Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Not got a RatujemyZwierzaki account?
Kochani, nie wiemy, jak prosić Was o pomoc... Pilnie potrzebujemy busa, którym będziemy mogli transportować nasze zwierzaki do weterynarza - na badania, wizyty, zabiegi i tak dalej. Nasze dotychczasowe auto ma już prawie 25 lat (jest z 2000 roku, z sierpnia). Niestety jako taki leciwy "staruszek" często się psuje i niedomaga. Obawiamy się, że niebawem już nie ruszy. Jak wtedy dojedziemy do weterynarza?
Nasze zwierzęta potrzebują często wizyt u specjalistów. Nierzadko pokonujemy nawet 100 km, aby dojechać do wyspecjalizowanej lecznicy. Jesteśmy małą, rodzinną Fundacją - nie możemy więc liczyć na żadne dotacje i wsparcie z zewnątrz. Wszystko, co mamy, zarobiliśmy własnymi rękami. Dzięki Waszej pomocy możemy opłacać faktury za ratowanie zwierząt, kupować karmę czy suplementy i leki. Niestety w naszym wypadku samochód to nie luksus to konieczność... bez której nie jesteśmy w stanie pomagać.
Jesteśmy HOSPICJUM dla starych zwierząt. Takich, których nikt nie chce - bo wiekowe, bo kalekie, bo trzeba je leczyć, bo brzydkie i nie pochwalisz się nimi przed znajomymi, bo trzeba po nich sprzątać, bo płaczą w nocy, bo są za bardzo kosztowne i tak dalej...
Pod naszą opieką są zwierzaki bardzo skrzywdzone przez człowieka - porzucone przez niego w trudnej chwili na pewną śmierć głodową. Nasi podopieczni to często psy i koty lękowe - nie ma się co dziwić, ponieważ mają za sobą traumę. Opiekujemy się nimi 24 godziny na dobę. Poświęcamy im całe swoje życie. Rezygnujemy ze spotkań ze znajomymi, wyjazdów, wakacji... każdą wolną chwilę poświęcamy im. Każdą wolną złotówkę inwestujemy w ich zdrowie i dobrobyt.
Nie znajdziecie u nas drogich samochodów jak w wielu Fundacjach - nasz jedyny samochód ma 25 lat! Tygodniami, gdy zepsuła się nam pralka praliśmy ręcznie. Dla nas najważniejsi są ONI - nasi podopieczni!! Aby móc im jednak pomagać potrzebujemy sprawnego środka transportu, który nie zawiedzie nas, gdy będzie potrzebna pilna wizyta u weterynarza.
Dajemy im wszystko, co najlepsze - miłość, troskę, komfort i dobrobyt. Pomimo starości i chorób, wielu podopiecznych jest z nami w dobrej kondycji od kilku lat! Daliśmy im szansę na lepsze życie. Na poznanie człowieka z innej strony. Na doznanie, czym jest prawdziwa miłość... a kiedy przyjdzie ten czas umrą kochane w naszych ramionach.
Fundacja otacza opieką również te zwierzaki, o których świat zapomniał. Trafiły z wyrokiem śmierci za schroniskowe kraty i tam przyszło im czekać na to, co nieuniknione... śmierć w cierpieniu i samotności. Tak było z Impetem, który trafił pod skrzydła Fundacji pod koniec czerwca 2023 roku. W schronisku czekał już tylko na śmierć w cierpieniu. Porzucony jak śmieć, gdy człowiek zorientował się, że jest chory. Wzięliśmy go do siebie pomimo obciążenia chorobą oraz stanu głębokiego niedożywienia na dożywotnią opiekę, aby pokazać mu, że jeszcze może być kochany i aby ulżyć mu w cierpieniu, z którym każdego dnia się zmagał - nowotwór kości i jąder. Impet wymagał nie tylko intensywnej opieki weterynaryjnej, ale też specjalistycznej karmy, ponieważ był bardzo mocno wychudzony - jego mięśnie wręcz zanikły.
