Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Drodzy darczyńcy, z całego serca dziękujemy za pomoc. Dzięki Wam nasze zwierzęta mogły przetrwać ten najgorszy czas. Nie jest łatwo , ale dzięki Waszej dobroci z optymizmem patrzymy w przyszłość. Dziękujemy.
Odkąd wybuchła pandemia, potem wojna i teraz drożyzna nie możemy się podnieść. Wraz z naszymi zwierzętami zostałyśmy przyparte do dna, z którego nie możemy się odbić.
Niechciane przez nikogo zwierzęta przeżywają kolejny dramat. Kryzys odbiera im ich jedyny dom. Znowu muszą walczyć o przetrwanie. Dobrzy Ludzie z całęgo serca proszę o pomoc bez której, już raz skrzywdzone zwierzęta, nie dadzą rady. One mają tylko nas, wcześniej nikt ich nie chciał. Jeśli dzięki Państwa pomocy uda się dokończyć zbiórkę, znowu będą bezpieczne. Proszę przeczytajcie naszą historię i BŁAGAM POMÓŻCIE IM. Udostępnijcie zbiórkę, wpłaćcie chociaż niewielki datek. Dziś dla nich każda, nawet najmniejsza pomoc ma ogromne znaczenie.
Od 9 lat ratujemy zwierzęta. Udało się wyrwać z bezdomności setki zwierząt, kolejne przywrócić do życia. Odebrać katom i oprawcom, wyleczyć i znależć kochające domy. Uratować konie przed rzeźnią i stworzyć dla nich Konikowy Dom.
Nigdy nie było łatwo, tym bardziej dla małej, lokalnej fundacji, która nie ma dotacji, sponsorów czy ogromnych zasięgów. Zawsze trzeba było prosić dobrych ludzi o pomoc. Miałyśmy to szczęście, że trafiałyśmy na tych dobrych, którym los zwierząt nie był obojętny. Zapewniałyśmy naszym zwierzętom stabilne miejsce, w którym dochodziły do zdrowia, poczucie bezpieczeństwa, pełną miseczkę.
Były leczone, przywracane do życia. Mogły spokojnie czekać na nowy dom.
A uratowanym koniom stworzyłyśmy bezpieczny dożywotni dom, w którym doszły do zdrowia, nabrały pewności siebie i od nowa zaufały ludziom.
Aż przyszła pandemia, później wojna a dzieła dopełniła galopująca inflacja i wszechobecna drożyzna. I wtedy naprawdę zrobiło się bardzo ciężko. Ale mimo to cały czas trwałyśmy i dalej ratowałyśmy zwierzęta. Był nawet taki czas, w którym wydawało się, że nasze kłopoty mogą się zakończyć. Widziałyśmy światełko w tunelu. Jednak to, co jakieś półtora miesiąca temu się zaczęło, dosłownie zwaliło nas z nóg... Wszechobecny kryzys nikogo nie ominął, ale u nas zaczął zbierać śmiertelne żniwo. Kotki zaczęły chorować i jeden po drugim umierać. Nasze zwierzęta zostały zaatakowane przez dwie najgorsze choroby. Cudowny Arturek, Krysia Skórka i przecudna Kiteczka, zachorowały na FIP. I choć w końcu udało mi się zakupić bardzo drogi lek, nie zdążyłam z pomocą. Wszystkie trzy odeszły.
Czwórkę kociąt zabrał śmiertelny koci tyfus, zwany panleukopenią. Mimo ogromnych starań, zakupu surowicy intensywnego leczenia, mogłam tylko bezsilnie patrzeć jak jeden po drugim odchodzą.
W ciągu półtora miesiąca, choroby zabrały 7 kocich istnień. Moje serce zostało zdruzgotane a koszty diagnostyki, leczenia, zakupu leku na FIP wgniotły w ziemię. Niestety FIP nie odpuszczał, zaatakował maleńką Ksenię.
Wiecie jak bardzo się ucieszyłam, kiedy Ksenia pozytywnie zareagowała na lek. Ale to była chwilowa radość, za chwilę pojawiły się łzy. Przecież leczenie trzeba kontynuować przez 84 dni a koszt dziennej dawki to około 250 zł. Jeśli przerwę leczenia, choroba wróci a Ksenia nie przeżyje. Patrzę jej w oczy i zaklinam rzeczywistość a w duchu powtarzam, że przecież dobrzy ludzie pomogą, że nie pozwolą jej umrzeć. Ale to nie wszystko. Kolejne kotki zaczynają chorować a nam brakuje środków, żeby je leczyć. W najgorszej sytuacji są przewlekle chore, którym nasiliły się objawy.
