Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Dziękujemy za wsparcie dla kociej rodziny.
Cała trójka znalazła nowe domy :)
Historia ta będzie smutna, bo niestety smutne czasem bywa życie.
"Urodziłam się jesienią w pięknym ogrodzie pełnym kolorów. Ogród ten jednak nie należał do mnie, ani do mojej kociej rodziny, lecz do obcych ludzi.
Jako mały kociak zawsze bałam się ludzi, bo kiedy ktoś jest taki duży i dziwny, a do tego chodzi na dwóch łapach i próbuje Cię złapać to uciekasz. Ludzie jednak pozwalali mieszkać w ogrodach swoich domów, a czasem nawet zostawiali coś do jedzenia, mieli też przy swoich domach śmietniki w których też zawsze można było znaleźć coś do jedzenia. Tak naprawdę to dzięki nim udało mi się przetrwać zimę.
Przyszła jednak w końcu wiosna, ogrody rozkwitły i zazieleniły się i wtedy pojawił się on – pan kocur. Przystojny był, wszystkie kotki w okolicy się nim zachwycały. Ja wyrosłam, długi rudy włosy spowił moje zgrabne ciało, wpadłam mu w oko. Jeśli myślicie, że to historia o wielkiej miłości, niestety, muszę Was rozczarować.
Pan kocur uwiódł mnie, wziął co swoje i nigdy więcej go nie zobaczyłam. Dni były coraz dłuższe i cieplejsze, a ja coraz grubsza, coraz trudniej było mi polować i poruszać się. Tak, właśnie tak się stało, byłam młoda, dałam się zwieść i zaszłam w ciążę.
Co gorsza, ostatnie tygodnie były deszczowe, a ja się rozchorowałam i czułam się coraz słabsza. Przyszedł w końcu ten dzień i urodziłam trójkę malutkich kociaków. Były maleńkie i jeszcze ślepe. Starałam się nimi zająć najlepiej jak umiałam, ale z powodu choroby brakowało mi sił. Czułam się bezsilna i wtedy właśnie wpadłam na pomysł, że chyba tylko dziwni ludzie na dwóch łapach mogą mi pomóc, bo skoro pielęgnują swoje piękne ogrody to może i kotami potrafią się zająć.
Przyniosłam im moje dzieci na taras, a oni nas nie wygonili. Po kilku dniach przynieśli pudełko i powiedzieli, żebym przyniosła maluchy, bo jedziemy w miejsce, gdzie ludzie pomagają kotom. Kiedy poszłam po dzieci, niestety, mój maleńki rudy synek był zimny. Próbowałam go ogrzać, wylizać, ale niestety już nie żył. Serce mi pękło, ale nie miałam czasu na żałobę, wciąż miałam pod opieką dwójkę moich maluchów, a sama byłam chora i brakowało mi sił.
Teraz jestem już razem z moimi dziećmi u ludzi, którzy pomagają kotom. Przestałam się już nawet ich bać. Ludzie mówią, że jestem bardzo chora, ale zrobią wszystko żeby mnie wyleczyć, pomagają mi również wykarmić maluchy. Mówią też, że potrzebują pieniążków żeby opłacić leczenie i opiekę nade mną i moimi dziećmi.
Czy Ty człowieku, dziwna istoto, co chodzi na dwóch łapach, pomożesz nam i przekażesz pieniążki dla mnie i moich dzieci? Bardzo Cię o to proszę, ja kotka Markiza i moje maleńkie dzieci".
Markiza to bardzo młodziutka kotka. Pod naszą opiekę trafiła wraz z dwójką kilkudniowych kociąt.
Jak widać na jednym ze zdjęć maluszków było trzy, ale jeden z nich niestety nie przeżył. Nie wiemy czy był chory i słaby, czy po prostu matka nie była w stanie wykarmić aż trzech kociąt. Ta druga opcja jest niestety bardzo prawdopodobna, bo kotka mama jest w kiepskim stanie. Jest strasznie słaba, waży 1,7kg, czuć od niej ropę. Ma stan zapalny w uszach i co jakiś czas wstrząsają nią dreszcze. W dodatku cała jest w kołtunach i rankach, w których powoli zaczęły się zalęgać muchy.
Patrząc w jej oczy widać smutek - to kocię nie zaznało w życiu chyba nic dobrego. W okolicy, z której została zabrana pojawiła się jesienią ubiegłego roku jako młodziutki wystraszony kociak. Doradzono ludziom, żeby jej nie karmić to sobie pójdzie.
Nie poszła...
Jakoś przewegetowała zimę, wyjadając resztki z misek okolicznych kotów, chowając się pod deskami i paletami, aż w końcu pojawiła się z dziećmi. Przyniosła je na taras jednego z domów, jakby wiedziała, że właśnie u tych ludzi znajdzie pomoc.
Kicia jest już bezpieczna. Walczymy o jej życie i życie malców, które, niestety, trzeba dokarmiać butelką, żeby choć trochę odciążyć matkę. Cała trójka jest pod opieką lekarza, matka dostaje antybiotyk i środki p/zapalne.
Prosimy o pomoc i kciuki - za mamę i jej dzieci.
Loading...