Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Dzięki Państwa wsparciu naszym zwierzakom żyje się lepiej. Dziękujemy. ❤️
Historia lubi zataczać krąg i się powtarzać. U nas telefon z prośbą o pomoc dla potrzebującego zwierzęcia dzwoni codziennie, czasem nawet kilka razy na dzień. Niestety nie jesteśmy z gumy, nie mamy środków finansowych, ani rąk do pracy, aby pomóc każdemu… Mimo że często prosimy o niepodsyłanie nam zwierząt, telefon dzwoni cały czas.
Nie jest łatwo odmówić, zawsze myśli o tych, którym nie zdołaliśmy pomóc, wracają. Serca pękają, kiedy musimy powiedzieć nie… Jednak mając na utrzymaniu tyle stworzeń, trzeba myśleć realnie, nie sztuką jest nabrać zwierząt. Wszystkie wymagają miejsca, opieki, leczenia, rehabilitacji. Nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim. Jednak mimo trudnej sytuacji finansowej, zdarzają się takie prośby, które łapią za serce, przypominają nam podobne zdarzenia, zwierzęta o podobnej życiowej historii i nie umiemy odmówić.
Otrzymaliśmy prośbę o pomoc dla konia, który pracował w lesie i polu ziemniaczanym. Ta prośba wyjątkowo nas poruszyła. Mamy ogromny sentyment do leśnych koni, bo one nie mają lekkiego życia. Brzmiała, prawie identycznie, jak te, które słyszeliśmy już kilka razy i które najmocniej łapią nas za serca:
- Proszę, weźcie go do siebie, niech żyje u Was. Nie chcemy oddawać go na rzeź, nie mogę za darmo, ale nie wezmę dużo, bo chcę, żeby żył, nie mam już siły się nim zajmować. Proszę, weźcie go. To poczciwy, dobry koń... Chcemy, żeby żył.
Właściciel to już starszy człowiek, któremu zabrakło sił do opieki nad koniem. Leśny konik pracował, ale mimo wszystko to piękny gest, że ktoś chciał zapewnić mu godną emeryturę. Zazwyczaj właściciele za ciężką pracę odpłacają swoim koniom biletem w jedną stronę... Tutaj było inaczej, nareszcie koń został potraktowany - jak żywa istota zasługująca na życie, a nie na rzeźnicki hak. I jak odmówić? W sytuacji kiedy słyszymy takie słowa, pojawiają się wspomnienia o tak wielu naszych podopiecznych, którzy szczęśliwie żyli u nas, cieszyli się spokojną emeryturą – Franuś, i kilka innych koni…
Mieli rodziny, byli jedynymi żywicielami ludzi i kiedy pojawił się kryzys było to tragedią dla ludzi i dla konia. Ludzie jednak nie sprzedali koni handlarzowi… Zadali sobie trud, aby poszukać ratunku dla konia, który poczciwie pracował dla nich. Dawno nie widzieliśmy takiego pożegnania właściciela z koniem. Pan podziękował mu za wspólne lata i pracę i życzył mu szczęścia i powodzenia na nowe życie. Był szczęśliwy, że jego Kubuś teraz będzie miał zasłużoną emeryturę. Pan tez kilkanaście lat temu ocalił mu życie, dzisiaj zrobił to kolejny raz. Tak jak wspomnieliśmy, Pan to już starszy człowiek, który nie mógł już dłużej się nim opiekować. Odkupiliśmy go za niewielkie pieniądze. Takie zachowania należy doceniać dlatego prosimy o powstrzymanie się od negatywnych komentarzy.
Wiemy, że mimo pracy, która nie należy do łatwych miał się u nich dobrze. To jeden z niewielu koni z gór, który nie boi się człowieka i jego dotyku. Mało tego, Kubuś to kawał konia kochającego całym sobą człowieka. Na dzień dobry zostaliśmy prawie zalizani... Kubuś ma manie lizania po rękach, to olbrzym o gołębim sercu. Potężny a taki delikatny. My jesteśmy w nim zakochani. To koń miłość. Byliśmy przerażeni, kiedy myśleliśmy o całej logistyce zabrania go. Kubuś mieszkał dość wysoko w górach, więc na dół musieliśmy go sprowadzić, nigdy w swoim życiu nie jechał bukmanką, więc obawialiśmy się, że może się to nie udać. Ale myliliśmy się, wszystko poszło stosunkowo szybko i sprawnie. Kubuś to ogromny łasuch więc końskie cukierki załatwiły sprawę i wszystko stało się łatwiejsze 🙂
Nie mamy teraz pieniędzy, jest ciężko… ale jak odmówić w takiej sytuacji? W sytuacji, kiedy ludzie szukają najlepszego rozwiązania dla konia… nie idą na łatwiznę, chcą, aby mógł żyć. Znów serce wygrywa z rozumem. Znów liczymy na Wasze wsparcie. Pomóżcie zebrać nam potrzebne środki na kowala, na weterynarza, na witaminy i suplementy, na preparat na owady, ponieważ Kubuś jest uczulony na ich ugryzienia oraz o grosik na pensjonat, w którym Kubuś zamieszkał. W naszej Przystani nie ma już miejsca, ale nie mogliśmy odmówić starszemu Panu i Kubusiowi. Dajmy mu razem szansę na życie. Franio, Grosik i wielu naszych końskich przyjaciół, wykupionych w takich samych okolicznościach mieli grono swoich sympatyków i liczymy na Was, Kochani.
Liczymy, że kolejnemu końskiemu pracownikowi, staruszkowi wspólnie zapewnimy spokojną i godną emeryturę.
Z całego serca dziękujemy Bożence, że kolejny raz pochyliła się nad losem leśnego konia i dała właścicielowi namiar na nas. To nie pierwszy koń, który dzięki niej żył i trafił do nas. Buru, Kastuś, Jordan, Kary to też leśne konie, które dzięki Bożenie trafiły do nas i miały godną emeryturę. Dziękujemy, że mimo wielu przeciwności nigdy się nie poddajesz i tak dzielnie walczysz o leśne konie, żeby mogły jeszcze zaznać lepszego życia wolnego od pracy.
Loading...