Po amputacji kończyny i jąder pomimo choroby Impet zaczął cieszyć się życiem i spacerami. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie wsparcie naszych darczyńców, którzy pomagają opłacić faktury weterynaryjne.
Zakup busa pozwoli nam również zabierać naszych podopiecznych na działkę - kilka lat temu, jeszcze jako osoby prywatne, zakupiliśmy działkę (0,65 ha), zbudowaliśmy ocieplaną altankę i tam właśnie teraz chcielibyśmy móc zabierać nasze zwierzaki. Tam w ciszy i spokoju będą mogły odpoczywać.
Poniżej znajdziecie historię naszych podopiecznych:
Nasi podopieczni to psy i koty, o których świat wolałby zapomnieć. Kochamy je jednak całym swoim sercem. Zdajemy sobie sprawę z tego, że lata świetności mają już za sobą i pozostało im 1, 2, może 3 lata życia. Chcemy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby wynagrodzić im cierpienie, jakiego doznały! Chcemy, aby czuły się kochane i zaopiekowane. Aby zapomniały, jak zły potrafi być człowiek! P
Elfik, niewidomy, 18-letni psiak
Piesek na zdjęciu to 18-letni Elfik. Elfik kiedyś miał dom. Nie wiadomo dlaczego go stracił. Może dlatego, że jest niewidomy? Po co komu ślepy, kulawy i brzydki pies? Elfik został podrzucony pod prywatne schronisko w Radomiu. Wyrzucony jak śmieć!! Trudno sobie wyobrazić traumę takiego zwierzęcia 💔. Nie dość, że los i tak go nie oszczędził, bo psiak stracił wzrok, a liczne blizny na głowie pokazują, że niejednokrotnie musiał być bity, to człowiek, który miał być jego opiekunem, miłością i wsparciem - pozbył się go tak, jak pozbywa się starych ubrań 💔.
W schroniskowym, zimnym boksie spędził dużo czasu. Ludzie przychodzili, zabierali do domu jego kolegów, a on zostawał sam. Mijała zima za zimą, a po Elfika nikt nie przyszedł. Przecież nikt nie chce starego, brzydkiego i niewidomego psa. Tak życie mu mijało bez człowieka i bez miłości, której tak bardzo wypatrywał. Na szczęście zjawił się anioł !!! Do schroniska przyszła Pani Ewa z Fundacja Animal Care Arkadia i powiedziała, że chciałaby dać dom psu. Warunek był jeden - miał to być najbiedniejszy pies w schronisku! I tak Elfik trafił do domu Pani Ewy. Jest pieskiem uległym i wycofanym oraz przestraszonym - nic dziwnego, przeżył bardzo wiele, ale za to bardzo, ale to bardzo kochanym!!
Pikuś, 18-letni psiak (Dodaliśmy drugie imię - Homer, gdyż w Fundacji mamy jeszcze jednego pieska o imieniu Pikuś).
Takich psów jak Pikuś są tysiące i każdego dnia wciąż więcej i więcej. Samotne i zapomniane. Nikt nie chce o nich myśleć. Lepiej odwrócić wzrok. Tak jest wygodniej. Zmarznięte i głodne. Pikusia życie nie należało do tych kanapowych. Urodził się na wsi koło Częstochowy. Jego Pan miał łącznie 9 psów i kilkanaście kotów. Nie dbał o swoje zwierzęta w ogóle. Wszystkie jadły z jednej miski - najczęściej kaszę i resztki. Kiedy wpadł w "cug" i pił - bywało, że nie jadły w ogóle. Te najsłabsze zwykle nie dopchały się do miski. Kiedy przychodzili pijani koledzy, psy szczekały, więc niejednokrotnie były kopane czy odkładane kijem.
