której psy wyjeżdżają do domów i fundacji, a nie do schroniskowego koszmaru.
Ale w Fałkowie wolontariusze są dla gminnych władz utrapieniem, bo dużo wygodniej byłoby wysłać psy do schroniska Baros. Jak słyszymy o schronisku Baros robi nam się słabo jeszcze bardziej... Wchodzimy do gry, bo na samą myśl o tym, co czeka psy, zwłaszcza te dzikie, nieadopcyjne - w prywatnej mordowni - nie da się zasnąć. Podobnie trudno zasnąć na myśl o kosztach, jakie generują dzikie psy w fundacji.... Jednym słowem - sen nie jest nam pisany.
Kiedy dowiedziałyśmy się o suczkach z Falkowa - miały już wyznaczony termin wyjazdu do Barosa... Jednym słowem -last minute. I bez względu na brak pieniędzy zadeklarowałyśmy pomoc. Propozycja fundacji okazała się straszliwym wyzwaniem dla urzędu. Jak to ogarnąć prawnie? Jakie papiery są potrzebne? Ile pieczątek, podpisów, kopii ? Osobiście czy mailem. A może pocztą? Nie dojdzie przed wywózką? Dobrze, w takim razie odroczymy. Mimo wszystko Baros chce pieniędzy, a fundacja chce tylko psów. Wojna nerwów, co powie gminny prawnik? Czy papiery wystarczą, by suczki poczekały na transport? I co z upoważnieniem dla transportującego? Ach, co to była za operacja - operacja fundacja.
Nareszcie przyjechały. Dwie małe wystraszone bidy, uratowane dzięki determinacji wolontariuszy i na przekór nieścisłości prawa o tym, kto może a kto nie może oraz na jakich zasadach -adoptować psa z gminy.
Tundra i Sawanna zostaną z nami na długo, sądząc po tym, ile mają do nadrobienia. Przez dwa lata nie wychodziły z kojca... Nawet gdyby były normalne - takimi nie miały prawa pozostać. Wypakowane z transporterów schowały się za budą, ze strachu nie chciały jeść. Ale każdy dzień przynosi nam promyczek nadziei.
Kojec jest już otwarty, suczki biegają i szczekają oszołomione taką możliwością. Przed nimi długie i szczęśliwe życie, przed nami to, co zawsze - koszty, ciężka praca i nadzieja na satysfakcję. Tej nadziei się trzymamy. Pięknie prosimy o pomoc dla Sawanny i Tundry.
Loading...