Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Dziękujemy za wpłaty na rzecz kociaków. Dzięki waszej pomocy udało się uregulować część zobowiązań za leczenie.
Kociaki wyzdrowiały i znalazły nowy wspólny dom :)
Krótka wiadomość: „Ktoś podrzucił je na moje podwórko. Błagam, pomóżcie”. Pod nią zdjęcie malutkich kociaków, które nie mają więcej niż 5 tygodni.
Czy mogliśmy odmówić pomocy?
Ktoś, kto chłodno kalkuluje, powiedziałby, że absolutnie powinniśmy odmówić. W końcu na każdym kroku już nie prosimy, a żebrzemy o każdą złotówkę. Wciąż narzekamy na brak miejsca i brak funduszy, a tak niekonsekwentnie nadal działamy i pomagamy mimo dramatycznej sytuacji. Ktoś w garniturze zza ogromnego biurka może wysłałby nas wszystkich na darmowy trening asertywności, wszak przecież trzeba się kiedyś nauczyć mówić „nie”.
Może kiedyś się nauczymy… ale tym razem znów powiedzieliśmy „tak”. Bo musicie zrozumieć jedno - tych dramatów nie widać zza dębowego biurka. Być może powinniśmy ten koci dramat na tym biurku posadzić, na jednym, drugim… Bo cóż z tego, że ktoś powinien pomóc, na papierze, na piśmie, skoro zawsze od pomocy i tak umywa ręce. „Czego oczy nie widzą tego sercu nie żal”.
My zdążyliśmy już zobaczyć, choć to tylko jedno niewyraźne zdjęcie. Dla nas to jednak w zupełności wystarczy, żeby wiedzieć, że jeśli odmówimy, to wydamy wyrok śmierci. Tak, dobrze przeczytałeś człowieku, wyrok śmierci – bo takie maleństwa nie są w stanie poradzić sobie samodzielnie, choćbyś im dał najlepsza stodołę we wsi. I mogą nam mówić, że nas pogięło, bo wciąż tak uparcie walczymy o każdą kocią istotę. Ja powiem tylko tyle – pogięło to tego, kto porzucił te maluchy skazując je na pewną śmierć!
Tego wieczoru nikt z nas nie położył się wcześniej spać. Czekaliśmy, aż maleństwa przyjadą do nas, aż w końcu będą bezpieczne. Przyjechały, maleńkie, głodne i zmarznięte. Płakały, przebierały łapkami robiąc kilka niezgrabnych kroków. Nieporadne i zdezorientowane wtuliły się w ramiona naszej wolontariuszki i zaczęły ssać jej bluzkę. Ledwo umiały samodzielnie jeść, nie wiedziały do końca czy miseczka z jedzeniem jest po to, żeby zjeść, czy wytarzać się w niej i bawić.
Otoczyliśmy maleństwa miłością i opieką. Rosły i z każdym dniem były silniejsze. Choć wciąż pękały nam serca na widok ugniatających łapek i ssących pysiów, na widok tej ogromnej tęsknoty za mamą. Robiliśmy, co w naszej mocy, by wynagrodzić im wszystkie krzywdy wyrządzone przez podłego człowieka.
Niestety mimo tego, że chuchaliśmy i dmuchaliśmy na maleństwa nie udało nam się uchronić ich przed szalejącymi o tej porze roku wirusami. Tym razem do ataku ruszył kalcywirus, który z całej siły zaatakował bezbronne maluchy. Opiekunka, gdy tylko zauważyła, że z kociakami dzieje się coś złego, pojechała z nimi do lecznicy. Do domu wróciły z pakietem leków i środków wspomagających odporność. Owrzodzone pysie, kulejące łapki, gorączka, która odbiera chęć do zabawy. Paskudny wirus, który zabiera naszym kociakom dziecięcą radość. Lecz nie pozwolimy mu na to i z całych sił walczymy o jak najszybszy powrót maluchów do zdrowia!
Niestety powrót do zdrowia kosztuje, a nasza sytuacja finansowa jest nie owijając w bawełnę beznadziejna. Dlatego znów prosimy o każdą złotówkę wciąż mocno wierząc w dobro Waszych serc.
Loading...