Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
W imieniu Markiza bardzo dziękujemy za wsparcie. Kocurek wrócił do zdrowia i cieszy się szczęściem w swoim nowym domu :)
Historia Markiza jest nieco inna, niż większość kocich historii, z którymi spotykamy się na co dzień. Markiz, piękny i dostojny długowłosy kocur. Nie był bezdomny.
Miał dom i osobę, która kochała go całym sercem. Jednak na ich wspólnej drodze stanęła choroba… U starszej kobiety, właścicielki Markiza, zdiagnozowano nowotwór w zaawansowanym stadium. Lekarz nie owijał w bawełnę - jedyne, co jej pozostało to terapia paliatywna. A co się stanie z kotem, kiedy jej zabraknie? Starsza kobieta nie miała rodziny, ani nikogo, kto mógłby się nim zaopiekować.
Na szczęście los postawił na ich drodze dobrego anioła. O historii Markiza i starszej kobiety dowiedzieliśmy się od jednej z osób zaprzyjaźnionych z naszą fundacją, która mieszka w sąsiedztwie starszej pani. Zwróciła się do nas z prośbą o pomoc dla kota. I choć nasze domy tymczasowe już wtedy pękały w szwach, trudno było odmówić w obliczu tak dramatycznej sytuacji. Jedna z naszych wolontariuszek zgodziła się przyjąć Markiza pod swój dach. Kocurek przyjechał do nas razem z dokumentami potwierdzającymi szczepienia, odrobaczenia, kastrację, a nawet testy FeLV i FIV (oba negatywne). Z wpisanej daty urodzenia wynikało, że kot ma 5 lat.
Pierwsze dni w nowym miejscu były dla kocurka ogromnym szokiem. Bo choć miseczka była pełna, było cicho i spokojnie, to dłoń, która chciała pogłaskać jakaś nie ta, głos, który go wołał - obcy… Wszystko wokół było inne, nieznane, a on tęsknił; tak bardzo tęsknił nie rozumiejąc nic z tego co się stało…
Z czasem jednak powolutku zaczął pięknie się otwierać. Bo przecież dłoń, która chciała głaskać była ciepła i delikatna, głos, który go wołał był czuły i spokojny. Przełamał się, zaufał i wtulił w ramiona wolontariuszki głośno mrucząc. Wtedy też nasza wolontariuszka dostrzegła, że Markiz ma złamany kieł, a z jego pyszczka poczuła nieprzyjemny, ropny zapach. Od razu chwyciła za telefon i umówiła wizytę w lecznicy.
Kilka dni później Markiz znalazł się w gabinecie. U kocurka zdiagnozowano zapalenie dziąseł oraz zgorzel. Wykonano zabieg sanacji jamy ustnej z ekstrakcją zepsutych zębów, usunięto także kamień nazębny. Ogolono też sfilcowane futerko, którego Markiz nie pozwolił sobie wyczesać. Z pakietem leków i zaleceń, wieczorem kocurek wrócił do domu. Bez bolących zębów i kołtunów niemal od razu poczuł się jak nowo narodzony, a radość nareszcie zagościła w jego pięknych oczach.
Przez najbliższe dni Markiz musi pozostać pod kontrolą weterynaryjną, wierzymy jednak, że od tej pory czeka go już tylko to, co najlepsze. Kocurek stał się wielkim, wdzięcznym przytulaskiem i już wkrótce będzie gotowy, by znaleźć kochający dom.
Nam pozostaje jeszcze opłacić fakturę za zabieg i leczenie. Niestety z pustego fundacyjnego konta nie uda się tego zrobić. Dlatego w imieniu Markiza bardzo prosimy o pomoc.
Loading...