Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Dzięki Wam udało nam się pomoc koteczkom :) Markiza i Lord znalazły domy :)
Pewnego dnia mój braciszek przyszedł i powiedział, że naszą siostrzyczkę zagryzł lis. Powiedział to ot tak, po prostu. Myślę, że wtedy jeszcze to do niego jakoś nie dotarło, mimo że to widział… Ja tego dnia zrozumiałam, o czym mówiła mamusia i inne dorosłe kotki – że musimy bardzo uważać, zawsze, cały czas, bo wystarczy jedna sekunda nieuwagi i nas nie będzie. Tylko powiedźcie, jak mają uważać maleńkie kocięta? My jak się bawimy to całymi sobą, zapominamy o wszystkim i pędzimy za zabawką. Nasza siostrzyczka pobiegła za motylkiem, bo był fajny, kolorowy i się tak śmiesznie ruszał…
Lisy nie podchodziły do sterty desek, w której mieszkaliśmy, bo bały się pieska. Nas akurat piesek lubił, ale kiedy poszliśmy do lasu, mogły spokojnie na nas zapolować. Gdyby nie to, że ciocie zgodziły się nas przyjąć, to pewnie by nas już nie było - tutaj żaden kotek nie żyje dłużej niż rok. Nasza mamusia się tutaj nie urodziła, kiedyś mieszkała z ludźmi, ale im się znudziła i zostawili ją w lesie. Ludzie, na których terenie są nasze deski jej, nie przepędzali i nawet dawali coś do jedzenia. Pewnie tylko dzięki temu udało jej się nas wychować. Ciocie nazwały nas Markiza i Lord.
Myśleliśmy, że to normalnie tak złośliwie, bo jak można tak nazwać kotki, które urodziły się na śmietniku... Ciocie nam powiedziały, że nie ważne gdzie się urodziliśmy, że jesteśmy tak piękni i dostojni, że imiona pasują doskonale, a od teraz już nigdy nie będziemy musiały mieszkać na ulicy. Obiecały, że znajdziemy domki, w których zamieszkamy pod jednym dachem z ludźmi. Powiem Wam, że nie do końca w to uwierzyłam, ale mamusia mówi, że naprawdę kotki mieszkają w domach i nawet sypiają w mięciutkich łóżeczkach. Strasznie się o tym chcemy przekonać, tylko najpierw musimy mieć całe mnóstwo różnych rzeczy zrobione tutaj w lecznicy dla kotków.
Markiza i Lord uwielbiają ludzi, mimo że nikt nigdy nie zadbał o ich socjalizację, dostawali po prostu to, co było do jedzenia, tak często jak było i tyle. Żaden człowiek nigdy ich nie skrzywdził, ale też nikt nie głaskał ani się z nimi nie bawił. Żyły obok ludzi a mimo to łakną kontaktu i same o niego zabiegają. Przyjechały do nas zdecydowanie za chude, zaziębione i wymagające już zabiegów kastracji. Koszt przygotowania ich do adopcji będzie ogromny, musimy opłacić ich leczenie, zabiegi, szczepienia i badania. Z tego co mieliśmy, zapłaciliśmy za ich pierwsze odrobaczenia i odpchlenie. Naprawdę na więcej nie mamy już funduszy. Błagamy Was o pomoc dla tych cudem ocalonych maluchów…
Loading...