Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
"Niektórzy ludzie, którzy wydają się być bez serca, często kiedyś kochali zbyt mocno”
W takich miejscach, po prostu nie da się być wesołym. W takich miejscach, po prostu smutek i rozżalenie wiszą w powietrzu. W takich miejscach każde serce powoli pęka, a w szczególności pęka serce troskliwej kobyły - matki i jej malutkiego źrebaka, dla którego każdy dzień, od kiedy przyszedł na świat miesiąc temu, to męczarnia i cierpienie.
Przyjechaliśmy na podwórko jednego z wielu w Polsce gospodarstw, takich przydomowych i we wsi, gdzie zwierzęta, oprócz siłą do pracy, są jeszcze dumą i obiektem szacunku swoich właścicieli w poczciwym zresztą już wieku.
Zwykła obora, nawet widać, że niedawno pomalowana, a w niej dwa cierpiące konie. Gdy weszliśmy do boksu, zobaczyliśmy miesięcznego źrebaka, leżącego w rogu boksu. Jego matka od kiedy nas zobaczyła, nie opuszczała nas na krok, jej obawa o swoje maleństwo była ogromna, bowiem gdy podeszliśmy bliżej do malucha, ta od razu skuliła uszy i wciskała się między nas a źrebaka, jakby chciała być jego obroną przed ludźmi z nieznanymi dla niej intencjami. Ona wiedziała, że jej maleństwo nie zdoła uciec, jeżeli zaszłaby taka konieczność.
Właściciele powiedzieli, że pierwszy raz taki źrebaczek się im przytrafił, taki krzywy i biedny, że jak się urodził i wstał, to nogi miał okropnie wygięte i do teraz, cały czas się na nich chwieje. Jak chwilę postoi, to zaraz znowu się kładzie i tak żal serce ściska, ale nawet na padok nie może ich wypuścić, bo jak się położy w błoto, to przecież źle mu będzie, a i kobyła wtedy, zamiast skubać trawę, to przy nim będzie stała, bo dobra z niej matka.
- No i stoją tak w tej stajni, a to przecież też źle dla konia, cały czas zamkniętym być - dodali po chwili.
Słuchałam i wciąż patrzyłam w oczy malutkiego źrebaka, który co chwila zerkał na swoją mamę. Po chwili zdecydował się wstać, ale miał z tym ogromne trudności, więc postanowiliśmy mu pomóc. Chwilę popatrzył na nas i poszedł do swojej matki, by napić się mleka - każdy krok kończył się dotknięciem przodem stawów ściółki, obydwoma przednimi kończynami. Ten maluszek, nie może nawet do syta napić się mleka, bowiem jego nogi po chwili stania się uginają, a ból znów każe się położyć i przezwycięża wszystko.
Od urodzenia źrebak stoi w tym samym miejscu, w którym się urodził- to dopiero miesiąc, ale tak może wyglądać jego każdy dzień. Do końca- bo przecież gdy wyjdzie na twarde podłoże, nawet trawę, to na jego już opuchniętych mocno stawach, pojawią się otwarte rany, bo już jest pierwsza rana- i wtedy nie będzie już dla niego nadziei.
Mały źrebak i jego mama – ich życie jest w niebezpieczeństwie, bo przez epidemię, sytuacja wielu ludzi się zmienia- w tym ich właścicieli.
Nie mają oni środków, by leczyć źrebaczka. Nie mają serca, by sprzedać go i jego mamę w niewiadome ręce, tym bardziej jakiemuś handlarzowi, bo droga od handlarza, prowadzi już najczęściej do tylko jednego miejsca. Bo kto kupi poważnie chorego źrebaka, z przykurczem ścięgien, zainwestuje ogromne pieniądze w leczenie, nie wiedząc nawet, czy ten maluch będzie kiedykolwiek normalnie funkcjonować? A co z jego matką? Przecież to maleństwo ją potrzebuje…
A może los jego i jego matki potoczy się całkowicie inaczej? Może po potwornym transporcie, bo całej drogi, jakby ona krótka nie była, źrebak nie ustoi na swoich nogach i albo zostanie zdeptany przez inne konie, albo na pół żywy, przepełnionymi i pełnymi rozpaczy oczami, ujrzy mury rzeźni- i choć całym sobą będzie wołał swoją matkę, jej tam nie będzie - bo ludzie, do których może zostaną sprzedani, zostawią ją, a jego za kilka miesięcy się pozbędą? I będzie przerażenie i strach i ból i śmierć- końskiego dziecka, niewinnego, pragnącego żyć. Nie wiemy, co się stanie, ale wiemy to, że źrebak, pragnie żyć. Źrebak, który jest poważnie niepełnosprawny i potrzebuje ratunku.
Ten źrebak cierpi, wymaga pomocy- bo zamiast paść się na łące ze swoją ukochaną mamą, wygrzewać się w słońcu, wciąż leży ze smutnymi oczkami i niepełnym brzuszkiem... Aby mógł on najeść się do syta, trzeba go podtrzymywać, a to wymaga siły, która przeminęła u właścicieli z wiekiem, pomimo prawdziwej chęci…
Nadzieją maluszka jest operacja na przykurcz ścięgien w obydwu nogach- Transport, operacja, leczenie, rehabilitacja, opieka weterynaryjna jak i ta podstawowa oraz półroczne utrzymanie koni to koszt 15 000 złotych- tak, tyle kosztuje podarowanie mu życia, opieki, zdrowia- tyle kosztuje podarowanie maluszkowi tego, co ten malutki źrebak od zawsze pragnie i swoim smutny z powodu bólu wzrokiem, wciąż o to prosi- bo konie, choć nie rozumieją ludzkich słów, rozumieją, kiedy mówi się o ich marnym losie i rozumieją, kiedy ich koniec jest bliski. Źrebak i jego matka też to rozumie- dlatego tak głośno, choć wciąż niemo, maluszek prosi o ratunek- bo jego jedyną nadzieją jesteśmy my razem, kochani.
Uratujmy życie źrebaczka, opłaćmy jego operację na przykurcz ścięgien. Tylko tak naprawdę mu pomożemy, bo problemem nie jest go zabrać i pozostawić inwalidą - prawdziwym ratunkiem jest go doprowadzić do zdrowia, które jest możliwe. Proszę was, przerażony maluch i jego mama też.
Loading...