Pikuś kiedyś musiał być mono pobity, bo widać ślady na jego szczęce. Biedak w takich warunkach przeżył 15 lat!! Nigdy nie zaznał czegoś takiego jak miłość i troska człowieka. Nie był u weterynarza. Jego ogon prawie wyłysiał - wystarczyły dwa miesiące dobrej karmy i sierść odrosła. Kiedy Pan Pikusia zginął pod kołami, psiaki zostały same. Udało się znaleźć dom wszystkim, ale były młode, miały ładne ząbki, a Pikuś? No cóż, Pikuś to staruszek. 15 lat to dużo, a takich staruszków nikt nie chce. Pikuś był tak samotny, że zaczął sypiać z dzikimi kotami. Ze smutku często wyje. Jego oczy są tak bardzo smutne...
Dziś po prawie 3 latach w Fundacji Pikuś odżył. Znów uwierzył w człowieka. Zaznał, czym jest jego miłość!! Dla takich chwil warto walczyć!
Tobiś, spędził prawie 10 lat w schronisku w Bystrym!
Tobiś ma 13 lat, a aż 9 lat spędził w tym piekle!! Jakiś czas temu Tobisia przygarnęła Fundacja Animal Care Arkadia. Tobiś był kupką nerów. Ze strachu potrafił zaatakować nawet swoją opiekunkę - Panią Ewę z Fundacji. Piesek, który bał się samego wzroku człowieka. Skulony, trząsł się za każdym razem, gdy człowiek przechodził obok niego 💔. Na spacer trzeba było go wynosić, ponieważ strach go dosłownie paraliżował. Trudno sobie wyobrazić, co ta istota musiała przeżywać każdego dnia...
Dziś choć trudno wymazać z pamięci tyle straconych lat Tobiś jest zupełnie innym pieskiem :) Cieszymy się, że mogliśmy mu pokazać, czym jest prawdziwa miłość!
Pikuś:
Na zdjęciu 12-letni Pikuś. Kiedyś miał kochający, ciepły dom i dużo tulenia. Niestety jego Pan zmarł, a Pikuś trafił na łańcuch, do zimnej budy. Nie narzekał, bo chociaż miał co jeść i ktoś czasem podszedł i pogłaskał. Pewnego dnia Panią, pod której opieką był Pikuś, zabrała karetka do szpitala. Już z niego nie wróciła, a Pikuś został sam. Chociaż Pani miała dwóch synów, którzy mieszkali niedaleko, u żadnego z nich nie było miejsca dla zaledwie 7 kg psiaka. Został sam na łańcuchu, przy zimnej budzie. Nasypywano mu suchej karmy, która może dłużej stać i nalewano wody. Po pewnym czasie jednak i to zniknęło. Nie było sensu utrzymywać psa. Dom i bramę na podwórko zamknięto na klucz, a Pikuś trafił na ulicę.
Chodził po wsi i żebrał. Życie tego psa zostało złamane. Wyrzucony jak nic niewarty śmieć. Pikuś najchętniej przestałby istnieć, chciałby zniknąć z tego świata, ale jak? Chodził i prosił o jedzenie. I w tym momencie zjawiła się Pani Ewa – ten anioł ratuje właśnie takie zwierzęta. Pozwala im na nowo uwierzyć, że są COŚ WARTE! Pozwala im uwierzyć, że człowiek ma serce!
Kociaki nasze, w tym Helenka z niedowładem tylnych łapek i Ludwiczek bez oka:
Iraklis, niepełnosprawna Helenka z niedowładem tylnych kończyn, Gucio, Ludwiczek (bez jednego oczka), Filipek i Oskar.
Ludwiczek bez oczka.
Helenka z niedowładem tylnych kończyn.
Sonia ze schroniska w Suwałkach:
Wolnożyjące koty na wsi dokarmiane przez Fundację Animal Care Arkadia z Raciborza:
Opiekujemy się starymi zwierzętami, często niewidomymi, z niedowładem kończyn. Prosimy o wsparcie! Można przekazywać darowizny również. Kochani! Prosimy o Wasze wsparcie!
Loading...