Kotek Luzak z IBD musiał zacząć brać dodatkowe leki, jeść karmę gastroitestinal a mimo to objawy nie ustępują a wręcz się nasilają, potrzebna dalsza diagnostyka.
Kotek Białołapek z rozwalonymi przez truciznę nerkami. Od kilku dni męczy go uporczywa biegunka, której niczym nie możemy zwalczyć. I znowu potrzebna diagnostyka i dodatkowe leczenie.
Mała Balbinka znowu na lekach. Tu też potrzebna diagnostyka, bo co chwila choruje na zapalenie górnych dróg oddechowych.
Mały Krzyś, tak jak Balbinka co chwila choruje. Dziś znowu na lekach, bo kaszel, katar i kłopot z oddechem. Tu też konieczna dodatkowa diagnostyka;
Arturek Drugi, brat Arturka Pierwszego też chory. Jest na lekach mimo to cały czas ma problem z apetytem.
I nasz ukochany, uratowany piesek Maniuś, psi ideał, który opiekuje się kotkami. Zatakował go rak. Tak bardzo agresywny, że nie minęło pół roku a Maniuś ma wszędzie przerzuty W tym momencie to już terminalne stadium. Jest na paliatywnym leczeniu. Można byłoby przedłużyć mu życie, ale nie dość , że nie stać nas na lek, to nie można nigdzie go kupić. Masivit 150 przedłużyłby mu o kilka miesięcy życie, ale koszt kuracji to 1200 zł miesięcznie. Siedzę przy nim, głaszczę a po policzkach ciekną mi łzy. Dlaczego tak jest? Dlaczego zdrowie i zycie naszych czworonożnych przyjaciół, musi być uzależnione od ilości pieniędzy?! To takie niesprawiedliwe.
Niestety Maniuś nie doczekał pomocy. Jego umęczony organizm poddał się. Ostatnie uderzenie serca, ostatni oddech. Do końca tulony i głaskany, pozostawił ogromny smutek i żał. Pozostawił też swojego wiernego psiego przyjaciela. który cały czas go wypatruje i nie zdaje sobie sprawy, że Maniuś już nigdy do niego nie przyjdzie.
Za dużo się na nas zwaliło, za dużo! Pod opieką mamy 60 kotków. W większości starsze i przewlekle chore. Jedne muszą jeść karmę na nerki Renal, inne na zapalenie pęcherza moczowego Urinary, jeszcze inne karmę Gastro. Koszt wyżywienia naszych kotków przekracza kwotę 5 tyś zł na miesiąc. Uratowanych przed rzeźnią koników mamy 15. Miesięczny koszt ich utrzymania to ponad 9 tyś zł.
Zawsze było ciężko, ale dzięki pomocy dobrych ludzi wychodziłyśmy z opresji. Ale dziś uwierzcie mi, już nie daję rady. Jesteśmy bez środków, nie mamy na nic. Na karmę dla kotów, paszę dla koni. Na moje prośby i błagania o pomoc odpowiada cisza. Tylko małe grono wiernych przyjaciół stara się pomagać, ale to za mało. Dla nas i uratowanych zwierząt to prawdziwy dramat. Bezpieczne miejsce stało się pułapką, zamiast stabilizacji są choroby, za chwilę przyjdzie głód a na końcu śmierć.
Przed uratowanymi końmi trudny zimowy czas a ich byt i bezpieczeństwo znowu zagrożone. Już nie wiem, jak prosić o pomoc. Patrzę na nie a serce rozrywa mi ból. Boję się co dalej będzie. Już raz przeszły niedojadanie i stres, który na kotkach odbił się śmiertelnymi chorobami. Wcześniej uratowane, dziś znowu muszą walczyć o życie! To jest ich krzyk rozpaczy! Błagalne wołanie o pomoc! URATUJCIE NAS! Bo bez pomocy, jutra dla nich nie będzie...
Tak dziś wygląda nasza rzeczywistość. Wpatrzone we mnie, proszące o jedzenie kotki. Mój strach, że za chwilę nie będę dla nich miała, nawet najtańszej karmy. I ta obezwładniająca bezsilność. A mimo to, kiedy widzę porzucone na ulicy zwierzę, nie przechodzę obojętnie - pomagam.
Nie wiem co dalej z nami będzie. Ostatkiem sił proszę o pomoc wierząc, że dobrzy ludzie, którzy tu zajrzą, tak po prostu, po ludzku pomogą. Nie omijajcie nas, pomóżcie zebrać środki, które pozwolą przetrwać, ten bardzo trudny dla nich czas.
W razie pytań jestem do Państwa dyspozycji Dorota Puchalska tel. 509 974 175. W załącznikach, koszty weterynaryjne, wizyty, diagnostyka i leki.
Loading...